Urzędniczki korzystały z miejskiej kasy. One jadły delikatesy, dzieci ze świetlic środowiskowych - najtańszy pasztet
Afera "kiełbasiana" w Dęblinie. Dzieci ze świetlic środowiskowych PCK jadły chleb z najtańszym pasztetem, a urzędniczki z Dęblina objadały się łososiem. Zagarnęły 30 tysięcy złotych przeznaczonych na świetlice środowiskowe. Kilogramami kupowały kiełbasy, kurczaki i wołowinę. W tym czasie dzieci nie miały solidnych posiłków ani nie jeździły na wycieczki. Urzędniczkom grozi 10 lat więzienia.
Dwa lata temu - wtedy wiceburmistrz Dęblina - Grażyna M. oraz jej podwładna Magdalena T. zaczęły korzystać z pieniedzy pochodzacych z miejskiej kasy - ustaliła prokuratura, która postawiła kobietolm zarzuty. Prokuratura w Rykach ustaliła, że urzędniczki przez dwa lata kupowały na faktury kiełbasy, szynki, łososa, wołowinę, oliwki, a nawet kremy nawilżające.
Wszystko miało trafić do dzieci ze świetlic środowiskowych Polskiego Czerwonego Krzyża w Dęblinie, ale nigdy tak się nie stało.
Duże porcje jedzenia dla urzędniczek
- To był szok, to co my przeczytałyśmy, to co poszło, to co miało pójść na świetlice to był szok - powiedziała matka jednego z dzieci uczęszczających do takiej świetlicy.
Miesięcznie z miejskiej kasy na zakupy przeznaczano tysiąc złotych. Dwa razy w miesiącu przywożono wędliny o wadze 20 kilogramów. Przez dwa lata na takie zakupy wydano w sumie 30 tysięcy.
- Ogromne zdziwienie i jakby przerażenie, że na taką skalę publiczne pieniądze mogą być wydawane na tego typu produkty - powiedziała Polsat News Beata Siedlecka, burmistrz Dęblina.
Sprawa wyszła na jaw dzięki dociekliwej pani burmistrz. Wczesniej nikt nie zorientował się, że tak duże porcje jedzenia nie zmieszczą się w lodówce, a świetlice nie mają kuchni, ani nawet garnków.
- To są nasze podatki, my zasilamy budżet miasta z własnych środków finansowych i powinniśmy wiedzieć, że te pieniądze uczciwie są wydawane - powiedziała burmistrz Siedlecka.
Dzieci jadły tani ser i pasztet
W czasie gdy urzędniczki cieszyły się delikatesami, dzieci jadły chleb z najtańsszym serem i pasztetem. Nie jeździły na wycieczki. A kiełbasa upieczona na ognisku była dla nich rarytasem.
- Nam ciężko jest to komentować, jesteśmy oburzeni i zasmuceni, bo prowadzimy te świetlice w Dęblinie od dziewięciu lat i nigdy tego typu zdarzeń nie mieliśmy - powiedział Polsat News Maciej Budka, dyrektor lubelskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża.
Prokuratorzy postawili już zarzuty byłym dęblińskim urzędniczkom.
- Podejrzane poświadczały nieprawdę w fakturach dokonując oszustwa. Najsurowsza odpowiedzialność to 10 lat pozbawienia wolności - powiedział prokurator Piotr Sitarski z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Rocznie miasto Dęblin wydaje na wsparcie dla świetlic dwa tysiące złotych. Za kadencji urzędniczek, którym prokuratura zarzuca przestępstwa, było to siedem razy tyle.
Grażyna M.: "Nie czuję się winna"
Grażyna M. mimo postawionych zarzutów pracuje w powiatowym centrum pomocy rodzinie w Rykach. Dyrektorka tego centrum dowiedziała się od reportera Polsat News, że jej pracownica ma postawione zarzuty.
- Ja się nie czuję winna, a w tej chiwli mój stan zdrowia nie pozwala, żebym z panstwem rozmawiała - powiedziała Grazyna M. była wiceburmistrze Dęblina. Mimo to przychodzi do pracy.
Druga z urzędniczek znalazła pracę na komisariacie policji.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze