Jacek Berbeka: sprowadzenie zwłok z wysokości ponad 7000 m nie jest łatwe

Polska
Jacek Berbeka: sprowadzenie zwłok z wysokości ponad 7000 m nie jest łatwe
YouTube/Elisabeth Revol

Sprowadzenie zwłok z wysokości ponad 7000 m nie jest łatwe - podkreślił Jacek Berbeka, młodszy brat Macieja Berbeki, który pięć lat temu zginął wraz z Tomaszem Kowalskim po pierwszym zimowym zdobyciu Broad Peak (8051 m).

W czerwcu 2013 roku zorganizował on wyprawę mającą na celu odnalezienie i pochowanie ciał obu himalaistów; wraz z Jackiem Jawieniem sprowadził z wysokości ponad 7900 m szczątki Kowalskiego. Ciała Macieja Berbeki nie udało mu się odnaleźć.

 

- Sprowadzenie zwłok danej osoby leży tylko i wyłącznie w gestii rodziny. To nie jest łatwe, ale najbliżsi mając taką wolę i możliwości mogą zrobić w tej kwestii wszystko - powiedział Jacek Berbeka, zdobywca m.in. czterech ośmiotysięczników - w 1995 roku Gaszerbrum I (8080 m) i II (8035 m), rok później Czo Oju (8201 m) oraz Sziszapangmy (8013 m).

 

Ciało na wysokości 8000 metrów

 

Ciało Kowalskiego znajdowało się na bardzo wąskiej grani, na wysokości prawie 8000 m. Było przypięte do poręczówki i każdy, kto wspinałby się na szczyt, musiałby po nim przejść.

 

- Był w takim miejscu, gdzie absolutnie nie było możliwości jego wyminięcia. To był taki kominek w pionie i wszyscy wspinający się na Broad Peak, zarówno wchodzący jak i schodzący, musieli po nim przejść i już mieliśmy takie sygnały. Były tu wcześniej wyprawy, które dotarły troszeczkę wcześniej od nas. Pierwsi nam zasygnalizowali Niemcy, przekazując informacje o zwłokach. Następnie jeszcze siedem innych osób, mówiąc, że przepraszają bardzo, że dotykają to ciało, ale nie ma innej możliwości - mówił wówczas Berbeka po zakończeniu wyprawy.

 

Przypomniał, że znieśli ciało sto metrów niżej i pochowali pod kamieniami. Cała operacja związana z transportem na tym odcinku trwała sześć godzin i była ogromnie wyczerpująca.

 

5 marca 2013 roku pierwszego zimowego wejścia dokonała polska ekipa pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego. Szczyt zdobyli: Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek.

 

"Decyzja o sprowadzeniu zwłok może należeć tylko do rodziny"

 

Ratownik tatrzański i przewodnik wysokogórski IVBV Edward Lichota także uważa, że decyzja o sprowadzeniu zwłok może należeć tylko do rodziny Tomasza Mackiewicza, który pozostał na Nanga Parbat na wysokości ok. 7200 m. Przywołał wydarzenie z 2009 roku, gdy uczestnik równoległej wyprawy na Dhaulagiri/Manaslu Piotr Morawski, będąc na wysokości 5500 m, wpadł do szczeliny doznając śmiertelnych urazów głowy.

 

- Nasz zespół wydobył ciało, jednak jego bliscy podjęli decyzję, że tam właśnie ma zostać pochowany. Tak też się stało - wspomniał uczestnik wyprawy na Dhaulagiri (8167 m) w 2009 roku, zorganizowanej z okazji 100-lecia TOPR (z Ryszardem Gajewskim, Grzegorzem Bargielem, Romanem Mazikiem, Andrzejem Miklerem, Maciejem Pawlikowskim i Tomaszem Witkowskim).

 

Zdaniem Lichoty relacje francuskiej alpinistki Elisabeth Revol sugerują, że Mackiewicz nie miał wielkich szans na przeżycie.

 

- Przypuszczam, że gdyby było inaczej, to na pewno nie zostawiłaby towarzysza. Oczywiście zdarzają się wyjątki, że przy podobnej pogodzie ktoś wytrzymał nawet kilka dni, ale czy tak jest i w tym przypadku? Z drugiej strony jeżeli był wyczerpany, z symptomami obrzęku mózgu czy płuc, to jest jak to się mówi - po wszystkim - powiedział ratownik TOPR.

 

Czy wyprawa polsko-francuskiej pary nie była trochę szaleńcza? - Bardzo trudno to ocenić. Ja jestem z pokolenia, które przyzwyczaiło się do tych wieloosobowych i z dużym wparciem. Ale... Bywały i są podobne do tej eskapady, które kończyły się pełnym sukcesem - ocenił.

 

"Wyczyn, na który nie każdy by się zdecydował"

 

To była siódma zimowa próba wejścia Mackiewicza na Nanga Parbat, a dla Francuzki czwarta. W grudniu wyruszyli na ten dziewiąty co do wysokości szczyt Ziemi. Zamierzali osiągnąć go w tzw. stylu alpejskim - bez tlenu z butli oraz bez żadnego wsparcia chociażby ze strony tragarzy.

 

W sobotę pod wieczór ekipa polskich himalaistów (Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala), uczestnicząca w narodowej wyprawie na K2, szczycie odległym od "Nagiej Góry" o prawie 200 km w linii prostej, dotarła dwoma helikopterami blisko obozu pierwszego. Mimo zapadających ciemności, wspinaczkę rozpoczęli Bielecki i Urubko, którzy około drugiej w nocy miejscowego czasu spotkali schodzącą z góry Revol.

 

- To co zrobili Bielecki i Urubko to wyczyn, na który nie każdy by się zdecydował. Właściwie nikt inny tam dotrzeć nie mógł. Z drugiej strony przypuszczam, że gdy emocje ucichną, mogą się pojawić - jak zwykle w takich przypadkach - różne, nie zawsze przyjemne pytania: czy można było podejść po Mackiewicza, czy też nie było na to najmniejszych szans. Zresztą już się pojawiają. Wydaje mi się jednak, że przy innej pogodzie by nie odpuścili - podsumował Lichota.

 

Roman Mazik, który pełnił funkcję lekarza na wyprawie w 2009 roku, a także w zimowej ekspedycji 2002/2003 na K2, bardzo pozytywnie ocenił to, czego dokonali Bielecki z Urubko.

 

- Można tylko podziwiać, że zgłosili się do tej akcji i ją w taki sposób wykonali. Tym bardziej, że według mnie ich aklimatyzacja tak naprawdę nie jest zakończona - zaznaczył.

 

"Nie ma jasno powiedziane, że stało się coś nieodwracalnego"

 

W którym momencie można powiedzieć, że to koniec i himalaista nie żyje? - To można stwierdzić wyłącznie na podstawie obiektywnych objawów, które ktoś oceni. Reszta, skoro nie ma łączności, to tylko domniemania. Z tego co przeczytałem, nie ma jasno powiedziane, że stało się coś nieodwracalnego - zauważył lekarz.

 

Nanga Parbat jest jednym z najbardziej wymagających ośmiotysięczników. Należy do szczytów wyjątkowo trudno dostępnych i niebezpiecznych. Świadczy o tym chociażby liczba dotychczasowych zdobywców, nieznacznie przekraczająca 300 osób.

 

Pod względem wypadków śmiertelnych "Naga Góra" zajmuje niechlubne, drugie miejsce, za K2 (8611 m). Historia podboju to przede wszystkim zmagania niemieckich alpinistów. Próby zdobycia wierzchołka w latach 1895-1950 pochłonęły 31 ofiar, a od 1953 roku drugie tyle.

 

W środowisku wspinaczy Nanga Parbat nazywana jest "zabójczą górą". Posiada największą wysokość względną na świecie - około 7000 m. Baza główna po stronie północnej znajduje się około 3600 m n.p.m i jest najniżej położoną ze wszystkich baz pod ośmiotysięcznikami.

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie