Świadek: do pewnego momentu Amber Gold miało pokrycie w złocie, później już nie

Polska

Do pewnego momentu Amber Gold miała pokrycie w złocie, później już nie - powiedział przed komisją śledczą ds. Amber Gold b. kierownik II działu kontroli podatkowej Pomorskiego Urzędu Skarbowego w Gdańsku Sławomir Langowski; kontrolował on działalność firmy za okres 2009-12 r.

Langowski powiedział we wtorek przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold, że w aparacie skarbowym pracował od 1996 r. Zaczynał jako referent w Kwidzynie, a w okresie Amber Gold był kierownikiem II działu kontroli podatkowej PUS w Gdańsku i kontrolował spółkę. Pracował tam do grudnia 2013 r. - odszedł przed końcem kontroli. Później wygrał konkurs na szefa urzędu skarbowego i został szefem urzędu w Tczewie. Obecnie pracuje w prywatnej spółce doradztwa podatkowego jako specjalista ds. rachunkowo-podatkowych.

 

Wassermann: świstki bez żadnej wartości

 

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała o jego kontakt ze spółką Amber Gold. Wyjaśnił, że prowadził kontrolę, która rozpoczęła się na początku 2012 r. i trwała w 2013 r., gdy odchodził z urzędu. Dopytywany o podstawy tej kontroli przez Pomorski Urząd Skarbowy powiedział, że jego dział otrzymał zlecenie takiej kontroli i ją przeprowadził. W praktyce, gdyby okazało się, że ten urząd nie jest właściwy, uwzględniono by to w procedurze kontrolnej.

 

Wyjaśnił, że z przedstawionych przez spółkę dokumentów wynikało, iż jej przychód wynosił rocznie ponad 80 mln zł, czyli przekraczał 5 mln euro, a od takiej kwoty podmioty były we właściwości PUS. Wassermann wytykała liczne błędy w przekazywanych przez Amber Gold dokumentach i oceniła, że nie powinny być one w ogóle tak nazywane. - To jakieś świstki, bez żadnej wartości - mówiła.

 

Przewodnicząca pytała m.in. o to, jak to się stało, że urząd 19 razy występował o materiały do Amber Gold. Langowski wyjaśnił, że zespół miał masę dokumentów Amber Gold - choćby 56 tomów z poprzedniej kontroli I Urzędu Skarbowego w Gdańsku. Tłumaczył, że firma na każde pismo odpowiadała i przedstawiała dokumenty, o które była proszona, a kolejne pisma dotyczyły następnych dokumentów spółki.

 

"Kontrola skarbowa była fikcją"

 

Według Wassermann kontrola skarbowa w Amber Gold była fikcją, a z podsłuchanych rozmów w śledztwie wynika, jak Marcin P. traktował kontrolujących i jak oni się zachowywali. Zacytowała jedną z rozmów, gdy sekretarka informuje P., że przyszli kontrolerzy z Pomorskiego Urzędu Skarbowego i chcieliby się z nim osobiście spotkać, by podpisał kilka dokumentów.

 

Gdy P. odpowiedział, że nie ma możliwości bezpośredniego spotkania, kontroler nalegał: "Bardzo nam zależy na tym, bo chcemy panu powiedzieć, odnośnie tej kontroli, którą prowadzimy i ewentualnie czego nam brakuje jeszcze. Dosłownie na 10 minut może by pan zszedł". Szef Amber Gold odparł, że trwa konferencja prasowa i tego nie zrobi; później po prośbach kontrolera upoważnił jedną z osób, by odebrała dokumenty.

 

- Pierwszy raz widzę coś podobnego - by kontroler, który kontroluje spółkę od lutego, w lipcu mówił do podmiotu, który nie otwiera mu drzwi - "a co stoi na przeszkodzie, bardzo pana proszę". To jest nie do uwierzenia - podkreślała.

 

"Dokumenty ze spółki sukcesywnie wypływały"

 

Langowski wyjaśnił, że moment, który opisała przewodnicząca, był przełomowy - spółka, która dotychczas przekazywała dokumenty i współpracowała, zaczęła się usztywniać w kontaktach - tłumaczył.

 

Wassermann przekonywała, że dokumenty w sprawie świadczą o tym, iż urząd skarbowy nie miał żadnych informacji ze spółki, spółka nie kontaktowała się z urzędnikami, którzy o to prosili, domagała się informacji od prokuratura, gdy ta już zabezpieczyła papiery spółki.

 

Langowski odpowiadał, że to nieprawdziwe wnioski, ponieważ wymiana danych trwała już w trakcie kontroli, a później śledztwa. - Sukcesywnie wpływały też dokumenty ze spółki - zapewniał. Podał, że urząd zabezpieczył wcześniej dokumenty spółki, a w piśmie od prokuratury, po wejściu śledczych do Amber Gold prosił o takie dokumenty, które wówczas zabezpieczono.

 

"Myśmy złota nigdy nie widzieli"

 

Dopytywany o źródło danych do kontroli wyjaśnił, że wydruki czy pliki elektroniczne z sytemu finansowo-księgowego wykonywane były przez kontrolowanego. Określały to przepisy, ze względu na wysokie ryzyko uszkodzenia tych danych. Tłumaczył, że krótkie kontrole - do trzech miesięcy - dotyczyły np. zwrotu VAT za jeden miesiąc. To, że kontrola działania Amber Gold trwała tak długo, nie było niespodziewane.

 

Zapewnił, że późniejsze analizy materiału prokuratury nie różniły się od ustaleń firmy doradczej na ten temat. Dopytywany, jaki podatek powinna płacić firma wyjaśnił, że kontrolujący uznali na bazie dokumentów, że powinien być to podatek od lokat w kruszec, udzielania pożyczek i pośrednictwa w ubezpieczeniach. Zaznaczył, że we wnioskach po zakończeniu kontroli można było wskazać niewłaściwość takiego opodatkowania, ale że dokonywał tego już inny dział w urzędzie.

 

Powiedział, że z analizy działalności spółek od 2009 r. do chwili kontroli wynikało, iż Amber Gold do pewnego momentu miała zgromadzoną odpowiednią do lokat wysokość wartości kruszcu. "To musiał być bardzo wczesny etap, skoro szacuje się, że miało go na poziomie 1-1,5 proc." - mówiła przewodnicząca.

 

"Myśmy złota nigdy nie widzieli, wynikało to z analizy dokumentów finansowych, że od pewnego momentu tego zabezpieczenia nie było" - mówił.

 

Wysłał pismo do KNF

 

Dopytywany, czy w wyniku ich działań spółka przelała jakieś środki na podatki powiedział, że po kilku - kilkunastu dniach od początku kontroli przelano ponad 10-12 mln zł zobowiązań podatkowych - na podatek CIT, VAT i podatek od wynagrodzeń pracowników. Wassermann wyjaśniła, że działania US okazały się nieskuteczne, bo środki wraz z oprocentowaniem trzeba było zwrócić syndykowi spółki.

 

Langowski pytany był m.in. o to, czy wiedział, że firma Amber Gold była piramidą finansową.

 

"Każda rozpoczęta kontrola podatkowa (...) miała na celu sprawdzenie wywiązywania się, prawidłowości rozliczeń z budżetem państwa. Biorąc po uwagę wszelkiego rodzaju procedury obowiązujące w urzędzie, wytyczne z Ministerstwa Finansów, pisma, okólniki itd., jeśli chodzi o sposób działania dużych urzędów w stosunku do największych podmiotów gospodarczych tego kraju, to nie zakładało się, że ten podmiot jest podmiotem oszukańczym, (...) że będzie robił działalność przestępczą" - powiedział.

 

Zapewnił, że wszystko to było weryfikowane i sprawdzane na bieżąco. "Natomiast takiej wiedzy w momencie rozpoczęcia tej kontroli absolutnie nie posiadaliśmy" - podkreślił. Zastrzegł, że podejrzenia, iż ma do czynienia z piramidą finansową nabrał znacznie później, w kwietniu 2012 wysłał w tej sprawie pismo do Komisji Nadzoru Finansowego.

 

"Nikt się o nic nie pytał"

 

- Na pewno zostały poinformowane też inne służby w tym zakresie - dodał. Poinformował, że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury zostało wysłane później, najprawdopodobniej w sierpniu, i dotyczyło nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych i poświadczenia nieprawdy.

 

Langowski zapewnił, że nikt z gdańskiego wywiadu skarbowego albo z warszawskiej centrali wywiadu skarbowego nie kontaktował się z nim w tej sprawie, podobnie nikt z gdańskiej izby skarbowej "o nic się nie pytał". Były urzędnik skarbówki wyjaśnił, że także żaden z polityków nie kontaktował się z nim, ani nie interweniował u niego.

 

Pytany był ponadto, czy nie zadawano sobie pytania, skąd Marcin P. miał pieniądze na rozpoczęcie działalności. "Na pewno z dokumentów źródłowych, jak badaliśmy ten aspekt podniesienia kapitału, to skończyło się to doniesieniem do prokuratury z uwagi na to, że mieliśmy podejrzenie, iż było w tych dokumentach poświadczenie nieprawdy" - powiedział.

 

"Nie miałem takiego szefa jak Ptaszyński"

 

Świadek dopytywany o związki rodzinne swojego przełożonego naczelnika Krzysztofa Ptaszyńskiego z wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem mówił, że nie słyszał o nich.

 

Zapewnił, że Ptaszyński, mimo młodego wieku, pracował wcześniej w kujawsko-pomorskim urzędzie skarbowym, w którym pilotażowo wdrażano nowy model administracji skarbowej na wzór francuski. "Wygrał konkurs na naczelnika, robił duże wrażenie swoim profesjonalizmem i wiedzą. Nie miałem takiego szefa jak Ptaszyński" - zapewniał przewodniczącą.

 

Ptaszyński - b. naczelnik Pomorskiego Urzędu Skarbowego w Gdańsku - zeznaje we wtorek przed komisją.

 

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.

 

Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r., a Amber Gold swoją likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

 

PAP, Polsat News

bas/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie