Eksplozja pod radiowozem. Chodzi o sprawę usiłowania zabójstwa
Do wybuchu doszło na terenie byłej strzelnicy w Białych Błotach w woj. kujawsko-pomorskim. Na miejscu byli policjanci i to oni podłożyli ładunek, a potem go zdetonowali. Był to eksperyment procesowy w ramach śledztwa dotyczącego usiłowania morderstwa. Podobny ładunek podłożono pod samochód nauczycielki w czerwcu tego roku na trasie Grudziądz-Warlubie.
Eksplodował ładunek o takich samych parametrach, jaki został podłożony pod samochód pokrzywdzonej. Jak informuje policja, "czynność ta miała na celu zweryfikowanie skutków działania ładunku na pojazd, a w konsekwencji na otoczenie".
Oprócz policjantów w eksperymencie brali udział także prokurator prowadzący śledztwo oraz biegły z dziedziny badania amunicji i ładunków wybuchowych.
Usłyszała tykanie zegra
Nauczycielka, która przyjechała w poniedziałek 12 czerwca do szkoły w Warlubiu prywatnym Citroenem Berlingo, po zaparkowaniu usłyszała, dźwięk przypominający tykanie zegara wydobywający się spod auta.
- Stwierdziła, że pod autem znajduje się plastikowy pakunek z nieznaną substancją oraz zegar - powiedziała wówczas oficer prasowa Komendy Policji w Świeciu sierż. sztab. Joanna Tarkowska.
Ewakuowano blisko 700 osób
Nauczycielka poinformowała dyrekcję szkoły, która ewakuowała z budynku wszystkie dzieci i nauczycieli, w sumie blisko 700 osób.
Urządzenie oderwano od pojazdu za pomocą robota. Policjanci wykonali neutralizację urządzenia.
Jeszcze tego samego dnia policja zatrzymała w Bydgoszczy 42-letniego mężczyznę z Grudziądza, który może mieć związek z podłożeniem prawdopodobnie ładunku. Według informacji ze źródeł zbliżonych do organów ścigania, jest to mąż kobiety.
polsatnews.pl
Czytaj więcej