Stracił oko na szkolnej strzelnicy. Powstała bez pozwoleń

Polska

17-letni Rafał stracił wzrok w jednym oku, a istnieje obawa, że przestanie widzieć zupełnie. To efekt wypadku podczas zajęć na strzelnicy Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych im. Tadeusza Kościuszki w Stalowej Woli. Chłopak oddał strzał z broni na śrut i rykoszet trafił go w oko. Okazało się, że strzelnica nie spełniała żadnych norm, powstała bez pozwoleń, a rykoszety były tam na porządku dziennym.

Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych imienia Tadeusza Kościuszki w Stalowej Woli to jedno z najlepszych i najbardziej renomowanych liceów w mieście. Słynie z prowadzenia klas o profilu wojskowym. Jeszcze rok temu do jednej z nich uczęszczał 17-letni Rafał. Na ścianach jego pokoju widnieją plakaty słynnych motocyklistów.

 

- Tak wyglądało moje życie przed wypadkiem, motocykliści byli dla mnie wzorem. Chciałem jeździć jak oni. Teraz moje życie opiera się na leżeniu i patrzeniu w ścianę, ewentualnie na tej półce - wskazał na półkę z lekami.

 

Do wypadku doszło 23 maja 2016 roku. Rafał miał zajęcia ze strzelectwa. Odbywały się one w strzelnicy znajdującej się w jednym z budynków należących do szkoły. Prowadził je wychowawca Rafała, major Krzysztof Sz.

 

"Nauczyciel zlekceważył tę sytuację"

 

- Załadowałem broń i w momencie, jak pociągnąłem za spust, poczułem jak wchodzi mi coś w oko - opowiadał Rafał reporterowi "Interwencji".

 

- Kiedy oddawał strzał, został uderzony rykoszetem. Nauczyciel nie zwrócił na to uwagi. Zlekceważył tę sytuację – stwierdziła dr Iwona Zielinko, adwokat rodziny Rafała.

 

Jak się okazało, na strzelnicy nie było, mimo takiego obowiązku, apteczki.

 

- Ten człowiek wysłał uczniów po papier z kibla, szary papier - powiedziała Nadia Jeziorska-Słowik, matka poszkodowanego Rafała.

 

Major nie zgodził się na wypowiedź przed kamerą.

 

"Dziwne było, jak raz na lekcję ktoś nie dostał"

 

Rafał przeszedł dwie operacje. Mimo to wzroku w rannym oku nie udało się uratować.

 

Okazało się jednak, że podobne wypadki na strzelnicy, w tym rykoszety, zdarzały się znacznie częściej. Na szczęście żaden z nich nie zakończył się podobną tragedią.

 

- Sam miałem doświadczenie takie, że dostałem pod oko. Nie miałem świadomości, że tak mały sprzęt, z tak małą mocą, mógłby wyrządzić tak wielką krzywdę. Dziwne było, jak raz na lekcję ktoś nie dostał. Każdy myślał, że zamknie powiekę, to nic mu nie będzie - opowiadał kolega Rafała, świadek wypadku.

 

- Śruty leżały na oknach, pod nogami, pod ławką. Skąd się tam wzięły? Z tych rykoszetów - dodała Nadia Jeziorska-Słowik, matka Rafała.

 

Miejsce, gdzie doszło do wypadku, reporter "Interwencji" obejrzał z Marianem Pędlowskim, powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego w Stalowej Woli.

 

Reporter: Myśli pan, że te kulochwyty, kołnierze spełniały swoją rolę? Że było bezpieczniej?

Inspektor: Raczej było bardziej niebezpiecznie.

Reporter: - A wysłałby pan swoje dziecko na taką strzelnicę?

Inspektor: - Na pewno nie. Chyba, że bym zaufał dyrekcji, że jeśli już wpuszcza młodzież, to jest tam na pewno bezpiecznie. A myślę, że większość rodziców po prostu tak zaufała.

 

Okularów ochronnych nikt nie zakładał

 

Na strzelnicy były dostępne okulary ochronne, ale uczniowie ich nie używali. Kolega Rafała tłumaczy, że były tak podrapane, że "nic nie było widać, celność strzału była minimalna".

 

- Nikt ich nie ubierał, zresztą z osób, które je ubierały, szydzono. Szydził pan major - stwierdzi Rafał.

 

Jak mówi jego matka, "Major S. wraz z dyrektorem szkoły stworzyli sobie regulamin strzelnicy. Taki twór. Według tego regulaminu nie było wymagane zakładanie okularów ochronnych".

 

Milczenie dyrektora

 

Sprawą wypadku zajęła się prokuratura. W trakcie śledztwa okazało się, że strzelnica od lat funkcjonuje nielegalnie: jest samowolą budowlaną, powstała bez żadnych wymaganych prawem pozwoleń, za wiedzą i zgodą dyrektora szkoły.

 

- Dyrektor szkoły nie będzie się wypowiadał na temat okoliczności tego zdarzenia oraz związanych z tym medialnych zdarzeń, które mają miejsce – oświadczył Włodzimierz S., dyrektor ZSP nr 2 w Stalowej Woli, po czym zamilkł...

 

Reporter: Nie wstydzi się pan za to, co się stało? Dyrektor szkoły od 11 lat... (dyrektor milczał - red.) Cisza tego nie załatwi, panie dyrektorze. Zamierza pan ustąpić? To by było chyba honorowe wyjście, prawda? W takiej szkole, jak ta, honor to chyba ważne pojęcie. Co pan o tym sądzi? (cisza - red.).

 

Zarzut dla nauczyciela

 

Dwa tygodnie temu nauczyciel Rafała usłyszał zarzut narażenia uczniów na niebezpieczeństwo. Grozi mu nawet pięć lat więzienia. Dyrektor szkoły zawiesił go w obowiązkach. Ale przez niemal rok od wypadku mężczyzna nadal prowadził z uczniami zajęcia.

 

Dlaczego prokuratura nie przedstawiła zarzutów również dyrektorowi szkoły?  - Analizujemy materiał dowodowy pod kątem możliwości przedstawienia zarzutów innym osobom. Niewykluczone, że to będzie również dyrektor szkoły - wyjaśnił Andrzej Dubiel z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

 

Dzień po wizycie "Interwencji" w prokuraturze, został do niej wezwany także dyrektor szkoły i również usłyszał zarzuty - takie same, jak nauczyciel. Obaj nie przyznają się do winy. Odmówili też składania wyjaśnień.

 

- Te osoby tak bardzo chełpiły się swoim poczuciem bezkarności, że do końca nie dopuszczały myśli, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan - uważa dr Iwona Zielinko, adwokat rodziny Rafała.

 

Po realizacji reportażu, starosta stalowowolski podjął decyzję o zawieszeniu Włodzimierza S. w obowiązkach dyrektora szkoły. Na razie na pół roku.

 

Będziemy państwa informować o dalszym rozwoju wydarzeń.

 

"Interwencja"

ml/hlk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie