Zapalił papierosa w samolocie i wywołał pożar. Sąd skazał go na 4,5 roku więzienia

Świat
Zapalił papierosa w samolocie i wywołał pożar. Sąd skazał go na 4,5 roku więzienia
Wikimedia Commons/Kashif Mardani

46-letni John Cox najbliższe 4,5 roku spędzi w więzieniu. Były żołnierz podczas lotu do Egiptu, będąc pod wpływem alkoholu, zapalił papierosa co doprowadziło do pożaru. Sąd uznał, że swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem mężczyzna naraził życie 200 osób, które były wtedy razem z nim na pokładzie samolotu linii Monarch.

Feralny lot z angielskiego Birmingham do egipskiego kurortu Sharm El Sheik miał miejsce 27 sierpnia 2015 roku. Podroż przebiegała spokojnie, aż do momentu, gdy z powodu dymu w jednej z toalet uruchomił się alarm przeciwpożarowy. Jak się okazało palił się kosz na śmieci. Pożar został szybko ugaszony przy użyciu  dwóch gaśnic i wody.

 

Po opanowaniu sytuacji kapitan samolotu stanowczo poinformował pasażerów o ryzyku palenia na pokładzie i możliwych konsekwencjach tego czynu. Zalecił również załodze zachować wzmożoną czujność. Niestety na niewiele się to zdało. Trzy godziny później alarm rozległ się ponownie, sygnalizując pożar w innej toalecie. Tym razem był znacznie poważniejszy, a ugaszenie go sprawiło załodze o wiele więcej problemów i skutkowało zużyciem kolejnych dwóch gaśnic przeciwpożarowych.

 

Pilot planował awaryjne lądowanie

 

W tym momencie do dyspozycji załogi zostały już tylko dwie gaśnice. Zaniepokojony sytuacją kapitan uznał taką ich ilość za niewystarczającą i mając na uwadze dobro i bezpieczeństwo pasażerów użył komendy "Mayday", oznaczającej bezpośrednie zagrożenie życia ludzi znajdujących się na pokładzie. Przerażonym pasażerom kazano przygotować się do awaryjnego lądowania. Kapitan rozpoczął już nawet zejście do lądowania w porcie lotniczym w Aleksandrii, jednak gdy pożar udało się ugasić zadecydował o kontynuowaniu lotu do lotniska docelowego.

 

Po wylądowaniu pozostali pasażerowie wskazali Johna Coxa jako winnego pożarów. Ten jednak wszystkiemu zaprzeczał, a na domiar złego pobudzony alkoholem zaczął się awanturować.

 

Podczas zakończonego właśnie procesu przyznał się jednak do wywołania jednego z dwóch pożarów. Zeznał, że spożywał alkohol podawany na pokładzie, a także alkohol, który sam wniósł na pokład samolotu. Obrońca mężczyzny przekonywał, że nie miał on na celu wywołania pożaru mogącego zakończyć się śmiercią dwustu osób, a po prostu wykazał się rażącą lekkomyślnością.

 

"On nie chciał skrzywdzić ludzi i doprowadzić do katastrofy. W czasie lotu wypił za dużo i zignorował zakaz palenia zachowując się nieodpowiedzialnie" - powiedział Gurdeep Garcha.

 

"Skutki mogły być katastrofalne"

 

Sąd uznał, że incydent spowodowany kilka tysięcy metrów metrów nad ziemią miał "głęboki" wpływ na załogę i pasażerów, wśród których nie brakowało małych dzieci.

 

"W wyniku pożaru ludzie byli przestraszeni, część z nich wpadła w histerię. Zniszczyłeś wielu z nich wakacje i przyczyniłeś się do lęku, jaki wielu z nich będzie teraz odczuwać przed lataniem" - powiedział sędzia Mark Wall.

 

Sam kapitan stwierdził podczas śledztwa, że gdyby pożaru nie udało się szybko ugasić jego skutki mogły być "katastrofalne".

 

"Twój jeden akt głupoty i niebezpieczeństwo, które z niego wynikało mogło bezpośrednio doprowadzić do śmierci ponad 200 osób" - argumentował sędzia podczas ogłaszania wyroku bezwzględnego więzienia.

 

birminghammail.co.uk, polsatnews.pl

dk/kan/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie