Mrygoń: moja decyzja ws. Twardej 8 - prawidłowa

Polska
Mrygoń: moja decyzja ws. Twardej 8 - prawidłowa
PAP/Leszek Szymański

- W moim przekonaniu decyzja ws. Twardej 8, którą podpisałem była w stanie prawnym i faktycznym znanym organowi prawidłowa - mówił przed komisją weryfikacyjną b. p.o. wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomości Jerzy Mrygoń. Według niego stołeczna reprywatyzacja generalnie była rodzajem "naprawienia krzywdy dziejowej".

Mrygoń był trzecim świadkiem przesłuchanym przez komisję - jego przesłuchanie było najdłuższe, trwało prawie 5 godzin. Wcześniej komisja ukarała 3 tys. zł grzywny b. naczelnik w BGN Gertrudę Jakubczyk-Furman za odmowę zeznań. Jej adwokat tłumaczył odmowę tym, że ma ona zarzuty prokuratury w związku z reprywatyzacją, a w śledztwie skorzystała z prawa do odmowy wyjaśnień. Komisja przegłosowała jej ukaranie, uznając że nie może ona odmówić zeznań. Adwokat zapowiada odwołanie.

 

"Nie otrzymałem fizycznego polecenia podpisania tej decyzji"

 

Mrygoń był pytany przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego, czy jako radca prawny w BGN uważa, że reprywatyzacja Twardej 8, którą podpisał z upoważnienia prezydent Warszawy, była zgodna z prawem. - W moim przekonaniu decyzja, którą podpisałem była w stanie prawnym i faktycznym znanym organowi była prawidłowa - odparł świadek.

 

Wcześniej nazwał ją wręcz "wzorową". Na pytanie, czy decyzję reprywatyzacyjną podjął bez nacisków, świadek odparł: "nie otrzymałem fizycznego polecenia podpisania tej decyzji. Podpisy, które składałem, pełniąc obowiązki zastępcy dyrektora BGN, składałem w moim przekonaniu świadomie".

 

Zauważył, że później, gdy ujawniono nowe okoliczności - pominięcie niektórych spadkobierców - postępowanie zostało wznowione.

 

Indagowany, czy zaproponowana przez wnioskodawcę wycena Twardej 8 po 50 zł za m kw. nie budziła jego wątpliwości, odparł: nie mam uprawnień do badania czynności między stronami trzecimi.

 

- Cena nieruchomości przebiega według pewnych określonych zasad, wycena roszczeń wydaje się rzeczą bardziej skomplikowaną, nie mnie jest oceniać to co wykonał biegły (...) o ile się nie mylę rzecz dotyczyła czynności kuratora, czynności zatwierdzane przez sąd powszechny, który jest w tym przypadku właściwym organem - mówił.

 

"Każda decyzja zawiera część uzasadnienia poświęconą stronom postępowania"

 

Odpowiadając Jakiemu, ile średnio trwało wydanie decyzji reprywatyzacyjnej, Mrygoń odparł, że czasem było to 2-3 lata, a czasem i 10. Jaki dopytywał, dlaczego wydanie przez Mrygonia decyzji ws. Twardej 8 trwało tylko półtora miesiąca. - W aktach sprawy były wszystkie dokumenty. W decyzji są wyraźnie opisane zasady i podstawy ustalenia stron w postępowanie. Każda decyzja zawiera część uzasadnienia poświęconą stronom postępowania - odparł Mrygoń. Jaki replikował, że w tej sprawie BGN nie ustaliło wszystkich spadkobierców; nie miało też miarodajnego stanowiska resortu finansów, czy wcześniej nie było zapłacone odszkodowanie za przejęcie tej nieruchomości na mocy "dekretu Bieruta".

 

Świadek mówił, że jeżeli wydał decyzję ws. Twardej 8, to znaczy, że jego przełożony zakomunikował mu akceptację władz miasta. - Nie wiem, czy była werbalna akceptacja pani prezydent, czy nie. Wiem, że jeżeli nieruchomość była "wrażliwa społecznie", a sprawa Twardej z pewnością do takich należała (mieściło się tam gimnazjum - red.), to informowałem przełożonego. Z informacji od przełożonego wiem, że w takich sprawach kontaktował się ze swoim przełożonym, czyli Hanną Gronkiewicz-Waltz, lub wiceprezydentem Jarosławem Jóźwiakiem - tłumaczył Mrygoń.

 

- Były takie przypadki, że "z góry" płynęła informacja, że ratujemy ten obiekt, tam myśmy z decyzją zwrotową czekali - podkreślił. Jak dodał, podpisywał on decyzje z upoważnienia prezydenta miasta. Przypomniał, że Bajko nie miał takiego pełnomocnictwa. - Proszę spytać panią prezydent - odparł pytany, czemu tak było.

 

"Rozstrzygnięcia zespołu traktowaliśmy jako wytyczną, którą wykonywaliśmy"

 

Wiedzę o nieruchomościach "wrażliwych społecznie", gdzie były np. szkoły i parki, przekazywałem Bajce, a ten informował o tym prezydent stolicy - zeznał Mrygoń. - Nie sądzę by szef mnie okłamywał, bo trudno się spodziewać, że mówił, iż uzyskał zgodę pani prezydent na wydanie decyzji, a pani prezydent o tym nic nie wiedziała - zeznał. - Nigdy nie podpisałem żadnej decyzji tego typu, zanim nie miałem potwierdzenia, że pani prezydent ma o tym wiedzę i że nie będą podejmowane żadne inne działania mające na celu np. ochronę dotychczasowej funkcji tej nieruchomości - dodał.

 

Jaki pytał świadka o tzw. zespół koordynujący, który według świadka Krzysztofa Śledziewskiego, miał podejmować decyzje co do reprywatyzacji. Mrygoń nie przypominał sobie by brał udział w jego posiedzeniach; chodził tam Bajko. Dodał, że zespół to był "szeroko rozumiany zarząd miasta" - prezydent, jego zastępcy, sekretarz, skarbnik. Według niego, w posiedzeniach brali też udział przedstawiciele biura prawnego i dyrektorzy biur, którzy wnosili coś pod obrady.

 

- Rozstrzygnięcia zespołu traktowaliśmy jako wytyczną, którą wykonywaliśmy - dodał Mrygoń. - Rzadko dotyczyło to jakiejś, konkretnej reprywatyzacji, częściej były to problemy bardziej systemowe, Owszem, zdarzało się, że dotyczyło to bardzo konkretnych adresów - mówił świadek.

 

"Uregulowanych zostało ok. 4 tys. zakończonych spraw"

 

Zdawaliśmy sobie sprawę, że niektóre działania podejmowane przez niektórych kuratorów budzą wątpliwości - zeznał Mrygoń. Dlatego, w związku z niektórymi ich działaniami, BGN informował różne instytucje, np. prokuraturę, o możliwym wyłudzeniu prze z nich nieprawdy od sądu. Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego zawiadamiano zaś o "reaktywacji" przedwojennych spółek, które potem występowały o przedwojenne mienie. - Nie przypominam sobie by było zawiadomienie w sprawie Twardej - dodał.

 

Mrygoń podkreślił, że decyzje reprywatyzacyjne "mniej więcej w 90 proc. przypadków dotyczą bądź pierwotnych właścicieli, co jest już rzadkością ze względu na wiek tych osób, bądź ich spadkobierców w linii prostej". - W tych najkorzystniejszych latach było 95-96 proc. decyzji adresowanych do pierwotnych właścicieli lub ich spadkobierców. W tych latach gdzie ten wskaźnik był słabszy to było około 85 proc. - dodał.

 

Według Mrygonia reprywatyzacja była rodzajem "naprawienia krzywdy dziejowej" i większość decyzji zwrotowych należy oceniać w tych kategoriach. - Uregulowanych zostało ok. 4 tys. zakończonych spraw z około 17 tys. (...) oznacza to, że przez 30 lat udało nam się rozstrzygnąć ok. 20 proc. spraw, to tempo było nieduże (...) w wydziale spraw dekretowych pracowało ok. 40 osób - powiedział Mrygoń. Przyznał, że decyzji ws. Twardej nie da się określić jako naprawiającej krzywdy dziejowe.

 

Świadek podkreślał, że obrót roszczeniami co do warszawskich nieruchomości nie jest nielegalny. Zeznał też, że nie miał żadnych informacji od podwładnych, aby w danej sprawie strony postępowania albo ich pełnomocnicy przekroczyli uprawnienia w swoich działaniach.

 

"Do 200 projektów decyzji rocznie"

 

Mrygoń podkreślał, że czymś normalnym jest zaufanie do dokumentów urzędowych: aktów sporządzonych przez notariusza - wykonującego zawód zaufania publicznego, dokumentów z pieczęcią z orłem w koronie, a także do decyzji niezawisłego sądu, ustanawiającego kuratora nieruchomości. - Musimy o tym pamiętać - mówił.

 

- A czy - przepraszam bardzo - gdyby z panem Marcinkowskim akt notarialny podpisała Pszczółka Maja to też by pan to przyjął? - pytał Jaki. - Gdyby Pszczółka przedłożyła dokument tożsamości i złożyła zgodne ze stanem faktycznym oświadczenie, a notariusz by to potwierdził to tak" - odparł Mrygoń. Pełnomocnik Marcinkowskiego mec. Marek Gromelski apelował do Jakiego, by unikał takich "niestosownych" wypowiedzi. Wcześniej Jaki mówił, że dopiero po wybuchu afery reprywatyzacyjnej miasto zaczęło pieczołowicie analizować dokumenty, a wcześniej przyjmowano nawet "lipne" akty notarialne.

 

Mrygoń zaprzeczał by w BGN była norma by wydawało ono 300 spraw rocznie. - Jeżeli przyjąć średni czas po zgromadzeniu dokumentów potrzebny na opracowanie projektu decyzji (...) to można przyjąć, że taki pracownik był średnio w stanie przygotować projekt decyzji raz na miesiąc, raz na półtora miesiąca, to daje nam liczbę do 200 projektów decyzji rocznie - ocenił, pytany czy było zalecenie aby wydawać 300 decyzji rocznie.

 

Jakubczyk-Furman, która odmówiła zeznań przed komisją, wniosła wcześniej o zmianę swego statusu - ze świadka na stronę w postępowaniu administracyjnym. Jej pełnomocnik mec. Łukasz Chojniak argumentował, że ma ona postawiony zarzut związany z reprywatyzacją i jej zeznania jako świadka mogłyby naruszyć jej interes prawny. Komisja nie zgodziła się na zmianę jej statusu - wówczas świadek powiedziała, że nie będzie zeznawać.

 

Świadek ukarany grzywną

 

Eksperci prawni komisji stwierdzili, że w postępowaniu administracyjnym nie można odmówić zeznań w całości, a jedynie - na poszczególne pytania. Jaki proponował, aby świadek odmawiała odpowiedzi na poszczególne pytania. Jakubczyk-Furman powtórzyła odmowę. Nie zmieniła zdania, gdy Jaki zaproponował, aby odpowiadała na pytania nie związane ze sprawą karną, w której ma zarzut. 5 z 9 członków komisji poparło ukaranie jej 3 tys. zł grzywny.

 

Następne jawne posiedzenie komisji - w czwartek. Ma być na nim przesłuchiwany dyrektor Bajko. Komisja odniesie się też do pisma Gronkiewicz-Waltz ws. jej wniosku do NSA o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego ws. komisji oraz wniosków prawników Marcinkowskiego o zawieszenie postępowania na czas śledztwa i postępowania w NSA.

 

We wtorek komisja ma zaś się udać do wrocławskiego aresztu śledczego, by jako świadka przesłuchać Marcinkowskiego.

 

PAP

luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie