"Zupełna pustka. Tylko ja i przyroda". Pierwsza Polka, która samotnie dotarła na Biegun Płd., opowiada o swojej wyprawie
W 69 dni przeszła 1200 km. – Jest to niecodzienne przeżycie, ale było warto – powiedziała w Polsat News Małgorzata Wojtaczka, która samotnie, bez asysty, dotarła na Biegun Południowy. Przyznała, że im bliżej końca wyprawy "tym było trudniej".
Wojtaczka podkreślała, że na początku wyprawy zastanawiała się jeszcze np. nad sprawami domowymi. - Potem już nie byłam w stanie się na tym skoncentrować. Zajmowała mnie tylko droga. Jak był trudny teren, to musiałam się zastanawiać, którą stroną pójść, jak ominąć zastrugi, czyli śnieżne wydmy – wspominała.
Im bliżej bieguna, tym bardziej odczuwała trudy wyprawy. - Po pierwsze zmęczenie organizmu, a po drugie coraz niższe temperatury – wymieniała.
Mówiła też, że krajobraz Antarktydy można określić jednym słowem – majestat. – Ono bardzo dobrze pasuje – podkreślała.
– Nie spotkałam tam nikogo, nie ma tam też żadnych zwierząt. Zupełna pustka. Tylko ja i przyroda – mówiła.
"Cały czas się denerwowałem"
W studiu gościem był także kpt. Piotr Kuźniar, koordynator wyprawy.
- Małgosia była pomysłodawcą tej wyprawy i to wszystko napędzała, ale przecież wszystkiego sama nie była w stanie zrobić. Trochę trzeba było zrzucić na innych – opowiadał.
- Cały czas się denerwowałem, ale wiedziałem, że da radę - podsumował.
100 kg sanie
Małgorzata Wojtaczka jest pierwszą Polką i jedną z niewielu kobiet na świecie, która dotarła do Bieguna Południowego samotnie, bez asysty. Jej marsz na Antarktydzie trwał 69 dni. 51-letnia wrocławianka pokonała cały dystans, ciągnąc za sobą ważące około 100 kg sanie.
Pierwszą kobietą, która bez asysty dotarła do tego miejsca po 50 dniach marszu, była w 1994 roku Liv Arnesen. Norweżka miała po drodze cały czas dobrą pogodę. Wojtaczka wybrała tę samą, klasyczną trasę, długości w linii prostej 1200 km. Omijając m.in. szczeliny, pokonała w sumie 1300 km.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze