"Z czymś takim prokuratura się jeszcze nie spotkała". Kolejne przesłuchania ws. Amber Gold

Polska

- Pamiętam, jak był taki stos na wysokości metra (...), który zawierał dokumenty nieuporządkowane. Wtedy już wiedzieliśmy, że objętościowo to takie postępowanie, z którym jeszcze nigdy łódzka prokuratura się nie spotkała - zeznała przed komisją śledczą zastępca prokuratora okręgowego w Łodzi Izabela Janeczek, pytana o sprawę Amber Gold.

Śledztwo w sprawie Amber Gold zostało przeniesione na początku października 2012 r. na mocy decyzji ówczesnego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku do Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Ja zostałam wyznaczona 10 października 2012 r. referentem tego śledztwa - poinformowała Janeczek.

 

Dodała, że "przez cały czas pobytu w prokuraturze w Łodzi prowadziła duże, skomplikowane pod względem prawnym, faktycznym, wielowątkowe, wieloosobowe postępowania, w szczególności te, które były związane z wielomilionowymi uszczupleniami podatkowymi". - Jak przekazano mi 10 października 2012 r., to właśnie te cechy i to doświadczenie zadecydowało o tym, że powierzono mi do prowadzenia postępowanie w sprawie afery Amber Gold - oceniła. Oprócz niej - jak dodała - do sprawy z prokuratury łódzkiej przydzielono jeszcze dwóch referentów.

 

"Przeróżne dokumenty"

 

- Jakieś dwa, trzy dni później (...) do prokuratury w Łodzi wpłynęły akta główne śledztwa i nie były to jakieś szczególnie duże akta - z tego co pamiętam liczyły około 40 tomów. Wydawało nam się, że nawet one wcale nie wyglądają na jakieś szczególnie opasłe jak na sprawę, która ma taki wydźwięk medialny - powiedziała prok. Janeczek.

 

Jak kontynuowała, jednak "już za chwilę do prokuratury zaczęły wpływać dokumenty i były to dokumenty przeróżne, w ilości wręcz zatrważającej, które najczęściej wpływały od pokrzywdzonych, ale też od innych osób". - Tak naprawdę każdy z tych dokumentów wymagał rozpoznania, analizy i udzielenia odpowiedzi. Było tego tak dużo, że decyzją prokuratora generalnego delegowano do nas dwoje prokuratorów z Gdańska na dwa miesiące, aby udzielić nam wsparcia w rozpoznawaniu tej lawinowo napływającej korespondencji - powiedziała.

 

Wassermann: przeszliśmy to samo


Mówiła, że "dokumentów piętrzyły się całe stosy". - Pamiętam, jak był taki stos na wysokości metra i kilku metrów kwadratowych powierzchni, który zawierał dokumenty nieuporządkowane. Wtedy już wiedzieliśmy, że objętościowo to takie postępowanie, z którym jeszcze nigdy łódzka prokuratura się nie spotkała i chyba do tej pory zdecydowanie nie miała do czynienia, a jako prokuratura naprawdę prowadziliśmy duże postępowania. Ta sprawa objętościowo była jednak sprawą olbrzymią - podkreślała.

 

Jak poinformowała, w grudniu 2012 r. łódzcy prokuratorzy przygotowali "ramowy plan śledztwa". - Z racji ogromu materiału dowodowego ten dokument musiał być ramowy - zaznaczyła.

 

- Bardzo pani współczujemy. Przeszliśmy przez to samo, ściągnęliśmy akta wszystkich spraw z wszystkich instytucji, piszą do nas wszyscy. To nie to, że tego nie rozumiemy, my rozumiemy. Ale państwo robiliście to grupą, a ja zrobiłam to dwoma rękami, to samo w półtora roku - skomentowała przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann.

 

"Jedyne pytanie na jakie odpowiedział"

 

- Marcin P. jeden raz wskazał, iż w jednym z wątków mógłby zostać tzw. małym świadkiem koronnym. Nigdy później nie powrócił do tej deklaracji, nie podtrzymał tego, a podczas przesłuchań można powiedzieć, że nie współpracował ze śledczymi, konsekwentnie odmawiał wyjaśnień - powiedziała Janeczek.

 

Powiedziała, że sama pierwszy raz przesłuchiwała go 30 października 2012 r. Po wstępnej wypowiedzi zapytała go, czy będzie odpowiadał na pytania, co potwierdził; zapytała o wstępny etap powstawania spółki i sposoby zbierania pieniędzy na jej rozruch. - I to było jedyne pytanie, na które odpowiedział. Na każde kolejne opowiadał, że nie będzie udzielał żadnych odpowiedzi, ani udzielał jakichkolwiek wyjaśnień w sprawie funkcjonowania spółki Amber Gold - powiedziała.

 

Chwaliłam współpracę z ABW

 

Prokurator podkreślała, że oprócz ABW do akt mieli dostęp prowadzący postępowanie, nadzorujący je prokuratorzy apelacyjni, sądy, które wydawały decyzje o przedłużaniu aresztu wobec podejrzanych, czy inspektorzy kontroli skarbowej. ABW miała też przekazane to śledztwo do prowadzenia, mieli dostęp do wszystkich materiałów śledztwa i możliwość prowadzenia swoich czynności.

 

Zaznaczyła, że dlatego jest zaskoczona i zdumiona zeznaniami funkcjonariuszy ABW przed komisją, że w jakiś sposób zostali odsunięci od tego śledztwa po przeniesieniu go do Łodzi. - Mam zupełnie inne spojrzenie. Bardzo chwaliłam współpracę z delegaturą ABW w Gdańsku. Przede wszystkim chwaliłam prowadzącego postępowanie, za tempo, w jakim wykonywał czynności, za profesjonalizm, za zaangażowanie, inteligencję, bardzo wysoki poziom wykonywanych czynności w ogóle - mówiła. Przypomniała, że na zakończenie śledztwa w czerwcu 2015 r. wniosła o nagrody dla pracujących przy śledztwie agentów gdańskiej delegatury ABW.

 

"W chwili startu działalności zerowy stan konta Amber Gold"

 

Wiceprzewodniczący komisji Jarosław Krajewski (PiS) zapytał, czy szef Amber Gold Marcin P. oraz jego żona Katarzyna P. posiadali środki na rozpoczęcie działalności spółki. - Nie posiadali środków. Stan konta w momencie, kiedy rozpoczęli działalność gospodarczą, a dla nas był to moment, kiedy została przyjęta pierwsza wpłata na lokatę w metale szlachetne, czyli 19 października 2009 r., to stan ten był zerowy - odpowiedziała świadek.

 

- Państwo P. nie mieli żadnego kapitału. Państwo P. pozyskali ten kapitał na podstawie pieniędzy, które zostały wpłacone następnie przez pokrzywdzonych. Spółka, jak ustaliliśmy, nigdy nie korzystała z żadnego rodzaju dotacji, subwencji, kredytów, pożyczek. Pożyczek udzielała samodzielnie, ale ze środków, które były wpłacane przez klientów spółki - powiedziała prok. Janeczek.

 

Świadek dodała, że "koncepcja śledztwa była otwarta". - Oprócz Katarzyny i Marcina P. nikt więcej nie dostał zarzutów, bo taki był materiał dowodowy - powiedziała. Odnosząc się do faktu, iż w październiku zeszłego roku zarzuty pomocy w "praniu brudnych pieniędzy" usłyszała teściowa Marcina P. - Danuta J.- P. - prok. Janeczek zaznaczyła, iż kwestia wcześniejszego postawienia zarzutów tej osobie była rozważana. - Rozmawialiśmy wspólnie w gronie prokuratorów; uznaliśmy, że materiał dowodowy nie daje możliwości, żeby przyjąć, iż popełniła przestępstwo z art. 299 Kodeksu karnego (pranie pieniędzy) - powiedziała o ówczesnym etapie śledztwa z lat 2012-2013.

 

"Marcin P. samodzielnie wyraził inicjatywę przekazania tych pieniędzy"

 

- Czy łódzka prokuratura ustaliła, z czyjej inicjatywy i jaki był cel, że Marcin P. przelewał środki klientów Amber Gold na darowizny dla ZOO w Gdańsku lub na produkcję filmu fabularnego o Lechu Wałęsie, czyli wydatki odpowiednio 3 mln zł na realizację filmu i 1,62 mln zł na domki dla gibonów i wybieg dla lwów? - pytał Krajewski.

 

Janeczek odpowiedziała, że świadkowie wskazywali, iż "Marcin P. samodzielnie wyraził inicjatywę przekazania tych pieniędzy". - Jak sobie przypominam, z gdańskim ZOO było tak, że państwo P. sami się zgłosili, żeby finansować te klatki dla gibonów (...). Myślę, że dla P. wszelkiego rodzaju kwestie, które pozytywnie wpłyną na wizerunek - zwłaszcza tak działającej firmy - były niezwykle istotne - dodała.

 

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) wskazała, iż w swoich zeznaniach P. twierdził, że "sugerowano mu, jak ma płacić i gdzie ma płacić, żeby uzyskać przychylność urzędników gdańskich (...) a po przelaniu tych pieniędzy zaczęli się wypowiadać o nim pozytywnie".

 

- Trzeba pamiętać, że wyjaśnienia, które w prokuraturze składał P., i materiały, które były wyłączone na podstawie tych wyjaśnień, zawsze kończyły się umorzeniem postępowania - odpowiedziała prok. Janeczek.

 

Daliga: moja rola była marginalna

 

Przed Janeczek na pytania komisji odpowiadała prokurator Ewa Daliga. Przekonywała, że okres, w którym zajmowała się sprawą to półtora miesiąca. Zaznaczyła, że wcześniej zajmowała się sprawami gospodarczymi, co - według niej - było z pewnością elementem decyzji o oddelegowaniu jej do wyższej prokuratury do pomocy w prowadzeniu sprawy Amber Gold.

 

Daliga przyznała, że podczas pracy w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku nie miała de facto możliwości zapoznania się z całością akt głównych, które najpierw były w dyspozycji ABW, później sądów, które decydowały o aresztach zatrzymanych i ponownie trafiły do ABW w celu prowadzenia czynności procesowych.

 

"Nie było zastrzeżeń"

 

Podkreśliła, że pamięta ostatnią odprawę z udziałem prokuratora generalnego w tej sprawie, która składała się z dwu części - podczas pierwszej, oficjalnej podsumowano stan śledztwa, zwierzchnicy popierali kierunki postępowania w sprawie, nie było zastrzeżeń do pracy gdańskiej prokuratury okręgowej.

 

Po jej zakończeniu - relacjonowała - w mniejszym gronie prokuratorów referentów, przełożeni poinformowali ich, że zostanie podjęta decyzja o przeniesieniu śledztwa do innej prokuratury - w Łodzi i dwu z prokuratorów "na ochotnika" będzie tam oddelegowanych, by kontynuować śledztwo.

 

Ze względu na jej sytuację rodzinną - małe dzieci - od razu zapowiedziała, iż nie przeniesie się do Łodzi, mimo że nawet jeszcze nie było wiadomo o jaki okres chodzi. Zaznaczyła, że liczyła się z powrotem do prokuratury rejonowej w Sopocie, jednak okazało się, iż objęła sprawy po tych dwojgu prokuratorach, którzy trafili ze sprawą Amber Gold do Łodzi.

 

Pytania o układ gdański

 

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał, dlaczego "na terenie apelacji gdańskiej tak bardzo wyraziste afery o podłożu piramidalnym mogły powstać". "Czy funkcjonuje tam tzw. układ gdański w związku z tym, że tam jest jakiś świetny grunt do tworzenia tego typu afer" - dopytywał.

 

- Nie spotkałam się z żadną sytuacją, ani w swoim życiu zawodowym, ani osobistym, która potwierdzałaby jakikolwiek układ gdański. Natomiast wiem, że o tym rozpisywała się prasa i dziennikarze, ale nie wiem, czy to zostało potwierdzone. Ja w takim układzie nigdy nie uczestniczyłam i nie słyszałam, żeby ktoś z osób, które znam, w takim układzie uczestniczył" - odpowiedziała świadek. Jak dodała nie dostrzega tzw. układu gdańskiego.


"Tusk nie był przesłuchany na etapie prokuratury"


Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała zaś, czy podczas zajmowania się śledztwem wiedziała o związkach ze sprawą Michała Tuska i o jego współpracy z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT. Daliga odpowiedziała, że podczas przesłuchania szefa Amber Gold Marcina P. na początku września 2012 r., w którym uczestniczyła jako protokolant, podejrzany już wówczas P. "zawiadamiał o przestępstwach, m.in. poinformował o Michale Tusku w kontekście tajemnicy służbowej, którą miał udostępnić podejrzanemu, a ta tajemnica dotyczyła jego działań związanych z portem lotniczym".

 

- Wyciąg tego protokołu w części dotyczącej tej kwestii został wyłączony do postępowania Wydziału V Śledczego Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, w tamtym postępowaniu pojawiało się nazwisko Michała Tuska, to jest jedyna moja wiedza na ten temat - dodała świadek.

 

Jak zaznaczyła zdawała sobie sprawę, że skoro Michał Tusk przewija się w postępowaniu, to wcześniej lub później zostanie w tej sprawie świadkiem. - Na etapie prokuratury okręgowej przesłuchany nie został - zastrzegła jednocześnie.

 

"Nikt mnie nie poinformował"

 

- Michał Tusk nigdy w żadnej prokuraturze, w żadnym aspekcie, nie został przesłuchany. Żaden prokurator nie odważył się tego zrobić - powiedziała nawiązując do tej wypowiedzi świadka Wassermann. Prok. Daliga zeznała także, że nikt nie przekazał jej informacji, iż w śledztwie jest "wdrożony podsłuch". - Nikt mnie o tym nie poinformował - zaznaczyła. - Jeśli chodzi o czynności, które podejmowałam, to te decyzje podejmowałam samodzielnie, ale były to czynności incydentalne - powiedziała świadek.

 

Jak oceniła była zaskoczona informacją przekazaną jej i innym gdańskim prokuratorom podczas spotkania w Prokuraturze Generalnej w październiku 2012 r. o decyzji dotyczącej przeniesienia sprawy do Łodzi. - Ja traktowałam to spotkanie, jako polegające na zreferowaniu sprawy, po którym wrócimy do Gdańska i będziemy pracować dalej - powiedziała.

 

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. Firma ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej Amber Gold oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

 

PAP

bas/dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie