- Od czasu tragicznej śmierci mojej żony stałem się samotnikiem, sam walczę o sowje prawa, o godność mojej zony i o swoją godność - powiedział w programie "Skandaliści" Paweł Deresz. Deresz przyszedł do programu z biała różą w kieszonce marynarki.
- Biała róża jest symbolem miłości od dziesiątków albo od setek lat, nie jest symbolem nienawiści i okrucieństwa, jak mawia to ogrodnik pełniący obowiązki przewodniczącego naszego parlamentu, czy też jak mówi o tym pan Jarosław Kaczyński - powiedział Paweł Deresz.
Zapytany o to, czy zgodziłby się na rozmowę z Jarosławem Kaczyńskim powiedział, ze zrobiłby to z ogromną przyjemnością "bo jarosław Kaczyński jest człowiekiem inteligentnym": - Powiedziałbym mu, że mu bardzo współczuję, jeśli chodzi o śmierć brata, ale, że bardzo bym go prosił, żeby nie wykorzystywał tragedii smoleńskiej do celów politycznych - stwierdził Deresz.
- Myślę, że Jarosław Kaczyński robi to od siedmiu lat - powiedział mąż byłej prezydenckiej minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, która zginęła w katastrofie w Smolenski 10 kwietnia 2010 roku.
"Polityczny" lot do Katynia
Jednak zdaniem Deresza aktem politycznym był już sam wyjazd na 70. rocznicę Katynia. Jego zdaniem prezydent Lech kaczyński, który miał w - według niego - w 2010 roku zaledwie 20 procent poparcia, "chciał nad grobami ponad 22 tysięcy polskich oficerów i żołnierzy rozpocząć swoją kampanię wyborczą".
- Moja żona leciała tym samym samolotem, co prezydent Lech Kaczyński, ale wydaje mi się, że uległa katastrofie, a nie została zamordowana - powiedział Deresz.
- Była osobą mądrą, piekną, wysportowaną, towarzyską, tolerancyjną, ale również zasadniczą. Nie lubiła się spotykać z ludźmi, których określę: ludzie głupi - powiedział Deresz, który przypomniał pożegnanie ze swoją żoną. - Pożegnaliśmy się o godzinie 5 rano. Powiedziała mi "wracam o ósmej, przygotuj kolację". To było nasze ostatnie spotkanie. Potem był telefon od szefa biura mojej zony składający się własciwie z trzech słów "Paweł, włącz telewizor" - powiedział Deresz.
Jak opowiadał, wtedy gorzka prawda dotarła do niego.
- Cały czas myśleliśmy, że to nieprawda. Myśleliśmy, że te trzy osoby, o których bredzi Antoni Macierewicz przeżyły. Potem okazało się, że wszyscy ulegli wypadkowi lotniczemu - powiedział Deresz.
- Nie mam co do tego wątpliwości, bo - jak do tej pory - nie ma najmniejszego dowodu, że to był zamach. Przecież nawet i dzisiaj już odchodzimy od twierdzenia, że był zamach, bo nie zajmujemy się przyczynami katastrofy, tylko skutkami, a więc ekshumacją, czyli tym, co nastąpiło po wypadku - stwierdził Paweł Deresz.
- W tej chwili wszystkie komisje - i pana Macierewicza i pana Berczyńskiego - milczą, bo nie mają dowodów - powiedział gość Agnieszki Gozdyry.
"Prokuratorzy zaniedbali obowiązki" w "nieprzyjaznej Rosji"
Deresz poinformował, że był w Moskwie trzy albo cztery dni, aby zidentyfikować ciało żony.
- Pojechałem z siostrą żony, która była lekarzem i która miała większą praktykę z tego rodzaju przypadkami - powiedział Deresz.
- Jeśli chodzi o panią Ewę Kopacz, to pamiętam jej dobroć. Przez trzy dni, właściwie przez trzy noce towarzyszyła nam, rodzinom ofiar smoleńskich w naszym cierpieniu - powiedział gość Polsat News.
- Pamiętam również panów prokuratorów, którzy tam byli, ale którzy moim zdaniem zaniedbali swoje obowiązki, bo przecież można sobie było zdać sprawę z tego, że jedziemy do kraju nieprzyjaznego, który chce się jak najszybciej pozbyć kłopotu, a więc jak najszybciej przetransportować zwłoki czy resztki zwłok do Polski - powiedział wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz.
- Można było sobie zdać sprawę z tego, że Rosjanie, którzy tam byli, którzy zajmowali się tymi zwłokami, są to luzie dosyć prości, ludzie dosyć prymitywni i w związku z tym pan prokurator tak samo jak i lekarz, czy dziennikarz, czy pielęgniarz, powinien mieć od razu zapalone czerwone światełko: coś tutaj nie gra i trzeba im patrzeć na ręce - powiedział gość "Skandalistów".
- Rozumiem te wszystkie rodziny, które chcą mieć ekshumacje swoich najbliższych, ale chcę, żeby te rodziny rozumiały mój punkt widzenia. Generalnie jestem agnostykiem, co nie znaczy, że nie chodzę do kościoła - powiedział Deresz.
- Obowiązkiem pani Ewy Kopacz nie było przeprowadzenie sekcji. To było obowiązkiem panów prokuratorów. I jeśli tego nie dopilnowali, to mogli swój błąd naprawić jeszcze w Warszawie. Przecież trumny wszystkie przyleciały i przez trzy dni, a może nawet i cztery dni były, przepraszam, że tak powiem, ogólnodostępne. Można było je rozplombować, można było zobaczyć, można było na nowo przeprowadzić sekcje i można było uniknąć tej tragedii, którą ja i mam nadzieję, że wielu z państwa przeżywa - powiedział wdowiec.
Dwukrotna identyfikacja. Najpierw zdjęcia. Potem ciało
- Ja rozpoznałem swoja żonę, na szczęście urazy jej ciała nie były aż tak rozległe, jak urazy innych, o których słyszałem od rosyjskich lekarzy i pielęgniarzy - powiedział.
- Dwukrotnie rozpoznawaliśmy ciało żony. W pierwszym etapie pokazano nam pięćdziesiąt zdjęć i wśród tych pięćdziesięciu zdjęć proszono nas, żeby wyszukać zdjęcia, na których prawdopodobnie jest moja żona. Ja znalazłem pięć takich fotografii. Drugim etapem była już wizyta w prosektorium i tam z całą pewnością ciało żony rozpoznałem. Nic zresztą dziwnego, w końcu byliśmy razem prawie 30 lat - powiedział Paweł Deresz.
- Czy pan ma pewność, że w grobie, który pan odwiedza, spoczywa pana żona? - zapytała Agnieszka Gozdyra.
- W moim przypadku, ja jestem pewien, że dusza mojej żony jest, natomiast wiem, że ciała może nie być, że zamieniło się w proch - odpowiedział wdowiec.
- Grób jest dla nas, bo możemy odwiedzać zmarłego - powiedział ks. Wojciech Pełka ze zgromadzenia Zmartwychwstańców również zaproszony do programu "Skandaliści".
"Zbezczeszczenie tylko umyślnie"
W ostatnich dniach opinia publiczna dowiedziała się, że w trumnach kolejnych ofiar katastrofy znajdują się pomieszane szczątki. Kapłan wypowiedział się na ten temat.
- Nie jest to zbezczeszczenie. Byłoby to zbezczeszczenie, gdyby to ktoś robił celowo. Możemy mówić o takim zbezczeszczeniu i takiej profanacji w przypadku tych - jak pan (Deresz - red.) określił - prymitywnych ludzi w Moskwie, którzy potraktowali te ciała w ostatniej fazie tak, jak potraktowali - powiedział ks. Wojciech Pełka.
- Nie po to robimy pogrzeby, żeby otwierać groby. Traktujemy też grób, jako może nie miejsce święte, ale traktujemy grób jako miejsce, gdzie leży, tak jak w wypadku pana (Deresza - red.) pana miłość - powiedział ksiądz Pełka. - I ma pan świadomość, że te doczesne szczątki, mimo, ze ulegają rozkładowi, tam są. Ostatni ślad po mojej żonie tutaj mimo, że pan wierzy w jej obecność jako duszy nieśmiertelnej - mówił kapłan.
- Taniec nad grobami, taniec nad ciałami, taniec nad zwłokami byłby dla mojej żony rzeczą niedopuszczalną - powiedział Deresz.
- Przyczyna (katastrofy smoleńskiej - red.) była jedna: skłonienie pana Lecha Kaczyńskiego do podróży do Katynia. Wiadomość o tym, że samolot jest nieprzygotowany do lotu, że jest prowadzony przez pilotów, którzy nie mają najmniejszych kwalifikacji, co zostało już udowodnione. Jest jeszcze kwestia generała Błasika, który przecież zgłosił gotowość zarówno załogi, o której wiedział, że nie ma odpowiedniego przygotowania, jak i samolotu, o którym mógł podejrzewać, że też jest niesprawny, skoro - jak twierdzi pan Macierewicz - na jego pokładzie znajdowały się trzy bomby - powiedział Deresz.
- Symptomatyczna była mina prokuratora Pasionka, kiedy zapytano go podczas konferencji prasowej na zakończenie ekshumacji 27 zwłok, czy znaleziono jakiekolwiek ślady potwierdzające teorię o wybuchu. Pan Pasionek milczał, a jego rzeczniczka usiłowała zakrzyczeć dziennikarza, który zadał to bardzo niewygodne pytanie - argumentował Paweł Deresz.
"Profanacja wspomnień i pamięci"
- Dokonuje się pewnego rodzaju nie profanacja i bezczeszczenie ciał, tylko profanacja wspomnień i pamięci - stwierdził ksiądz Pełka. Jego zdaniem ekshumacje powinny dotyczyć wyłącznie rodzin zainteresowanych otwarciem grobów i powinny być przeprowadzone bez udziału mediów, bez informowania opinii publicznej. - Rozumiem, że to można dokończyć, poskładać i w jakiś sposób, tym którym na tym zależy temat zakończyć - dodał duchowny.
- Jeśli okaże się to prawdą, że te ciała były tak haniebnie traktowane i tak profanowane, to jest rzecz oburzająca/ Ale nie mniej oburzająca jest profanacja, jaka teraz odbywa się z udziałem Jarosława Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu. Taniec na zwłokach naszych najbliższych. To jest dopiero profanacja. Wykorzystywanie tej tragedii, wykorzystywanie tych zwłok do celów politycznych to jest tragedia, to jest hańba narodowa - powiedział Deresz.
O miesięcznicach smoleńskich powiedział: - Aż się dziwię Jarosławowi Kaczyńskiemu, który w końcu jest człowiekiem inteligentnym, że tego nie dostrzega, że obraża znaczną część polskiego społeczeństwa - powiedział Deresz.
- Oglądałem wiele zdjęć z tych uroczystości i nie powiem, żeby te panie czy ci panowie, którzy przychodzą razem z Jarosławem Kaczyńskim i wznoszą antypaństwowe okrzyki przyszli się tam modlić - powiedział wdowiec. - Oni raczej przyszli wygrażać pięściami, raczej przyszli nawoływać, tak jak pan Jarosław Kaczyński, do nienawiści do zemsty. Jest to bardzo przykre - powiedział gość "Skandalistów".
Przepędzenie przez sektę to delikatne słowo
Według Deresza przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie co miesiąc nie jest czczonych 96 osób, a tylko jedna osoba.
- Kilka lat temu chciałem z "sektą smoleńską" czcić tę pamięć. Spotkały mnie bardzo nieprzyjemne reakcje. "To nie miejsce dla pana jest". Powiedziałbym, że przepędzenie to jest za mało powiedziane. Panie w moherach zaczęły podnosić parasolki i zaczęły mi wygrażać: "pan powinien być zupełnie gdzie indziej, to jest nasza uroczystość, proszę nam w niej nie przeszkadzać" - powiedział Deresz.
- Jeden z elementów sekty jest dość ważny i zauważalny pod pałacem. Sekta, żeby istnieć musi mieć wspólnego wroga. I proszę zobaczyć, że co miesiąc mówimy o jakimś wrogu, o kimś, z kim będziemy walczyć - powiedział ksiądz Wojciech Pełka. - To środowisko konsoliduje się wokół walki i tak działa każda sekta, która musi dbać o przetrwanie. Nieważna jest istota, ważne jest to, że jesteśmy razem we wspólnej walce. I to jest niebezpieczne - ostrzegł ksiądz Wojciech Pełka.
- Nie można żerować na trupach - powiedział Deresz.
Wspólny grób nie w tym przypadku
Trwa także dyskusja w opinii publicznej, czy pomysł wspólnego grobu dla ofiar katastrofy jest obraźliwy, czy przeciwnie - rozwiązałby problemy dotyczące identyfikacji ciał. Według prezydenta Bronisława Komorowskiego, który był w ubiegłym tygodniu gościem programu "Prezydenci i premierzy" jedna, wspólna mogiła umożliwiłaby uniknięcie wielu problemów.
Jednak ksiądz Wojciech Pełka nie ma wątpliwości, że taki grób można zastosować w przypadku na przykład żołnierzy, którzy w jednej sprawie, w jednym miejscu zginęli razem i tam zostają pochowani. Przypadek katastrofy smoleńskiej - zdaniem kapłana - do takich nie należy. Według niego zbyt wiele osób chciało mieć swoich bliskich przy sobie, a nadto zmarli tragicznie w Smoleńsku pochodzili ze zbyt różnych środowisk.
- Jedni byli najważniejszymi osobami w państwie, a drudzy byli zwyczajnymi ludźmi - podkreślił kapłan.
Wszystkie odcinki programu "Skandaliści" można obejrzeć w zakładce "Nasze programy".
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze