"Nieznane taśmy z archiwów w Kijowie, Paryżu czy Nowym Jorku". Gliński o filmie "Niepodległość"

Polska

- Poszukiwania i rezultaty (twórców - red.) były fascynujące. Nieznane taśmy filmowe odszukiwane były w archiwach od Kijowa, przez Paryż, po Nowy Jork, w różnych miejscach na świecie. W syntetycznej formie opowiadają one historię tworzenia się Polski - powiedział o filmie "Niepodległość" minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, gość programu"Wydarzenia i Opinie"

Dorota Gawryluk zapytała, czy minister od razu miał przeczucie, że film będzie hitem.

 

- Nieskromnie powiem, że tak. Półtora roku temu Mirosław Bork - producent, reżyser przyszedł do mnie z pomysłem i mówił, że twórcy poszukują starych materiałów z kronik z lat tworzenia się polskiej niepodległości. Od razu była mowa, że taśmy będą kolorowane, udźwiękowione. Nie widziałem jeszcze ostatecznej wersji, ale tylko dwie w trakcie produkcji. Już to było szalenie wciągające. Ten film ma także bardzo istotny walor edukacyjno-poznawczy. Większości obrazków nie znamy, niektóre tylko ze zdjęć nieruchomych. Bardzo wiele rzeczy jest nowych - powiedział minister Gliński. 

 

Dokument "Niepodległość" przygotowany z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości w 80 procentach składa się z fragmentów filmów z lat 1914-1923, które dotąd nie ujrzały światła dziennego. Widzowie przeniosą się sto lat wstecz. Zobaczą, jak Polacy najpierw wywalczyli, a potem budowali swoją wolną i niepodległą ojczyznę, jak żyli i jak się bawili. 

 

Wielka gala poprzedzająca projekcję odbywa się w Teatrze Wielkim. Film "Niepodległość" pokaże Telewizja Polsat o godz. 20:30. Dokument wyprodukowała MWM Media Sp. z o.o. przy współpracy z Telewizją Polsat, Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Filmoteką Narodową - Instytutem Audiowizualnym.

 

Ocena marszu 11 listopada

 

W drugiej części rozmowy Dorota Gawryluk zapytała, czy minister jest zadowolony z przebiegu Biało-Czerwonego Marszu "Dla Ciebie Polsko" w Warszawie.

 

- Jestem więcej niż zadowolony. (...) Słyszę, że na zachodzie pokutują próby opisania tego marszu w sposób obłędny. Te ekscesy były nieistotne. Rzucenie kilku petard i spalenie kilkuset samochodów we Francji przy jakiejkolwiek okazji, postępowanie polskiej policji i to, co widzimy w Katalonii, w Niemczech czy we Francji - to są rzeczy nieporównywalne - powiedział minister Gliński.

 

"Nie ma zamachów ani bandyterki"

 

Według ministra marsz 11 listopada powinien być państwowy już na stałe. - Przyznaję, to była inicjatywa oddolna środowisk narodowych. Muszę ich bronić, bo od dawna postawiły na myślenie o narodzie w kategoriach kulturowych, a nie etnicznych. W większości to nie są środowiska rasistowskie. Ale zawsze się znajdują ekstremiści, prowokatorzy, wariaci. Przy organizacji tego marszu mówimy jasno, że nie będzie akceptacji dla takich zachowań. 

 

- Czy nie obawia się Pan, że rząd będzie miał łatkę flirtującego z narodowcami? - zapytała Dorota Gawryluk.

 

- Ktoś musiałby być niepoważny, żeby w oparciu o spalenie jednej flagi wyrabiać sobie zdanie na temat polskiego rządu. Nie ma u nas zamachów ani bandyterki, nad którą nie można zapanować. Polskie państwo stanęło na wysokości zadania - odpowiedział minister.

 

 

"Nie damy się wypchnąć z Unii Europejskiej"

 

Dodał, że spalenie flagi Unii Europejskiej na marszu godzi w wartości innych ludzi. Zapewnił, że rząd nie chce wyprowadzać Polski z Unii. - Unia Europejska czasami błądzi, mamy istotny deficyt demokracji w UE, a zwłaszcza w jej organach. To nie znaczy, że się od niej odwracamy. Jesteśmy cywilizowanym, potężnym, godnym krajem, który jest częścią UE. Nie damy się z niej nikomu wypchnąć, nawet przewodniczącemu KE - powiedział minister Gliński.

 

 

Gośćmi drugiej części programu byli: prof. Wojciech Roszkowski, historyk, konsultant filmu "Niepodległość" oraz Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

mta/ml/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie