Odcięta od świata i zalewana. Władze Oświęcimia nie pomogą
Położony na przedmieściach miasta drewniany dom Lucyny Kudry od lat jest zalewany przez Wisłę, wodę z pobliskiej żwirowni i tę z wykopanego nieopodal kanału. 57-letnia kobieta jest niemal odcięta od świata. Od lat prosi miasto, by wykupiło jej nieruchomość, w której żyć się nie da. Ale miasto kupić ziemi i domu nie chce, bo mu się nie opłaca.
- No, zlitujcie się! Przecież nie ja sobie stworzyłam te warunki! Nie ja, panie prezydencie! - mówiła podczas spotkania z wiceprezydentem Oświęcimia Andrzejem Bojarskim pani Lucyna.
- Ale proszę wybaczyć, niech pani nie oczekuje, że miasto z publicznych pieniędzy będzie załatwiało wszystkie pani problemy. W tym sensie, że zapłaci pani na tyle wysoką cenę, żeby pani sobie załatwiła wszystkie problemy - odpowiedział wiceprezydent.
Reporterka "Interwencji" zapytała Bojarskiego jaka jest wina pani Lucyny w tym, że z jednej strony ma Wisłę, z drugiej kanał, z trzeciej żwirownię?
- Można powiedzieć: a jaka jest wina władz miasta, że rodzice pani Lucyny tam się osiedlili? - odparł wiceprezydent.
Reporterka zauważyła, że kanału i żwirowni nie było w tym miejscu od początku.
Wszędzie jest woda
57-letnia pani Lucyna nie ma dzieci ani męża. Od urodzenia mieszka w drewnianym domku na przedmieściach Oświęcimia. To tereny malownicze, ale trudno jej zazdrościć.
- Mieszkam odcięta od świata, koło mojego domu jest Wisła, z drugiej strony jest kanał, a na środku jest zrobiona żwirownia. Wszędzie jest woda - powiedziała pani Lucyna reporterce "Interwencji".
Pierwsze problemy zaczęły się pod koniec lat 90., kiedy tuż obok Wisy i domu pani Lucyny wybudowano kanał. Kiedy przyszła powódź w 1997 roku, dom kobiety zalało, bo jej zdaniem, woda "odbijała się" między korytem rzeki a kanałem. W 2010 roku było jeszcze gorzej.
"Wszystko się tu kumuluje"
- Nad podłogą było do 20 cm wody. To wszystko zalało. Było tyle błota, że łopatą zgarniałam. Jest kanał i wał, więc poziom wody się podnosi - powiedziała Lucyna Kudra.
- Dawniej jak ta Wisła wylała, to ta woda szła hen, hen. A teraz wszystko się tu kumuluje - dodał Józef Płachta, znajomy pani Lucyny.
Na domiar złego kilka lat później z drugiej strony domu pani Lucyny wybudowano żwirownię. Wraz z nią straciła drogę dojazdową do najbliższej miejscowości. Dziś do sklepu ma 7 km w błocie.
"Pod pralką jeszcze woda stoi"
Do pani Lucyny należy połowa domu. W pozostałej części mieszka jej brat, który jest chory i nie ma z nim kontaktu. Po licznych podtopieniach dom jest ruiną.
- Jest pleśń, przez którą ona ciągle choruje - stwierdził Józef Płachta, znajomy pani Lucyny.
- Ta ściana - oprowadza po domu ekipę "Interwencji" pani Lucyna - jest zbudowana po powodzi w 1997 r. To jest nowa ściana, grzyb jest calutki, idzie do góry, a pod pralką to jeszcze woda stoi.
Do tej pory pani Lucyna utrzymywała się z rolnictwa, ale ponieważ teren oficjalnie uznano za zalewowy, to już nie może. Bo na terenie zalewowym nie można przechowywać płodów rolnych.
Ziemia warta 372 000 zł
- Żyję z zasiłku stałego wyrównawczego w kwocie 604 zł, czasem mi zwrócą część za lekarstwa i dostanę tonę węgla na zimę - powiedziała pani Lucyna.
Kobieta od lat prosi miasto, aby wykupiło jej nieruchomość. Bo z każdym deszczem boi się kolejnych podtopień. Urzędnicy miejscy oszacowali koszt 3 hektarów pani Lucyny na 372 000 zł, czyli prawie 13 zł za metr kwadratowy. Ale uznali, że taki zakup im się nie opłaca.
- Miasto nie będzie realizowało żadnych zadań własnych na tym terenie. Wydatkowanie pieniędzy publicznych, 37 000 mieszkańców miasta, musi się wiązać z realizacją albo zadań własnych, albo zamierzeń inwestycyjnych - przekazał Andrzej Bojarski, wiceprezydent Oświęcimia.
- Dom jest już zniszczony, nie ma wartości, ale za to pole, żeby nam ktoś zapłacił, tobym stąd wyszła i miała święty spokój – stwierdziła pani Lucyna.
W mieszkaniu się nie utrzyma
Kobieta marzy tylko o tym, by sprzedać swoje pola – nawet po 10 zł za metr. Póki co chętnych na zakup nie ma. Urząd złożył kobiecie inną propozycję.
- Miasto mając na uwadze trudną sytuację, postanowiło pomóc państwu w takiej formie, że zaoferowało mieszkanie, które jest w naszej dyspozycji - poinformował wiceprezydent Bojarski.
- Tylko widzi pan, na dzień dzisiejszy to nie jestem w stanie się utrzymać w tym mieszkaniu socjalnym. Ja mam nieco ponad 600 zł, a około 200 zł trzeba zapłacić za mieszkanie. W tym miesiącu już wydałam ponad 200 zł za lekarstwa. Do tego jeszcze rachunki. Po prostu mnie nie stać - odpowiedziała pani Lucyna.
"Interwencja"
Czytaj więcej
Komentarze