Szef Ubera nie będzie już doradzał Trumpowi. Efekt masowej akcji #deleteUber

Świat
Szef Ubera nie będzie już doradzał Trumpowi. Efekt masowej akcji #deleteUber
Badzil/Wikimedia Commons/CC-BY-2.0

Po tym jak Uber obniżył ceny przejazdów w trakcie protestów przeciwko dekretowi Donalda Trumpa na lotnisku JFK w Nowym Jorku, internauci masowo zaczęli kasować swoje konta w aplikacji, podając komunikaty #deleteUber. Kryzys wizerunkowy zaważył też na decyzji szefa firmy. Choć Travis Kalanick tłumaczył, że doradzanie prezydentowi nie oznacza poparcia dla jego decyzji, zrezygnował ze stanowiska.

- Powodem mojego przyłączenia się do tej grupy nie było wsparcie prezydenta lub jego programu, zostało to błędnie zinterpretowane – tłumaczył Travis Kalanick, szef przedsiębiorstwa Uber w komunikacie do pracowników spółki po fali krytyki, jaka spadła na firmę w ubiegły weekend.

 

Tańszy przejazd w trakcie protestów

 

Akcja #deleteUber rozpoczęła się w miniony weekend. Po wprowadzeniu przez Donalda Trumpa dekretu zawieszającego wjazd imigrantów do Stanów Zjednoczonych z dziewięciu muzułmańskich krajów, na lotniskach zorganizowano protesty przeciwko tej regulacji.

 

Do protestu dołączył także związek nowojorskich taksówkarzy. W tych okolicznościach Uber zawiesił cennik dynamiczny w rejonie portu lotniczego JFK w Nowym Jorku, dzięki czemu ceny przejazdów nie rosły tak jak zwykle w przypadku większego zapotrzebowania na zlecenia.

 

 

 

Sprawę nagłośniła konkurencja

 

Przeciwnicy polityki Donalda Trumpa odebrali to jako brak solidarności wobec protestujących i zaczęli kasować konta w aplikacji, podając #deleteUber. Aplikację skasowało ponad 200 tysięcy użytkowników.

 

Kryzys wizerunkowy firmy wykorzystała też konkurencja Ubera, Lyft, która przelała 1 milion dolarów na rzecz organizacji broniącej praw gwarantowanych przez konstytucję (ACLU).

 

Współpracę Kalanicka z radą doradców Trumpa nagłośniło natomiast nowojorskie zrzeszenie taksówkarzy. Pracownicy rozesłali do mediów maile przypominające o dodatkowej działalności szefa Ubera.

 

Inni nie rezygnują

 

Do rady doradców Trumpa Travis Kalanick dołączył w grudniu. Decyzja o odejściu prawdopodobnie nie była podyktowana jedynie masowym kasowaniem kont przez użytkowników znanej aplikacji służącej do taniego przewozu osób. W trakcie spotkania mieli sugerować mu to także pracownicy.

 

W radzie doradców Trumpa znajdują się m.in. Elon Musk - szef Tesli oraz Mary Barra, szefowa General Motors. Musk informował, że rada doradców miała w planach rozmowy z Trumpem na temat dekretu antymigracyjnego.

 

"Bez imigrantów nie byłoby Ubera"

 

- Szefowie firm należą do rad doradczych z prostego powodu. Chcą korzyści dla swojego biznesu - mówił NY Times pisarz, który wypromował akcję #deleteUber w mediach społecznościowych.

 

W przypadku Ubera obecność szefa w radzie nadzorczej mogła być odbierana jako sprzeczna z zasadami firmy.

 

- Firma, której sukces opiera się na ciężkiej pracy imigrantów, mogłaby zrobić więcej, żeby stanąć w obronie ich praw - zauważył Jim Conigliaro Jr., założyciel niezależnego zreszenia kierowców, które reprezentuje też ponad 50 000 kierowców Ubera w Nowym Jorku.

 

nytimes.com

mta/luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie