Przywódca opozycji dalej nie akceptuje wyniku wyborów w Zimbabwe
Przywódca opozycji w Zimbabwe Nelson Chamisa odrzucił w sobotę decyzję Trybunału Konstytucyjnego, który dzień wcześniej potwierdził kontestowane przez Chamisę zwycięstwo urzędującego szefa państwa Emmersona Mnangagwy w lipcowych wyborach prezydenckich.
Skład sędziowski Trybunału w piątek jednomyślnie uznał, że opozycyjny polityk nie przedstawił "wystarczających i wiarygodnych dowodów" na oszustwa wyborcze. Według oficjalnych rezultatów ogłoszonych przez komisję wyborczą Mnangagwa uzyskał 50,8 proc. głosów, o włos unikając drugiej tury, gdzie zmierzyłby się z Chamisą, który zdobył 44,3 proc.
- Z całym szacunkiem nie zgadzam się ze stanowiskiem wypracowanym przez TK i je odrzucam - oświadczył Chamisa w obecności prasy, dodając, że ma "uzasadnione roszczenie do rządzenia Zimbabwe".
Odniósł się również do tweetów Mnangagwy z piątku, w których prezydent zwrócił się też do pokonanego rywala słowami: "(...) moje drzwi są otwarte, podobnie jak moje ramiona. Jesteśmy jednym narodem i musimy stawiać naród ponad wszystko".
Jakiekolwiek negocjacje z rządzącą partią Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe - Front Patriotyczny (ZANU-PF) mogą dotyczyć wyłącznie uregulowania kwestii prezydentury i przerwania "błędnego koła budzących kontrowersje wyborów" - zaznaczył Chamisa. Zapowiedział też, że pokojowe protesty uliczne to opcja, po którą opozycja sięgnie "w obronie zwycięstwa narodu".
W skardze wyborczej do TK ugrupowanie Chamisy - Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC) - domagało się powtórzenia wyborów albo uznania zwycięstwa w nich Chamisy. MDC twierdził, że działająca w zmowie z Mnangagwą komisja wyborcza część głosów policzyła podwójnie oraz doliczyła głosy z fikcyjnych lokali wyborczych, a w niektórych lokalach zarejestrowano więcej wyborców, niż było osób uprawnionych do głosowania.
Pierwsze wybory po upadku dyktatora Mugabe
W piątek władze MDC poinformowały, że partia ma przed sobą różne "opcje polityczne", ale niezależnie od tego, na którą się zdecyduje, będzie "działać w granicach prawa".
Wybory prezydenckie i parlamentarne z 30 lipca - pierwsze od jesieni 2017 roku, gdy wojsko i ZANU-PF odsunęły od władzy rządzącego krajem od blisko 40 lat dyktatora Roberta Mugabego - miały wyciągnąć Zimbabwe z izolacji na arenie międzynarodowej, doprowadzić do zniesienia sankcji nałożonych na ten kraj i rozpocząć odbudowę gospodarki, doprowadziły jednak do polaryzacji zimbabweńskiego społeczeństwa - zauważa agencja Reutera.
Zaprzysiężenie na urząd prezydencki 75-letniego Mnangagwy - polityka zbliżonego do armii i sił bezpieczeństwa, a za rządów Mugabego wiceprezydenta kraju - zapowiedziano na niedzielę.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze