Strajk sparaliżował Argentynę. Ludzie protestują przeciwko rządowej polityce walki z inflacją

Świat
Strajk sparaliżował Argentynę. Ludzie protestują przeciwko rządowej polityce walki z inflacją
PAP/EPA/DAVID FERNANDEZ

24-godzinny strajk przeciwko polityce antyinflacyjnej prezydenta Mauricio Macriego, który objął władzę 16 miesięcy temu, po ośmiu latach rządów Cristiny Fernandez umacniającej udział państwa w gospodarce, praktycznie sparaliżował w czwartek Argentynę.

Strajk, do którego wezwała największa centrala związkowa, Generalna Konfederacja Pracy (CGT), już od północy czasu miejscowego unieruchomił komunikację publiczną w stolicy, Buenos Aires. Na miasto wyjechały nieliczne autobusy.

 

Ze strajkującymi solidaryzuje się większość taksówkarzy, a na argentyńskich lotniskach wstrzymano 30 proc. lotów.

 

Mimo prób interwencji ze strony policji, która użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego, demonstranci, w tym kierowcy TIR-ów, za pomocą kilkunastu ciężarówek, zablokowali od rana ruch na Autostradzie Panamerykańskiej, głównej arterii komunikacyjnej łączącej stolicę Argentyny z resztą kraju.

 

"Obiecywany boom inwestycyjny nie nastąpił"

 

Ruch samochodowy w stolicy niemal ustał, podczas gdy znaczne siły bezpieczeństwa rozmieszczono w pobliżu skrzyżowań ulic jeszcze przed północą ze środy na czwartek, to jest przed rozpoczęciem strajku.

 

Prezydent Macri, który objął urząd w grudniu 2015 roku, konsekwentnie ogranicza lub eliminuje kontrolę państwa nad przedsiębiorstwami, redukuje wydatki rządowe, m.in. dopłaty do paliw. W swej kampanii wyborczej obiecywał skuteczną walkę z inflacją, która w ubiegłym roku wyniosła w Argentynie 40 proc., i masowy napływ zagranicznych inwestycji do kraju.

 

Ekonomiści argentyńscy przewidują, że w tym roku inflacja zmniejszy się o połowę, jednak obiecywany boom inwestycyjny nie nastąpił.

 

Rzecznik CGT Julio Piumato ocenił sytuację w wywiadzie dla Reutersa jako "dramatyczną". "Bogactwo jest skoncentrowane w rękach niewielu, a ubóstwo proporcjonalnie wzrasta. Potrzebne są pilne działania na rzecz wzrostu zatrudnienia. Jeden na każdych trzech Argentyńczyków jest biedakiem" - twierdził Piumato.

 

"Strajk ma wymiar polityczny"

 

Strajk generalny, pierwszy od 16 miesięcy, następuje na pół roku przed wyborami do argentyńskiego Kongresu, w sytuacji gdy rynek jest zaniepokojony ewentualnym powrotem Cristiny Fernandez do władzy wobec zbyt wolno spełniających się obietnic Macriego dotyczących poprawy koniunktury w kraju.

 

Hernan Lombardi stojący na czele Ministerstwa Federalnego Systemu Mediów Publicznych oświadczył w wywiadzie dla sieci telewizyjnej TN, że czwartkowy strajk ma "wymiar polityczny": opozycja wywołała go dlatego, iż "zaczyna być widoczna poprawa sytuacji społeczno-gospodarczej kraju".

 

Dodatkowo, aby osiągnąć "efekt propagandowy", opozycja - twierdzi rząd - wybrała jako termin strajku dzień obrad Światowego Forum Gospodarczego Ameryki Łacińskiej w Buenos Aires.

 

Argentyńscy inwestorzy są żywo zainteresowani zwycięstwem koalicji obecnego prezydenta, "Zmieńmy", w wyborach prezydenckich za dwa lata. Pozostaje ona, mimo rosnącego z wolna rozczarowania społeczeństwa rządami obecnego prezydenta, największą siłą w najbardziej rozwiniętych gospodarczo okręgach Buenos Aires i Cordoba, które odgrywają decydującą rolę w wyborach.

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie