12-letniego Daniela szukano dwa dni. Do lasu mógł uciec z powodu rodzinnego koszmaru

Polska

Daniel ze wsi Izdebki na Podkarpaciu zniknął z podwórka babci. Przez dwa dni bezskutecznie szukało go ponad 1000 osób. Chłopiec odnalazł się m.in. dzięki swojemu psu. Niewykluczone, że uciekł z domu, bo spotkała go krzywda. W trakcie poszukiwań policja ustaliła, że część z 10 dzieci w rodzinie Daniela mogła być maltretowana i molestowana przez ojca.

Daniel zaginął 13 listopada. - Po południu poszłam do sklepu. Kazałam mu poczekać, jednak jak wróciłam, to jego już nie było. Myślałam, że poszedł do domu, jak już nieraz bywało. Policjanci i strażacy dwa dni go szukali - opowiada babcia Daniela w rozmowie z reporterem "Interwencji"

 

Poszukiwania chłopca zakończyły się sukcesem. Został przetransportowany do szpitala, ponieważ był głodny i wyziębiony. Działania służb najprawdopodobniej nie miałyby jednak szans powodzenia, gdyby nie pies Misiek, który towarzyszył 12-latkowi.

 

- Jakieś 3 km stąd, za lasem, na łące grzybiarz szedł i piesek go obszczekał. Mężczyzna przyszedł do wsi i opowiadał o tym. A ten pies akurat też przyleciał. I wtedy na quada i grzybiarz pokazał to miejsce. 200 metrów dalej znaleziono Daniela. Siedział bez pantofli, bo w klapkach poszedł - opowiada sąsiad rodziny.

 

10 dzieci w rodzinie

 

W poszukiwaniach brało udział ponad tysiąc funkcjonariuszy różnych służb. Kiedy szukano chłopca, sprawdzono również jego rodzinę. Policjanci odkryli wtedy ślady mogące świadczyć o tym, że 10 dzieci było ofiarami przemocy - w tym także seksualnej - ze strony swojego ojca.

 

- Prokuratura Rejonowa w Brzozowie prowadzi śledztwo o dwa czyny. Pierwszy to jest narażenie osoby małoletniej na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Drugi to doprowadzenia osoby małoletniej, poniżej lat 15 do innej czynności seksualnej - informuje Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie.

 

"Widziałem to na własne oczy"

 

- Bywało tak, że nawet co 2-3 dni byłem tam. Wiem, że brat został aresztowany i domyślam się, o co chodzi. Jest to prawdopodobne. Było tak, że nawet i te najstarsze dotykał po miejscu intymnym. Widziałem to na własne oczy. Tego, że gwałcił, to nie mogę powiedzieć, bo mnie tam akurat przy tym nie było, ale to, jak ją łaskotał, tom widział - mówi brat podejrzanego.

 

Wszystkie dzieci zostały przeniesione do placówki opiekuńczej w Sanoku. Ich matka załamała się i trafiła do szpitala w Rzeszowie, a ojciec do aresztu. Mężczyzna nigdy nie pracował, rodzina utrzymywała się ze świadczeń pomocy społecznej oraz 500+. Miała także przydzielonego asystenta rodziny.

 

"Ja mam w rozporku robotę"

 

- Każdy mu mówił, żeby poszedł do roboty. To odpowiadał: po co, jak ja mam w rozporku robotę. Dosłownie – relacjonuje brat podejrzanego.

 

Jak to możliwe, że odwiedzający dom asystent rodziny ośrodka pomocy społecznej w Nozdrzcu nie zauważył niczego podejrzanego? Jakie kryteria musi spełniać taki asystent rodziny?

 

Anna Jarema, GOPS w Nozdrzcu: Asystent musi mieć wykształcenie wyższe pedagogiczne, przynajmniej 3-letni staż pracy z dziećmi.

Reporter: Powinien być w stanie rozpoznać zespół dziecka maltretowanego?
- Tak. 
- Pani kierownik zna pani przyczynę naszej wizyty tutaj… I mówi pani, że taki asystent to jest ktoś, kto powinien takie symptomy rozpoznać? 
- Tak.
- I żaden asystent rodziny nie rozpoznał, że pan Krzysztof molestuje swoje dzieci? 
- Nie. 
- I pani uważa, że to dobrze? Że to świadczy dobrze o kompetencjach tego człowieka? 
- Uważam, że moi pracownicy mają bardzo dużo wiedzy i kompetencji do wykonywania swojej pracy.


Sprawę bada prokuratura. Śledczy nie wykluczają przedstawienia zarzutów również urzędnikom GOPS.

ml Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie