Strajk w Domu Pomocy Społecznej w Częstochowie. Pracownicy chcą podwyżki
250 zł podwyżki domagają się pracownicy Domu Pomocy Społecznej (DPS) w Częstochowie przy ul. Kontkiewicza. W piątek rozpoczęli bezterminowy strajk. Jak zapewnił dyrektor placówki, zadbano o bezpieczeństwo pensjonariuszy.
W DPS przebywa blisko 200 osób, przede wszystkim z niepełnosprawnością intelektualną.
- Jesteśmy zdeterminowani, by prowadzić protest do skutku. Praca, jaką wykonujemy, wymaga specjalistycznego przygotowania, jest dla nas ogromnym obciążeniem, zwłaszcza psychicznym. Tymczasem ponad połowa pracowników zarabia poniżej 2 tys. zł miesięcznie - powiedziała Jolanta Ziółkowska ze sztabu protestacyjno-strajkowego.
Jak podkreśliła, placówka wypracowała środki, które mogłyby być przeznaczone na podwyżki, ale władze miasta nie wyraziły zgody na wzrost wynagrodzeń w oczekiwanej przez pracowników wysokości. Dodała, że protest zorganizowano tak, by nie zaszkodzić podopiecznym placówki.
"Władze miasta muszą też brać pod uwagę inne czynniki"
Dyrektor DPS Zbigniew Kamiński potwierdził, że przed rozpoczęciem strajku pracownicy wykonali w piątek rano wszystkie zaplanowane na ten dzień prace. Ogłoszenie strajku odbyło się zgodnie z procedurą przewidzianą w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych.
- Rozumiem pracowników, którzy wykonują bardzo ciężką i niewdzięczną pracę, są praktycznie cały czas narażeni na agresję, zarówno słowną, jak i fizyczną, ale władze miasta muszą też brać pod uwagę inne czynniki - powiedział dyrektor Kamiński.
"Mam nadzieję, że zostanie wypracowany konsensus"
Rzecznik Urzędu Miasta Włodzimierz Tutaj przypomniał, że od października pracownikom pomocy społecznej w Częstochowie zapewniono 150-złotowe podwyżki.
- Z empatią podchodzimy do postulatów protestujących, ale placówka ma też określone potrzeby remontowe i inwestycyjne. Naczelnik Wydziału Polityki Społecznej i wiceprezydent miasta cały czas byli w kontakcie z dyrekcją DPS, rozmowy będą toczyły się nadal, mam nadzieję, że zostanie wypracowany konsensus - powiedział Włodzimierz Tutaj.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze