Żona prezydenta Poznania przed sądem za słowa: "jestem wk...ona"

Polska
Żona prezydenta Poznania przed sądem za słowa: "jestem wk...ona"
PAP/Jakub Kaczmarczyk

Żona prezydenta Poznania Joanna Jaśkowiak stanęła w środę przed sądem w związku ze słowami jakich użyła w trakcie ubiegłorocznej demonstracji. W swoim przemówieniu, komentując sytuację w kraju, powiedziała "jestem wk...wiona". Sprawę zgłosiła policji anonimowa osoba.

Żona prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka - Joanna, w swojej przemowie w trakcie demonstracji 8 marca ub. roku, powiedziała: "jestem wk...wiona". Po tej wypowiedzi anonimowa osoba poczuła się urażona "wulgarnymi słowami" i zgłosiła sprawę policji. W styczniu Jaśkowiak została wezwana na komisariat i przesłuchana "w charakterze osoby, co do której istnieje uzasadniona podstawa do skierowania wniosku w sprawie o wykroczenie z art. 141 kodeksu wykroczeń", czyli artykułu, który mówi: że "kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1,5 tys. zł albo karze nagany".

 

Przesłuchana na początku stycznia

 

Jaśkowiak została przesłuchana w tej sprawie na początku stycznia. Podkreśliła wtedy, że nie wypiera się i nie wstydzi tego, co powiedziała. "Wyraziłam swoje uczucia i myślę, że wyraziłam również uczucia innych osób" - mówiła.

Policja postanowiła skierować jednak wniosek do sądu o jej ukaranie. Według funkcjonariuszy, słowa jakich użyła Jaśkowiak wypowiedziane były "świadomie i z premedytacją".

 

W środę Joanna Jaśkowiak stanęła w tej sprawie przed sądem. Nie przyznała się do winy; odmówiła też składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. W poprzednich wyjaśnieniach, przytoczonych przez sąd, Jaśkowiak mówiła, że słowa te wyrażały jej emocje i nie miała zamiaru nikogo nimi obrazić.

 

"Liczne braki formalne"

 

Obrońca obwinionej, adw. Agata Celmer, wniosła do sądu m.in. o zwrot wniosku o ukaranie do oskarżyciela ze względu na liczne braki formalne. Oskarżyciel wskazał jednak, że "szata graficzna i formuła wniosku zawsze jest taka sama i zgodna z przepisami". Z tą opinią zgodziła się sędzia Marta Zaidlewicz, która odrzuciła wniosek obrony. Wskazała, że nie znalazła w nim żadnych uchybień, a wniosek odpowiada wszystkim wymogom.

 

Sędzia odrzuciła także kolejne wnioski składane przez obronę: dotyczące przesłuchania kilkunastu uczestników protestu, a także wniosek o ustalenie danych osoby, która zawiadomiła o sprawie policję.

 

Sędzia Zaidlewicz wyraziła jednak zgodę na zawnioskowane przez obronę przesłuchanie biegłego, który sporządzał opinię na potrzeby tej sprawy. Według obrońcy, opinia ta jest niejasna i niepełna.

 

"Zmiana ról jest stresująca"

 

Po rozprawie Joanna Jaśkowiak powiedziała mediom, że podstawową kwestią w tej sprawie jest to, czy słowa, jakich użyła w trakcie przemówienia, są "w ogóle w tych czasach nieprzyzwoite". - Proszę wziąć pod uwagę, że kodeks był uchwalany, jeśli dobrze pamiętam, w 1971 roku - trochę się zmieniło od tego czasu - zaznaczyła. Dodała, że w jej odczuciu te słowa nie były wulgarne, a były "adekwatne" do sytuacji.

 

- Do tej pory z racji kariery zawodowej siadywałam zwykle tam gdzie pani protokolantka, spisując protokoły. Zresztą tu, w tej sali zaczynałam aplikację sądową (…) zmiana ról jest stresująca - mówiła w sądzie.

 

Pytana, czy gdyby nie była żoną prezydenta Poznania, ta sprawa nie trafiłaby do sądu, odpowiedziała - "tak, tak uważam". - To jak się nazywam, uważam, że ma duże znaczenie - podkreśliła Jaśkowiak.

 

Rozprawa została odroczona do 16 maja. Wówczas ma zostać przesłuchany biegły.

 

"Odpowiedzialnie mówię nie"

 

Zgromadzenie, które odbyło się 8 marca w Poznaniu, było częścią Międzynarodowego Strajku Kobiet zorganizowanego w kilkudziesięciu miastach Polski i za granicą. Jaśkowiak, wraz z ok. 2 tys. zgromadzonych wówczas na placu Wolności, domagała się m.in. respektowania praw kobiet, w tym swobodnego dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, in vitro i badań prenatalnych, a także zachowywania standardów opieki okołoporodowej.

 

- Nie jestem tu przez przypadek, nie jestem tu nieświadomie, nikt mnie nie zmanipulował, a tym bardziej nie zmusił do przyjścia. Jestem tu w pełni świadomie i w związku z tym chcę powiedzieć "nie" pewnym rzeczom. Od czasu, gdy panuje nam "dobra zmiana", budzą się we mnie różne uczucia i tymi uczuciami chciałabym się dzisiaj przede wszystkim z kobietami podzielić. Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość i ostatecznie brakuje mi słów i chyba tylko jedno, małe cenzuralne: wk...w. Jestem wk...wiona - po tych słowach zgromadzeni zaczęli bić brawa.

 

- Stanowczo i odpowiedzialnie mówię: nie. Po pierwsze, nienawiści i pogardzie okazywanej kobietom, i to zarówno w strefie werbalnej, jak i fizycznej () Mówię "nie" pozbawianiu kobiet prawa wyboru i wolności podejmowania decyzji we wszystkich sprawach, które dotyczącą ich życia; zaczynając od praw reprodukcyjnych, poprzez swobodę wyboru stylu czy sposobu życia. Jestem przeciwko ingerencji Kościoła w każdą dziedzinę mojego życia - mówiła wtedy.

 

Dodała, że "wszystkie, jak tu jesteśmy, jesteśmy po prostu wk...wione". Ze sceny zwróciła się wtedy także do "posłów, senatorów, Rządu i pana prezesa: proszę, pamiętajcie, że chyba na świcie nie ma nic gorszego niż wściekła i zlekceważona kobieta. Są nas tysiące" - zaznaczyła.

 

PAP

bas/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie