Uprzedzała, że kiedyś kogoś zabije. I zrobił to

Polska

Łukasz M. groził śmiercią kilku osobom i je nękał. Gdy decyzją sądu wyszedł jednak ze szpitala psychiatrycznego nikt nie sprawdzał, czy bierze przepisane leki. Pół roku później mężczyzna wbił nóż w klatkę piersiową przypadkowemu przechodniowi.

Sześć lat temu u Łukasza M. zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną. Pięć lat później wbił przypadkowemu przechodniowi na ulicy nóż prosto w klatkę piersiową. Robert Woszcz zginął na miejscu.

 

- Po prostu wyszedł na spacer z psem - mówiła ze łzami w oczach jego matka.  

 

Obecny w studiu programu "Państwo w Państwie" brat zamordowanego mężczyzny Ireneusz Woszcz powiedział, że w chwili ataku mężczyzna rozmawiał przez telefon komórkowy z narzeczoną. - Usłyszała tylko, że ktoś obcy powiedział: nie będziesz straszyć mnie psem. Później połączenie zostało przerwane - relacjonował Ireneusz Woszcz. 

 

Bez kontroli, choć niebezpieczny

 

Rodzina zabitego mężczyzny ma ogromne pretensje do biegłych i do sądu. Okazało się, że Łukasz M. był wcześniej na obserwacji psychiatrycznej, bo już wcześniej był niebezpieczny dla otoczenia, groził śmiercią kilku osobom. Choć najpierw biegli i sąd stwierdzili, że musi przebywać w zamknięciu, później zmienili zdanie i mężczyznę wypuścili.

 

Biegli napisali tylko, że jeśli się nie leczy, to może być niebezpieczny, dlatego musi przyjmować leki. Jednak mężczyzna ich nie brał, bo nikt go nie kontrolował. Pół roku później zabił.

 

- Był pozostawiony sam sobie, a był niebezpieczny - mówi narzeczona zabitego przechodnia w rozmowie z reporterką "Państwa w Państwie".

 

Kilka razy był w leczony

 

Schizofrenik wielokrotnie wcześniej wchodził w konflikt z prawem. Był kilkakrotnie hospitalizowany, ale za każdym razem wracał do swoich niebezpiecznych nawyków.

 

Wcześniej dręczył trzy kobiety. Do jednej z nich dotarła nasza reporterka. Groził jej nożem, pozostałym kobietom, że obleje kwasem i obedrze ze skóry.

 

- Na policji powiedziałam, że jednego dnia kogoś zabije i będzie za późno. I zabił - powiedziała jedna z kobiet.

 

- Jeżeli popełniono błąd, to później. Od pierwszej sprawy, dotyczącej uporczywego nękania do ataku minęło kilkanaście miesięcy. Pytanie, co wtedy się działo. Czy ten człowiek był pod stałym nadzorem. Powinien być wyznaczony opiekun środowiskowy, który na bieżąco kontroluje postępy leczenia, a jeśli ich nie ma, jeżeli ktoś nie zażywa leków, wtedy powinien być wniosek do sądu o leczenie w zakładzie zamkniętym - powiedział obecny w studiu "Państwa w Państwie" Sebastian Ładoś ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

 

- Pojawiały się sygnały, że nie bierze leków i nikt nic z tym nie robił. W dodatku przed opiniami biegłych, już w 2013 r. był aresztowany po zgłoszeniu, że chodzi po ulicy z nożem i grozi, że kogoś zabije - dodał Ireneusz Woszcz.

 

Stracił część czaszki

 

W drugiej części programu autorzy wrócili do historii Piotra Głąba.

 

Mężczyzna na skutek wypadku przy pracy stracił część czaszki. Sąd nakazał właścicielowi firmy zapłatę odszkodowania, ale ten uchylał się od płacenia, a komornik bezradnie rozkładał ręce, bo mężczyzna pozbył się majątku.

 

Jednak po emisji programu zapłacił połowę należnych pieniędzy, a do redakcji zgłosiły się prywatne kliniki, które bezpłatnie chcą panu Piotrowi zrekonstruować czaszkę.

 

Wydania programów dostępne są tutaj.

 

Państwo w Państwie 

jk/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie