Samochód od dwóch tygodni tkwi w rwącej rzece. Mogło nim podróżować dwoje zaginionych studentów
Auto spadło do rzeki Kings w Kalifornii z wysokości 152 metrów. Policja nie wyklucza, że mogła nim jechać para z Tajlandii, która zaginęła pod koniec lipca. Według ratowników, wydobycie samochodu jest jednak niebezpieczne, dlatego nie można potwierdzić tożsamości ofiar. Członkowie tajlandzkiej społeczności są rozgoryczeni i zapowiadają protesty w związku z przedłużającą się akcją.
Od dwóch tygodni policja z Fresno w Kaliforni próbuje się dostać do samochodu, który spadł ze stromego klifu.
Wszystko wskazuje na to, że jechało nim dwoje studentów z Tajlandii. Prawdopodobnie kierowali się w stronę Parku Narodowego Kings Canyon. Strażnicy leśni i patrolujący autostradę policjanci zauważyli ślady po wypadku, m.in. wyłamane barierki, 26 lipca. Dwa dni później pracownicy pobliskiego hotelu poinformowali, że poszukiwane osoby nie wróciły na noc.
Wysłany na miejsce helikopter zrobił zdjęcia, na których widać auto w rzece, ale otwarte poduszki powietrzne uniemożliwiały zajrzenie do środka.
Akcja zbyt niebezpieczna dla służb
- Wydobycie ciał jest priorytetem, ale równie ważne jest bezpieczeństwo naszych służb – poinformował szeryf Fresno. Rzeka w tym miejscu jest rwąca, a sytuację pogarsza topniejący o tej porze roku śnieg. Żeby wydobyć samochód, policjanci monitorują poziom wody w rzece.
Rozgoryczenie z powodu przedłużającej się akcji wyrazili członkowie tajlandzkiej społeczności. Zapowiedzieli, że jeśli auto nie będzie wydobyte z rzeki do 14 sierpnia, będą protestować we Fresno i w Los Angeles.
Rodzinę zaginionych studentów poinformowano o wypadku. Niektórzy ich bliscy wyruszyli już do Kalifornii, choć nie wiadomo, kiedy ciała zostaną wydobyte.
CNN, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze