Były pracownik Biura Gospodarki Nieruchomościami przed komisją weryfikacyjną

Polska
Były pracownik Biura Gospodarki Nieruchomościami przed komisją weryfikacyjną
PAP/Tomasz Gzell

Nie mam takiej świadomości, żeby w Biurze Gospodarki Nieruchomościami istniała zorganizowana grupa przestępcza - powiedział w środę przed komisją weryfikacyjną b. pracownik biura Marek Dębski. Przyznał, że w BGN było polecenie, aby wydawać rocznie 300 decyzji zwrotowych.

Marek Dębski zeznał przed komisją, że w latach 2003-2016 pracował w Biurze Gospodarki Nieruchomościami. Dodał, że obecnie jest bezrobotny.

 

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał, czy w BGN było polecenie, żeby urzędnicy wydawali 300 decyzji zwrotowych rocznie. Dębski potwierdził, że tak było. Jak mówił, nie pamięta od kogo wyszło takie polecenie, ale - dodał - najpewniej wydał je ktoś z dyrekcji.

 

Według Dębskiego było to polecenie "prawidłowe". Jak tłumaczył, "oczekiwanie 70 lat na rozpatrzenie wniosku to trochę długo jak na postępowanie administracyjne, które powinno się zakończyć w dwa miesiące; raczej powinno się przyspieszać wszelkie sprawy, nie tylko decyzje zwrotowe, ale też decyzje odmowne".

 

"Wszystkie sprawy w BGN traktowano jednakowo" 

 

Jaki pytał świadka, czy otrzymywał od swoich przełożonych polecenia służbowe dot. wydania nieruchomości. Dębski przyznał, że działo się tak wielokrotnie, a polecenia przeważnie dotyczyły podjęcia "jakichkolwiek działań w sprawie, gdzie mieliśmy do czynienia z bezczynnością".

 

Dębski ocenił, że wszystkie sprawy w BGN traktowano jednakowo. Zaprzeczył też, żeby sprawy beneficjentów, którzy obecnie przebywają w areszcie we Wrocławiu, były rozpatrywane szybciej.

 

Jaki pytał również, czy świadek zauważył, żeby w BGN działała zorganizowana grupa przestępcza. Dębski odpowiedział, że "nie ma takiej świadomości, ani minimalnych dowodów na to".

 

Przewodniczący pytał, czy według świadka obowiązuje dekret Bieruta. Dębski odpowiedział, że "generalnie jest nieważny, ale ze względu na skutki należy przyjąć, że obowiązuje". Na pytanie Jakiego na jakiej podstawie świadek prowadził postępowania dekretowe, ten odpowiedział, że "na podstawie dekretu".

 

Kiedy przewodniczący dopytał, czy na podstawie tego dekretu, który nie obowiązuje, Dębski odpowiedział "dokładnie tak".

 

"Dbaliśmy zarówno o interesy Skarbu Państwa, jak i miasta"

 

Jaki pytał, czy świadek zwracał uwagę za ile zostały kupione roszczenia lub udziały w poszczególnych nieruchomościach. Dębski odpowiedział: "oczywiście, że nie". Dodał, że działo się to "ze względu na swobodę umów". - Jeśli strony są świadome przedmiotu wartości i chcą sprzedać za taką czy inną kwotę, to są do tego uprawnione - mówił.

 

Przewodniczący pytał, czy świadek lub ktoś z jego referatu otrzymał polecenie, aby dbać o interes Skarbu Państwa w sprawach dekretowych. Dębski odpowiedział, że "dbaliśmy zarówno o interesy Skarbu Państwa, jak i miasta". Dodał, że nie zawsze potencjalnym spadkobiercą w postępowaniach był Skarb Państwa. Jaki dopytywał, czy według świadka nie było takiej potrzeby, aby zakładać z góry, że w każdym postępowaniu może być interes Skarbu Państwa. Dębski odpowiedział, że "nie było takiej potrzeby".

 

Świadek odniósł się również do umów indemnizacyjnych, które Polska zawierała m.in. ze Stanami Zjednoczonymi ws. odszkodowań za nieruchomości. Przyznał, że były to umowy wadliwe i pieniądze wypłacano czasem niesłusznie. Tłumaczył, że Polska scedowała na inne państwa uprawnienia, co do wskazania podmiotu, któremu należy wypłacić odszkodowanie i w jakiej kwocie "bez ustalania, co zostało faktycznie przejęte, czego obywatele danego państwa zostali pozbawieni". - W postępowaniach indemnizacyjnych nie badano, kiedy dana osoba nabyła obywatelstwo danego kraju - dodał.

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie