40-latka zmarła krótko po otrzymaniu ważnego odznaczenia. Zebrała ponad 5 milionów dolarów na badania nad rakiem
Connie Johnson otrzymała Order Australii za zasługi na rzecz osób chorych na nowotwór. Sama ciężko chorowała na raka piersi i wątroby. Gubernator generalny odznaczył ją w szpitalu w Canberze, gdzie spędziła ostatnie godziny swojego życia. "Wierzysz w to? Osiągnęliśmy coś wielkiego" powiedziała swojemu bratu, z którym przez lata jeździła po całym kraju, organizując akcje charytatywne.
Jeszcze w czwartek brat kobiety, Samuel Johnson, wrzucił zdjęcie uśmiechniętej siostry z przypiętym do piżamy orderem. W szpitalu odwiedził ją gubernator generalny Australii, Peter Cosgrove. Odznaczenie było wielką niespodzianką dla kobiety. "Rozglądała się na boki, ponieważ nie mogła już poruszyć głową" - napisał Sam.
W piątek poinformował o jej śmierci.
"Straciliśmy dziś Connie. Lub, jak wolała żebym powiedział, zmarła na raka" napisał w piątek na Facebooku. To on założył fundację "Love your sister", gdy siedem lat temu zdiagnozowano u niej chorobę.
"Wciąż mam umysł, który nie ma raka"
Od tego czasu rodzeństwo przeprowadzało liczne akcje marketingowe i aukcje charytatywne, jak sami mówili, w celu "zwycięstwa nad rakiem". W sumie Connie i Sam zebrali aż 5 milionów dolarów. Byli częstymi gośćmi w mediach, a profil fundacji cieszył się dużą popularnością na Facebooku.
W jednym z ostatnich postów Connie pisała, że "nie ma dobrych wieści" i powoli traci sprawność. Nie mogła chodzić, miała trudności z oddychaniem i z jedzeniem. "Ale wciąż mam umysł, w którym nie ma raka, mam ramiona, którymi mogę objąć dzieci, wzrok i słuch, żeby rozmawiać i słuchać muzyki" napisała 22 sierpnia.
BBC, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze