"Ktoś chciał zabić zawodników". Szewko o zamachu w Dortmundzie
- Z całą pewnością ktoś chciał poranić, zabić zawodników. To nie był ładunek przeznaczony dla kogokolwiek - powiedział w Polsat News Wojciech Szewko, ekspert ds. bezpieczeństwa.
We wtorek wieczorem ładunki wybuchowe eksplodowały w pobliżu przejeżdżającego autokaru, wiozącego piłkarzy Borussii Dortmund na stadion. Ranny został hiszpański obrońca BVB Marc Bartra, który trafił do szpitala. Mecz z AS Monaco w ćwierćfinale Ligi Mistrzów został przełożony na środę.
Niemiecka policja na razie nie mówi o zamachu terrorystycznym, choć nie wyklucza żadnego motywu sprawców, także "tego najgorszego", nie precyzując, o co chodzi.
- To taki trochę dziwny ładunek wybuchowy. Na pewno nie był szrapnelem. Nie ma w karoserii autokaru dziur po gwoździach, śrubach czy kulkach. Być może ktoś wiedział, że tam są pancerne szyby i chciał zrobić ładunek, który swoją siłą przebije te szyby - zauważył Wojciech Szewko.
Jego zdaniem, skoro próba zamachu na zawodników już się odbyła, to nie znaczy jednak, że przed dzisiejszym meczem będzie spokojnie.
- To nie jest takie proste. Są takie organizacje np. anarchistyczne, które atakują strzeżone cele i eksponowane osoby. Chodzi o to by podważyć zaufanie do państwa - stwierdził ekspert.
Znaleziono list
Niemiecka prokuratura ujawniła, że w pobliżu miejsca, gdzie ukryte były ładunki, znaleziono list, którego autorzy przejmują odpowiedzialność za atak. Pytana jednak o treść listu i język, w którym został napisany, odmówiła podania szczegółów, zasłaniając się dobrem śledztwa.
- Po tym liście policja nie mówi o zamachu terrorystycznym. To znaczy, że prawdopodobnie nie było w nim oznak politycznej deklaracji, jakiegoś "Allah Akbar" gdzieś na końcu. Nie było czegoś, co by po ujawnieniu, pewnie nieuchronnym, tego listu, nie wskazało, że policja nie mówiła o potencjalnym terrorystycznym podłożu - podkreślił Szewko.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze