Szef MSZ: Polska zaprotestuje przeciwko narzucaniu "masowych przesiedleń"
Polska zaprotestuje przeciwko narzucaniu "masowych przesiedleń" w odpowiedzi rządu do KE na decyzję o wszczęciu procedury o naruszenie unijnego prawa w związku z niewywiązywaniem się z decyzji o relokacji uchodźców - powiedział PAP szef MSZ Witold Waszczykowski.
14 czerwca Komisja Europejska wysłała do władz w Warszawie, Pradze i Budapeszcie wezwanie do usunięcia uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. To pierwszy etap procedury o naruszenie prawa UE przeciwko Polsce, Czechom i Węgrom w związku "z niewywiązywaniem się tych państw" z decyzji o relokacji uchodźców, która może się skończyć pozwaniem kraju do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Polska ma miesiąc na odpowiedź na decyzję KE.
Pytany, co znajdzie się w odpowiedzi, jaką w ciągu niespełna dwóch tygodni ma skierować do Komisji polski rząd, szef MSZ zapowiedział, że Polska zwróci uwagę, że po raz kolejny KE wystosowała dokument, który "jest stronniczy" i "nie informuje właściwie państw członkowskich o działaniach Polski w sprawie relokacji uchodźców".
Podkreślił, że na początku polskie władze próbowały sprawdzić możliwość zrealizowania unijnej decyzji relokacyjnej, ale "okazało się, że nie ma możliwości weryfikacji przebywających w obozach migrantów - bo to głównie są emigranci - pod względem bezpieczeństwa". - Wielu z nich nie posiada dokumentów tożsamości bądź posiada dokumenty, których autentyczność jest wątpliwa. Wielu nawet ukrywa - i nie można tego sprawdzić - swój wiek, bo większość młodych mężczyzn podaje się za nastolatków, co jest nieprawdą - mówił Waszczykowski.
Szef dyplomacji podkreślił również, iż "olbrzymia większość albo prawie nikt" spośród docierających do Europy migrantów "nie chce przyjechać do Polski". - Oni mają świadomość, że są bogatsze państwa w UE, które oferują znacznie lepsze świadczenia socjalne - przekonywał.
Waszczykowski mówił ponadto, że Polska nie zgadza się "z koncepcją podejmowania decyzji w sprawie migracji w oparciu o prawo europejskie", ponieważ "prawo europejskie może dotyczyć tylko uchodźców, a nie migrantów". - Polityka migracyjna jest prerogatywą państw członkowskich UE - zaznaczył minister.
"Pod relokacją kryje się konieczność wyselekcjonowania"
Kolejnym argumentem, na który powoła się Polska - jak powiedział Waszczykowski - jest brak zgody z tym, by "można było narzucić siłą - i ludziom, i państwom członkowskim - masowe przesiedlenia". Według niego, termin "relokacja" jest bowiem eufemizmem, pod którym "kryje się konieczność wyselekcjonowania - według nie wiadomo jakich kryteriów - 7 tys. osób, przetransportowania ich siłą do Polski, i przetrzymania w Polsce, również siłą, wbrew ich woli".
- Bo przecież gdybyśmy zachowali się zgodnie ze standardami europejskimi, to po przyjeździe do Polski, po identyfikacji, nadaniu im dokumentów tożsamości, oni są wolni i nie moglibyśmy ich zatrzymać w kraju, oni mogliby podróżować po całej Europie - dodał.
Pytany, czy takie oczekiwania - utrzymania przyjętych przez Polskę uchodźców na jej terytorium czy niedopuszczenia do ich przedostania się do innych krajów UE - były kiedykolwiek wprost formułowane przez stronę unijną, szef dyplomacji odpowiedział: "Takie jest założenie, że państwo, które ich przyjmie, zatrzyma ich na swoim terytorium".
"Nie wiadomo, czy Wielka Brytania będzie opłacała jakąś część stawki"
W środę Komisja Europejska przedstawiła swoje wstępne propozycje dotyczące wieloletniego budżetu UE do 2025 r.; to kolejny po wydanej w marcu "białej księdze" dokument KE, który odnosi się do możliwych kierunków zmian w UE po Brexicie. Z pięciu zaproponowanych przez Komisję wariantów kształtu przyszłego wieloletniego budżetu tylko jeden, zakładający pogłębienie integracji UE, nie przewiduje cięć w kluczowych dla naszego kraju politykach: rolnej i spójności.
W dokumencie znalazły się ponadto zapisy wskazujące na związek między praworządnością a finansami; nie ma w nim jednak wyraźnego postulatu uzależnienia wypłaty środków unijnych od przestrzegania zasad państwa prawa. Na taką możliwość wskazywał wcześniej m.in. rząd Niemiec.
Odnosząc się do propozycji KE w rozmowie z PAP szef MSZ ocenił, że "nie ma możliwości" usankcjonowania związku pomiędzy środkami europejskimi a praworządnością.
- Dlaczego państwo dostaje fundusze strukturalne? Dlatego że otworzyło swoją gospodarkę, słabszą gospodarkę, na rzecz gry ekonomicznej gospodarek bogatszych. Jest to zatem pewna rekompensata za straty ponoszone w wyniku interakcji słabszych gospodarek z mocniejszymi gospodarkami. Fundusze strukturalne nie są nagrodą za dobre zachowanie - argumentował Waszczykowski. Jak dodał, podnoszone przez niektórych polityków postulaty powiązania ich z rządami prawa, to "ideologiczne mrzonki".
Pytany o zaproponowane przez KE cięcia w wieloletnim budżecie Unii Waszczykowski zwrócił uwagę, że wynikają one "z obiektywnych warunków, z tego, że odchodzi z UE druga co do wielkości gospodarka europejska, płatnik netto i państwo, które nawet mimo rabatu wpłacało do unijnej kasy olbrzymią składkę". Zastrzegł jednak, że skalę koniecznych do dokonania zmian w unijnym budżecie dziś trudno jeszcze oszacować, ponieważ nie wiadomo, czy Wielka Brytania - tak jak Norwegia czy Szwajcaria - będzie opłacała jakąś część składki w zamian za dostęp do wspólnego rynku.
Jak podkreślił Waszczykowski, równolegle do procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE "będzie się trzeba zastanawiać, co zrobić z mniejszym budżetem: uzupełnić go poprzez większą składkę 27 państw czy zostawić mniejszy i zastanawiać się, jak to przełożyć na poszczególne polityki". Dodał, że kwestia tego, czy nie powinniśmy przesuwać części środków z funduszy strukturalnych na fundusze innowacyjne jest w Unii od lat przedmiotem dyskusji i "nie jest powiązana ani z Brexitem, ani z jakimiś dyskusjami na temat praworządności w Polsce czy na Węgrzech".
"Nasze myślenie o priorytetach może ulec zmianie"
Pytany, czy Polska nadal chce jak największego finansowania polityki spójności i polityki rolnej, minister powiedział, że na dzisiaj tak, ale "trzeba pamiętać, że nowa perspektywa budżetowa będzie wchodziła po 2020 r.". Do tego czasu - zaznaczył - "jeszcze możemy się rozwinąć i nasze myślenie o priorytetach może ulec zmianie".
Jak dodał szef dyplomacji, Polska musi też powoli myśleć o tym, że "nie możemy uzależnić rozwoju Polski tylko od funduszy strukturalnych". Wskazał, że fundusze te, żeby je wykorzystać, "wymagają też naszych wkładów, a nasze wkłady - co szczególnie widać w samorządach - biorą się najczęściej z pożyczek bankowych, z kredytów". - Wiele naszych samorządów nie jest w stanie albo za chwilę nie będzie w stanie skorzystać z funduszy strukturalnych, ponieważ nie będą mogły się dalej zadłużać - ocenił minister.
Niezależnie od kierunku zmian w wieloletnim budżecie unijnym - zdaniem Waszczykowskiego - "powoli trzeba się przyzwyczajać, że idą cięższe czasy, że pieniędzy z UE może być mniej". - Musimy brać pod uwagę to, że ze względów obiektywnych, niezależnych od Polski, nowy budżet UE może być mniejszy, co będzie wpływało na mniejsze dotacje, że może być też inaczej skonstruowany, co może z kolei skutkować różnymi przesunięciami środków z jednej polityki na inną. Musimy powoli o tym myśleć i reagować, szukać rekompensaty - mówił szef MSZ.
Przyznał, że stąd m.in. wynikają starania Polski o ściślejszą współpracą ekonomiczną ze Stanami Zjednoczonymi czy Chinami. Zapewnił jednocześnie, że szukanie możliwości "uzupełnienia rozwoju" na wypadek pogorszenia się koniunktury w UE, to "nie stawianie na rozpad Unii", ale "wręcz obowiązek ludzi, którzy odpowiadają za rozwój kraju".
"Mamy odmienną ścieżkę rozwoju, bo później przystąpiliśmy do UE"
Polityk odniósł się również w wywiadzie dla PAP do europejskich sporów o przyszłość UE i postulatów pogłębienia integracji.
- Nie akceptuję takiego myślenia, że trzeba się dostosować do tych, którzy chcą najszybciej iść z integracją. Nie - trzeba się dostosować do tych, którzy idą wolniej, bo robią to nie ze względu na jakieś ideologiczne hamulce, ale ze względu na zaszłości - powiedział Waszczykowski.
Jak podkreślił, Polska i kraje naszego regionu mają odmienną ścieżkę rozwoju, bo później przystąpiły do Unii, a po drugiej wojnie światowej były poddane zasadom "księżycowej gospodarki socjalistyczno-komunistycznej".
- To, że my dzisiaj wolniej przystosowujemy się do polityki klimatycznej czy energetycznej, czy do miksu energetycznego, nie wynika z ideologii, tylko z obiektywnych faktów, że przez wiele lat nasza gospodarka była tak ukształtowana i potrzebujemy więcej czasu, żeby ją - nie obniżając drastycznie stopy życiowej ludzi, nie ich kosztem - zmienić - podkreślił minister.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze