"To pokazuje dlaczego prezydent Warszawy boi się stawić przed komisją" - Patryk Jaki po przesłuchaniu pierwszego świadka
- Tak zwana "góra" wymagała wydawania około 300 decyzji reprywatyzacyjnych rocznie. Każdy urzędnik miał przygotować dwie decyzje zwrotowe w miesiącu - zeznał przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji były urzędnik stołecznego ratusza Krzysztof Śledziewski. Zdaniem szefa komisji Patryka Jakiego to "szokujące" słowa. - Nakazywano urzędnikom, żeby wyzbywać się majątku publicznego - stwierdził.
- Tak zwana "góra", w naszym (stołecznych urzędników - red.) przekonaniu prezydent i zastępcy, wymagała wydawania około 300 decyzji reprywatyzacyjnych rocznie. Każdy urzędnik miał przygotować dwie decyzje zwrotowe w miesiącu, ale nigdy nie osiągnięto tego poziomu decyzji - zeznał w poniedziałek przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji. b. urzędnik stołecznego ratusza Krzysztof Śledziewski.
Dwa projekty w miesiącu
Według niego, przełożeni "niejednokrotnie zwracali w celu dokonania korekt projekty decyzji", ale takie korekty nie zmieniały istoty tej decyzji, bo jej treść już na początku oznajmiała urzędnikom naczelniczka wydziału Gertruda Jakubczyk-Furman
Poseł Paweł Lisiecki zapytał świadka, czy była próba nałożenia na Biuro Gospodarki Nieruchomościami określonych, np. rocznie limitów wydawanych decyzji administracyjnych ws. reprywatyzacji, czy to były polecenia służbowe.
- Polecenie 300 decyzji było wydawane ustnie, natomiast były też maile, od - już nie pamiętam, czy od naczelnik, czy od dyrekcji, że trzeba przygotować każdego miesiąca dwa projekty decyzji zwrotowych. Każdy pracownik prowadzący postępowanie - przyznał Śledziewski.
Świadek został również zapytany o tempo rozpatrywania spraw zwrotowych w przypadku osób które zajmowały się handlem roszczeniami. Śledziewski odparł, że procedury były różne w zależności np. od tego czy grunt był zabudowany czy niezabudowany.
"Nakazywano wyzbywać się majątku publicznego"
Zeznania pierwszego świadka pokazują, dlaczego prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz tak bardzo boi się stawić przed komisją - powiedział w przerwie posiedzenia szef komisji Patryk Jaki.
- Pani prezydent wiele razy mówiła, że nic nie wiedziała o tych sytuacjach, a dziś się okazuje, że już pierwszy urzędnik mówi, że nie tyle wiedziała, ile nawet ingerowała. To jest szokujące. To pokazuje, "że komisja ma sens" - powiedział Jaki dziennikarzom w przerwie prac komisji.
Najbardziej bulwersujące według Jakiego jest to, że - według świadka - urzędnikom nakazywano wydawanie określonej liczby decyzji reprywatyzacyjnych rocznie.
"Nakazywano urzędnikom żeby wyzbywać się majątku publicznego" - dodał. Według Jakiego, mogłoby to być nawet przestępstwem.
Hanny Gronkiewicz-Waltz "raczej" nie doprowadzą siłą
- To, że nie przychodzi (Gronkiewicz-Waltz - red.), to jest zeznanie, które brzmi tak: "Boję się, nie będę odpowiadać na pytania, bo mam coś do ukrycia" - dodał Jaki. "Raczej nie" - tak odpowiedział na pytanie, czy może być doprowadzona siłą na komisję.
- Na Twitterze jest łatwiej niż odpowiedzieć na pytania - tak Jaki skomentował zaprzeczenie prezydent, że nie ingerowała w postępowania, które zamieściła w mediach społecznościowych.
To nieprawda, że kiedykolwiek ingerowałam w postępowania #reprywatyzacja.
— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) 26 czerwca 2017
PAP
Czytaj więcej