Skoczkowie wrócili do Polski. Fety na lotnisku nie było
W niedzielę po południu polscy skoczkowie narciarscy wrócili do kraju, ale fety na lotnisku w Balicach nie było. Dyrektor PZN ds. skoków i dwuboju Adam Małysz wyjaśnił, że skoczkowie wyszli bocznym wyjściem ze względu na zmęczenie i konieczność przygotowań do kolejnych imprez.
Biało-czerwoni po raz pierwszy w historii zostali drużynowymi mistrzami świata. Na MŚ w Lahti, w składzie: Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Kamil Stoch, wyprzedzili Norwegów i Austriaków. Wcześniej w tegorocznej imprezie na podium stanął Żyła, który był trzeci w konkursie indywidualnym na dużej skoczni. Na terenie Kraków Airport czekało na ich przybycie około 100 fanów.
- Nie spaliśmy długo. Lekkie świętowanie na miejscu było, ale w naszym gronie. Jakieś piwko wypiliśmy i tyle. Trzeba było rano wstać na spotkanie z dziennikarzami, potem był wyjazd na lotnisko - powiedział Małysz.
Tajner: w sumie 5 medali
Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner pół żartem pół serio powiedział, że z mistrzostw świata Polacy wracają z pięcioma medalami:
- Oczywiście nominalnie są dwa, ale przecież drużyna otrzymała cztery i do tego dołożył Piotr Żyła swój brązowy. Myślę, że taki ciężar nie zachwiał samolotem. Wczoraj widać wyraźnie było w oczach zawodników szczęście. Bardzo się cieszyli. Tak naprawdę warunki w sobotę, w trakcie pierwszej serii sprzyjały obiektywnej rywalizacji. W trakcie drugiej pogoda już była niepewna. W jej trakcie kiksy przytrafiły się Austriakom, Niemcom, Norwegom. Jednak nie dlatego wygraliśmy, tylko dlatego, iż nasi zawodnicy skakali najrówniej - tłumaczył .
Szef "Pierwszego oficjalnego Fanklubu Kamila Stocha" z Proszowic Rafał Chmiela wracał z MŚ tym samym samolotem co skoczkowie: - Te emocje, które ostatnio przeżywali spowodowały, że są oni mocno wyczerpani - tłumaczył dziennikarzom.
PAP