Prokuratura chce wezwania Donalda Tuska na świadka w procesie Tomasza Arabskiego

Polska
Prokuratura chce wezwania Donalda Tuska na świadka w procesie Tomasza Arabskiego
Polsat News

Prokuratura przyłączyła się do wniosku pełnomocników oskarżycieli prywatnych o wezwanie Donalda Tuska na świadka w procesie Tomasza Arabskiego. Były szef kancelarii premiera sądzony jest za niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 r.

We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie, który prowadzi ten proces z prywatnego oskarżenia części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, zapytał strony, czy odczytać zeznania Tuska z prokuratury czy też wezwać go na rozprawę jako świadka.

 

W imieniu oskarżycieli prywatnych mec. Anna Mazur powiedziała, że wnosi o wezwanie b. premiera „wobec rozbieżności w zeznaniach”. Dodała, że powinien on mieć wiedzę o działaniach Arabskiego w całej sprawie. Prokuratura przyłączyła się do tego wniosku.

 

Obrońca Arabskiego mec. Andrzej Bednarczyk powiedział, że wezwanie Tuska nie jest potrzebne bo wystarczyłoby odczytanie jego zeznań przez sąd.

 

Podsądni nie przyznają się do zarzutów

 

Jeden z pełnomocników oskarżycieli mec. Stefan Hambura powiedział dziennikarzom, że wszystko wskazuje na to, że jako premier Tusk "sterował ręcznie" w sprawach przyznania rządowego samolotu prezydentowi Kaczyńskiemu; dodał że chce go o to zapytać jako świadka.

 

Sąd nie podjął jeszcze formalnej decyzji w tej sprawie.

 

Prywatny akt oskarżenia złożono w sądzie w 2014 r. - po tym, gdy cywilna prokuratura prawomocnie umorzyła śledztwo ws. organizacji lotu prezydenta i premiera do Smoleńska. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. W rozprawach uczestniczą dwaj prokuratorzy.

 

Podsądni nie przyznają się do zarzutów. Pozostali oskarżeni to: urzędnicy Monika B. i Miłosław K. (oboje z kancelarii premiera) oraz Justyna G. i Grzegorz C. z ambasady RP w Moskwie. Grozi im do 3 lat więzienia.

 

"Rosjanie nalegali, by polska grupa tam nie lądowała"

 

We wtorek zeznawało czterech świadków. Arabski i inni podsądni nie stawili się w sądzie - udział w rozprawie to prawo, a nie obowiązek oskarżonego.

 

B. rzecznik prasowy ambasady w Moskwie Paweł K. zeznał, że w marcu 2010 r. słyszał rozmowę gen. Grzegorza Wiśniewskiego attache obrony przy ambasadzie i jej szefa wydziału politycznego Tomasza Turowskiego o tym, że lotnisko w Smoleńsku "jest w bardzo złym stanie". Mówili też - jak dodał - że Rosjanie nalegali, by polska grupa rekonesansowa tam nie lądowała, bo nie są w stanie odśnieżyć pasa startowego.

 

K. dodał, że formalnie było to lotnisko zamknięte, udostępnione na "wyraźną prośbę strony polskiej"; nie wiedział, czyja to była prośba. Według świadka, o tym, że lotnisko było zamknięte, wiedziały kancelarie premiera i prezydenta.

 

Świadek nie znał powodów rozdzielenia wizyt prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska. Dodał, że ambasada poleciła, by w kontaktach z Rosjanami podkreślać, że obie wizyty są "częścią tego samego wydarzenia".

 

Świadek: notyfikacja wizyty "w ostatniej chwili"

 

K. 10 kwietnia czekał w Smoleńsku na przylot dziennikarzy. Jak zeznał była wtedy lekka mgła, która z czasem narastała. Powiedział, że widział próbę lądowania rosyjskiego Iła, które "wyglądało dość groźnie". O katastrofie - jak mówił - dowiedział się już na cmentarzu w Katyniu i początkowo uznał to za jakąś dziennikarską nadinterpretację.

 

Z kolei pracownik departamentu konsularnego MSZ Andrzej K. zeznał, że ze spływających do niego informacji wynikało, iż strona rosyjska była zaskoczona tym, że mają być dwie wizyty w Katyniu. Dodał, że zaskoczeniem dla niego było to, że delegacje mają lądować na lotnisku w Smoleńsku, które określił mianem lotniska "bardzo wysokiego ryzyka".

 

Świadek przyznał, że notyfikacja wizyty prezydenta stronie rosyjskiej była załatwiana "w ostatniej chwili". Ocenił, że wizyta L. Kaczyńskiego w Katyniu miała charakter oficjalny.

 

Mirosław C., który był zastępcą attache wojskowego przy ambasadzie w Moskwie, zeznał że gen. Wiśniewski mówił mu, że lotnisko w Smoleńsku jest zamknięte, ale będzie otwarte na wizyty obu delegacji. Według świadka, całość przygotowań do wizyty prezydenta koordynował w ambasadzie Tomasz Turowski.

 

C., który 10 kwietnia był na lotnisku w Smoleńsku, usłyszał tam od pilota Jaka-45, że gdy lądował z dziennikarzami, warunki były lepsze, ale "musiał dwa razy poprawić". - Stan emocjonalny załogi Jaka był zły - dodał świadek. Przyznał, że nie wie czy na lotnisku była limuzyna dla prezydenta Kaczyńskiego.

 

Inny oficer attachatu z Moskwy Cezary B. zeznał, że z dowództwa polskich sił powietrznych dzwoniono do niego przed obiema wizytami z pytaniami o pogodę. Na polecenie przełożonego odparł, że nie jest upoważniony do uzyskiwania i przekazywania takich informacji.

 

Śledztwo Prokuratury Krajowej

 

10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zginęło 96 osób, w tym Lech Kaczyński i jego małżonka. Śledztwo początkowo prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zajmował się transportem VIP-ów.

 

4 kwietnia 2016 r. śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa z nowym zespołem śledczym, która rozszerzyła zarzuty dla trzech w sumie rosyjskich kontrolerów lotu. Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podkreślała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154 i jego "czarnych skrzynek".

 

PAP

mta/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie