Spłonął im dom, w pożarze zginęło dwoje dzieci. Pomogli okoliczni mieszkańcy

Polska

Pożar wybuchł w marcu 2016 roku w Dusznikach k. Poznania. W domu przebywał ojciec wraz z pięciorgiem swoich dzieci. Dwóch chłopców zginęło na miejscu, a dom kompletnie spłonął. Z pomocą rodzinie przyszli sąsiedzi i okoliczni mieszkańcy. Ktoś podarował działkę, inni zorganizowali zbiórkę darów. Dzięki ludziom dobrej woli państwo Maćkowiakowie właśnie wprowadzili się do nowego domu.

1 marca 2016 r. tuż przed godziną 23:00 strażacy otrzymali informację, że pali się dom jednorodzinny na obrzeżach Dusznik. Gdy wybuchł pożar, w domu znajdowało się sześć osób: ojciec i pięcioro dzieci. Ojciec wyniósł z płonącego budynku półtoraroczną dziewczynkę. Jego 10-letnia córka opuściła dom sama, podobnie jak 6-letni chłopiec. Pożar rozprzestrzenił się na tyle szybko, że ojciec nie mógł wrócić po dwójkę pozostałych dzieci.

 

- Po przybyciu na miejsce ratownicy zastali budynek cały w ogniu. Warunki, które tam panowały, nie pozwoliły na prowadzenie działań wewnątrz. W środku, po ugaszeniu pożaru, znaleziono zwłoki dwójki dzieci, cztero- i ośmiolatka - powiedział Przemysław Chojan ze straży pożarnej.


Sześcioletni chłopiec, któremu udało się samodzielnie uciec z płonącego domu, miał  poparzone 40-50 proc. ciała.

 

Tragedia rodziny wstrząsnęła lokalną społecznością. Mieszkańcy Dusznik i okolicznych wsi od początku starali się pomóc Maćkowiakom. Zorganizowali zbiórkę darów, a specjalny bus jeździł od wsi do wsi zbierając m.in. żywność i ubrania.

 

Pomóc starały się również władze gminy. Jak informował Maciej Tepper z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dusznikach, utworzony został społeczny komitet pomocy pogorzelcom. Można było wpłacać pieniądze, a samorząd szukał rodzinie odpowiedniego mieszkania.

 

Nowe życie w nowym domu

 

Państwo Maćkowiakowie zatrzymali się u krewnych. Okazało się, że mieszkańcy o potrzebującej rodzinie nie zapomnieli. Rodzina otrzymała działkę i dzięki hojności innych, mogła zacząć odbudowę domu.  

 

- Najdłużej trwało przekształcanie gruntu, bo podarowana działka była działką rolną. Kłopotliwe były same procedury, ale gdy już udało się przekształcić teren, to budowa ruszyła pełną parą. Rozpoczęła się w czerwcu ub.r, a teraz stoi już dom - powiedziała Maria Woźniak, prezes Społecznego Komitetu Pomocy Pogorzelcom. 

 

"Maszyny grzęzły w błocie"

 

Sama budowa nie była łatwa ze względu na ubiegłoroczne, trudne warunki atmosferyczne.

 

- Miejsce, w którym powstał nowy dom jest odosobnione. Działka nie była uzbrojona, a dojazd do niej utrudniony. Ulewne deszcze powodowały, że maszyny budowlane grzęzły w błocie - relacjonował Miron Maciejewski, kierownik budowy.

 

Tu z pomocą znów przyszli sąsiedzi, którzy przy pomocy ciągników wyciągali samochody i pomagali dojechać na budowę. 

 

Dom został już wykończony, więc rodzina mogła się wprowadzić.

 

polsatnews.pl, Polsat News

 

 

nro/prz/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie