Stonoga brutalnie pobity - oświadcza adwokat. Policja: przewrócił się, uderzając głową o podłogę [MONITORING]

Polska
Stonoga brutalnie pobity - oświadcza adwokat. Policja: przewrócił się, uderzając głową o podłogę [MONITORING]
Polsat News

Poszukiwany listem gończym i zatrzymany w niedzielę Zbigniew Stonoga miał zostać brutalnie pobity w Komendzie Stołecznej Policji. Adwokat zatrzymanego zapowiedział we wtorek wieczorem złożenie zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Syn Zbigniewa Stonogi twierdzi, że jego ojciec stracił ponad litr krwi. Stołeczna policja zaprzecza tym informacjom w oświadczeniu.

Zatrzymanie miało związek z uprawomocnieniem się wyroku w sprawie o przywłaszczenie samochodu.


Zbigniew Stonoga po zatrzymaniu trafił na przesłuchanie do Komendy Miejskiej Policji w Warszawie. Biznesmen nie ma zastrzeżeń do pobytu w tym miejscu, ale później został przewieziony do Komendy Stołecznej Policji, gdzie miał zostać dotkliwie pobity, funkcjonariusze mieli użyć przeciwko niemu paralizatora.

 

Adwokat: Stonoga został kilka razy potraktowany paralizatorem 


- Zbigniew Stonoga zobowiązał mnie do przekazania informacji, że został ciężko pobity w trakcie zatrzymania w Pałacu Mostowskich w Warszawie. Zobowiązał mnie do złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - powiedział w rozmowie z "Superstacją" adwokat Stonogi Krzysztof Kitajgrodzki. Wyjaśnił, że jego klient wyjawił mu, że "został co najmniej kilka razy potraktowany paralizatorem w sytuacji, która absolutnie nie wymagała zastosowania środków przymusu". - Ma również siniaki  w różnych okolicach ciała, również głowy i twarzy - dodał Kitajgrodzki.


- Areszt śledczy zachował się w sposób bardzo solidny, nie mamy zastrzeżeń - powiedział Kitajgrodzki zauważając, że Zbigniewa Stonogę wysłano na tomografię komputerową głowy w szpitalu  MSWiA. 

 

O pobiciu poinformował na Facebooku również syn Zbigniewa Stonogi. Napisał, że wobec jego ojca użyto paralizatora, choć był już skuty kajdankami, a w wyniku pobicia Stonoga miał stracić ponad litr krwi.

 

 

Policja: są to informacje nieprawdziwe

 

We wtorek stołeczna policja nie chciała komentować sprawy. W środę KSP wydała w tej sprawie oświadczenie.  

 

"Wbrew wersji przedstawianej przez najbliższych oraz adwokata zatrzymanego mężczyzny, nie został on pobity przez funkcjonariuszy" - zapewnia asp. szt. Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.

 

Rzecznik twierdzi, że "są to informacje nieprawdziwe, nie mające żadnego potwierdzenia w rzeczywistym przebiegu wydarzeń, a z uwagi na ich charakter, godzące w dobre imię i wizerunek stołecznych funkcjonariuszy".

 

"Do obrażeń ciała u Zbigniewa S. doszło na skutek jego zachowania i nie miały z tym związku inne osoby. W dokładnym odtworzeniu przebiegu zdarzeń pomógł między innymi monitoring zainstalowany w pomieszczeniu, w którym został osadzony Zbigniew S." - czytamy w oświadczeniu rzecznika prasowego KSP.

 

"Przewrócił się, uderzając głową o podłogę"

 

W oświadczeniu przypomniano, że Zbigniew Stonoga został zatrzymany w nocy z soboty na niedzielę w miejscu zamieszkania. "W momencie zatrzymania był od niego wyczuwalny zapach alkoholu, jednak Zbigniew S. odmówił udziału w badaniu trzeźwości" - przypomina asp. szt. Mariusz Mrozek.


Policja wyjaśnia, że z tego powodu Zbigniew Stonoga został przewieziony do jednego z warszawskich szpitali, gdzie został przebadany przez lekarza i wobec braku przeciwwskazań osadzony w areszcie. "W celu zapobieżenia samookaleczeniom został mu założony specjalny pas unieruchamiający ręce. Mężczyzna miał jednak możliwość swobodnego poruszania się po celi" - argumentuje asp. szt. Mrozek.


"Po godzinie 7:00 w niedzielę Zbigniew S., przebywając sam w celi PDOZ (policyjnym pomieszczeniu dla osób zatrzymanych - red.), uległ wypadkowi. Stało się to w momencie, kiedy stojąc tyłem do drzwi i kopiąc w nie, przewrócił się, uderzając głową o podłogę. Podkreślamy ponownie, że pomieszczenie jest monitorowane, a całość nagrania pozostaje do dyspozycji prokuratury w przypadku, gdyby adwokat zatrzymanego chciał - zgodnie ze swoimi deklaracjami - złożyć zawiadomienie w tej sprawie" - napisał w oświadczeniu rzecznik stołecznej policji.

 

Paralizatora użyto, gdyż Stonoga "był bardzo agresywny" 

 

Funkcjonariusze mieli wezwać do Stonogi karetkę pogotowia ratunkowego, ale "z uwagi na agresję, jaką Zbigniew S. kierował zarówno wobec załogi karetki pogotowia, jak i funkcjonariuszy ratownicy odmówili przewiezienia mężczyzny ambulansem".

 

Według stołecznej policji Zbigniew Stonoga został przewieziony do szpitala radiowozem policji. "To właśnie podczas umieszczania go w radiowozie, z uwagi na bardzo agresywne zachowanie, kopanie wnętrza pojazdu, wyrywanie się i szarpanie, w stosunku do mężczyzny został użyty środek przymusu w postaci paralizatora. Użycie paralizatora, co istotne, nie wymagało udzielenia żadnej pomocy medycznej. Zbigniew S. uspokoił się i dał, bez dalszych utrudnień, dowieźć na badania" - zapewnia w oświadczeniu asp. szt. Mariusz Mrozek.

 

Policja uznała, że formułowane przez bliskich zatrzymanego i jego adwokata zarzuty "godzą bezpośrednio w dobro funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji, wizerunek funkcjonariuszy oraz narażają na szwank niezbędne przy realizacji zadań zaufanie społeczne", więc opublikował nagranie monitoringu związane z tym zdarzeniem, które ma potwierdzać relacje uzyskane od policjantów.

 

 

Prawomocny wyrok z 2015 r. - rok więzienia

 

W 2015 roku biznesmen został prawomocnie skazany przez Sąd Rejonowy Warszawa-Praga Północ na rok bezwzględnego więzienia za oszustwo przy sprzedaży samochodu marki lexus w 2009 roku.

 

Wnoszone przez niego odwołania zostały rozpatrzone przez sąd na jego niekorzyść. W lutym 2017 roku Stonoga miał stawić się w zakładzie karnym do odbycia wyroku, ale nie zrobił tego. Został więc wystawiony za nim list gończy. Media poinformowały wtedy, że biznesmen miał wyjechać do Monte Carlo.

 

Stonoga: to zemsta za ujawnienie akt afery podsłuchowej

 

Skazany utrzymuje, że to pracownik jego firmy przywłaszczył samochód, a on sam jest niewinny. Uważa, że to "zemsta" za ujawnienie akt tzw. afery podsłuchowej. Stonoga podkreślał, że w grudniu 2011 roku sąd rejonowy uznał, iż nie popełnił on w tej sprawie ani kradzieży, ani wyłudzenia.

 

Superstacja, polsatnews.pl

grz/luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie