"Bałem się do domu wracać. Zastanawiałem się, czy rodzinę wywieźć". Były dyrektor Amber Gold przed komisją śledczą
- To była sytuacja, kiedy każdy z nas był zaszczuty, ja się bałem do domu wracać. Zastanawiałem się, czy mogę rodzinę wywieźć, bo ja się po prostu bałem. (...) Jeśli ludzie dochodzą, pukają do drzwi i dochodzi do rękoczynów, że żądają pieniędzy, to każdy z nas się boi - zeznał przed komisją śledczą były dyrektor departamentu technicznego spółki Piotr Pisarek.
Pisarek zeznał, że jeszcze przed zatrudnieniem się w Amber Gold - co nastąpiło w kwietniu 2012 r. - zapytał wprost, czy spółka nie jest piramidą finansową. W odpowiedzi - relacjonował świadek - prezes Marcin P. powiedział, że co prawda KNF ma wątpliwości, co do działalności spółki, ale żadnego procesu sądowego nie ma. Z kolei - jak mówił - Katarzyna P. pokazywała mu pomieszczenie w siedzibie Amber Gold, gdzie jakoby miał być "urząd skarbowy".
Świadek zeznał też, że Marcin P. zapowiedział mu kiedyś, czy wie "kto u nas będzie pracował?". - Michał Tusk - miał powiedzieć P. - To mogło być po zadaniu pytania o piramidę - dodał. Jego zdaniem mógł to być element uwiarygadniający Amber Gold. Jak mówił, doniesienia pokazujące "włodarza miasta Gdańska ciągnącego samolot" również były uwiarygadniające. - To były czynniki, które spowodowały, że zdecydowałem się zacząć pracę w Amber Gold. To wtedy było nobilitujące. Może słyszalne były kontrowersje, ale firma była wszędzie widoczna, funkcjonowała i rozbudowywała się - mówił świadek.
"Sam się dziwię do dzisiaj, jacy oni byli przekonywający"
Z lata 2012 r. świadek zapamiętał spotkania małżeństwa P. z dyrektorami, podczas których przekonywali, że "wszyscy - rząd, KNF - się na nich uwzięli i blokują konta bankowe". P. mieli też mówić, że "interesują się nimi służby", ale nie odebrał tego jako słów o zainteresowaniu służb specjalnych, tylko rządu i KNF. Pisarek mówił też, że pamięta spotkanie z Marcinem P., na którym ten mówił, że "będzie trudno, że są wątpliwości wokół działania firmy", ale - jak powiedział - jeszcze w lipcu 2012 r. P. byli na tyle wiarygodni, że byli w stanie przekonać, że mają jeszcze pieniądze.
Kiedy na przełomie lipca i sierpnia 2012 r. upadły linie lotnicze OLT Express, pracownicy Amber Gold - według świadka - byli spanikowani, ale małżonkowie P. przekonywali, że są wypłacalni. - To byli mistrzowie manipulacji. (...) Katarzyna P. powiedziała wtedy, że to nie dotyczy Amber Gold tylko OLT, która była osobną spółką. Sam się dziwię do dzisiaj, jacy oni byli przekonywający - mówił Pisarek.
"Przy mnie Katarzyna P. płakała szczerymi łzami"
Pytany, czy przyczyną takiego zachowania była bezczelność czy też świadomość bezkarności, Pisarek stwierdził, że sam nie może sobie tego wytłumaczyć. - W życiu takich ludzi nie spotkałem, bo przy mnie Katarzyna P. płakała szczerymi łzami - odpowiedział. Jak dodał, kierownictwo tłumaczyło pracownikom kłopoty spółki tym, że kolejne banki blokują im konta i wypłaty pieniędzy.
B. dyrektor, pytany o kwestię podsłuchiwania przez ABW małżeństwa P. stwierdził, iż "byliśmy przeświadczeni, że jesteśmy podsłuchiwani". - Ja się czułem jak na froncie wojennym, dookoła wszędzie nagle media. Prezes (Marcin P. - red.) znika na trzy dni, a potem pojawiają się artykuły w prasie. Dla mnie w takiej sytuacji służby podsłuchują (...). W takiej sytuacji, gdy mamy aferę na całą Polskę, oddziały są niewypłacalne, nie ma pieniędzy, a zrozpaczeni ludzie atakują (...), to taka sytuacja, że służby na pewno weryfikują nasze działanie - mówił.
Świadek był też pytany o najbliższych współpracowników Marcina i Katarzyny P. Wskazał tu na dwóch pracowników Amber Gold: Wojciecha Pastora i Łukasza Daszutę.
Przesłuchanie komisja rozpoczęła od dyskusji i głosowania nad wnioskiem świadka o utajnienie jego wizerunku i danych osobowych. Jak argumentował Pisarek, pracował w Amber Gold 3-4 miesiące, ale dalej czuje się współwinny i obawia się, że jego przesłuchanie rzuci na niego negatywne światło. Od pięciu lat muszę się usprawiedliwiać i wyjaśniać, dlaczego pracowałem w Amber Gold - mówił. Komisja jego wniosek jednak odrzuciła.
PAP
Czytaj więcej