"Drogi ewakuacyjne nie były prawidłowo wyznaczone i oznakowane". Eksperyment w Suszku pokazał nieprawidłowości dot. bezpieczeństwa

Polska

Eksperyment przeprowadzony w Suszku (Pomorskie) wykazał, że drogi ewakuacyjne na terenie obozu nie były prawidłowo wyznaczone i oznakowane, niewłaściwie działała też syrena alarmowa - poinformowała słupska prokuratura. W nocy z 11 na 12 sierpnia w Suszku zginęły dwie harcerki.

O wynikach eksperymentu, jaki przeprowadzono na terenie obozu harcerskiego w Suszku we wtorek po południu i późnym wieczorem, poinformował w środę Jacek Korycki, rzecznik prasowy słupskiej prokuratury okręgowej prowadzącej śledztwo, w którym badane są okoliczności sierpniowej tragedii.

 

Korycki przypomniał, że była to druga wizja lokalna na terenie obozu - pierwsza, przeprowadzona w dzień, miała miejsce w połowie września. Wyjaśnił, że prokuratura zdecydowała się na drugą wizję, by rozwiać wątpliwości, które pojawiły się przy okazji pierwszego eksperymentu. Zdecydowano, że tym razem wizja będzie miała miejsce wieczorem, a więc w warunkach zbliżonych do tych, jakie panowały na terenie leśnego obozu w noc, kiedy przez region przeszedł huraganowy wiatr.

 

"W nocy drogi nie były widoczne"

 

Plan drugiego eksperymentu zakładał ponowne oględziny miejsca zdarzenia "w celu odtworzenia i udokumentowania" jednej z dwóch dróg ucieczki uczestników obozu w Suszku. Ponadto eksperyment procesowy miał na celu "sprawdzenie w porze nocnej widoczności drogi ewakuacyjnej wskazywanej przez kierownictwo obozu w dokumentacji" oraz podczas pierwszych - przeprowadzonych w ciągu dnia, oględzin miejsca zdarzenia.

 

- Ponowne oględziny drogi ewakuacji dzieci wykazały, że drogi ewakuacyjne nie były prawidłowo wyznaczone i oznaczone. Wniosek prokuratora jest taki, że można mówić o tym, iż w nocy absolutnie takich dróg nie było. Nie były one widoczne - powiedział Korycki.

 

Dźwięk syreny "ledwo słyszalny" w dobrych warunkach pogodowych

 

W trakcie wieczornej wizji odtworzono też sygnał będącej na wyposażeniu obozu syreny alarmowej. Obóz złożony był z trzech podobozów, z których każdy znajdował się w innej odległości od syreny. Prokuratura chciała sprawdzić, czy dźwięk alarmu można było usłyszeć we wszystkich częściach obozu bowiem - jak wyjaśnił Korycki, "większość uczestników obozu twierdziła, że nie słyszała syreny alarmowej".

 

Korycki poinformował, że ta część eksperymentu pokazała, że w idealnych warunkach pogodowych w dwóch najbardziej oddalonych podobozach dźwięk syreny "był ledwo słyszalny". - Przyjmując, że w nocy z 11 na 12 sierpnia była olbrzymia wichura, wniosek jest taki, że wówczas syreny nie były słyszalne, czyli system alarmowania nie zadziałał - powiedział Korycki.

 

"Ustalenia będą porównywane z zeznaniami dzieci"

 

Dodał, że wymienione przez niego wnioski "na bieżąco wyciągnięte z eksperymentu" trzeba traktować jako jeden z dowodów w sprawie. - Ustalenia te będą porównywane z zeznaniami dzieci, które brały udział w obozie i z pozostałym materiałem dowodowym. Na ostateczne wnioski trzeba poczekać - podkreślił Korycki.

 

Śledztwo, w którym wyjaśniane są okoliczności tragedii, do jakiej doszło na obozie harcerskim w Suszku, prowadzone jest w trzech kierunkach. W pierwszym z wątków badana jest kwestia nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch, przygniecionych przez drzewa powalone porywistym wiatrem, harcerek; w drugim - sprawa 38 innych poszkodowanych uczestników obozu. Trzeci z wątków dotyczy kwestii "bezpośredniego narażenia uczestników obozu na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia".

 

Badane zachowanie organizatorów i opiekunów

 

W ostatniej z kwestii prokuratorzy badają m.in. działania, jakie podejmowały służby odpowiedzialne za ostrzeganie przed groźnymi zjawiskami atmosferycznymi i podejmowanie stosownych działań już po ich wystąpieniu. Prokuratorzy zapowiedzieli, że sprawdzą działania wszystkich instytucji, na wszystkich szczeblach, w tym służb meteorologicznych, samorządów czy służb odpowiedzialnych za działania w sytuacjach kryzysowych.

 

W ramach tego samego wątku śledztwa prokuratorzy sprawdzą także, czy organizatorzy i opiekunowie obozu zachowali się zgodnie z procedurami i odpowiednio zadbali o bezpieczeństwo uczestników.

 

W obozie w Suszku brało udział 130 harcerzy z łódzkiego okręgu ZHR. Opiekę nad nimi sprawowało ośmiu wychowawców. W nocy z 11 na 12 sierpnia - w wyniku gwałtownych burz i wiatrów, które przeszły nad Pomorzem, obóz został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa. W wyniku nawałnicy zginęły dwie harcerki w wieku 13 i 14 lat. 38 kolejnych uczestników obozu trafiło do szpitali z różnymi obrażeniami.

 

PAP

mr/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie