Ruszył proces byłego ministra za prywatyzację PZU w 1999 roku

Polska
Ruszył proces byłego ministra za prywatyzację PZU w 1999 roku
PAP/Bartłomiej Zborowski

Przed warszawskim Sądem Rejonowym rozpoczął się proces byłego ministra skarbu w rządzie AWS Emila Wąsacza, oskarżonego o niedopełnienie w 1999 roku obowiązków przy prywatyzacji PZU. Wąsacz odrzuca zarzuty. Wcześniej sąd nie uwzględnił wniosku obrony o umorzenie tej sprawy.

Prokurator Beata Homa z gdańskiej prokuratury regionalnej odczytała akt oskarżenia. Wąsaczowi - który nie przyznaje się do winy - grozi do 10 lat więzienia.

 

- Czuję się niewinny, prywatyzację przeprowadziłem w sposób absolutnie na korzyść Skarbu Państwa - powiedział Wąsacz przed sądem po odczytaniu aktu oskarżenia. Jak dodał, dla niego ta sprawa toczy się już od 11 lat, w związku z tym bardzo zależy mu na szybkim prowadzeniu procesu.  - Wyrok uniewinniający, jeśli sąd taki orzeknie, na pewno będzie dla mnie ulgą - dodał.

 

Sędzia Marta Pilśnik wskazała, że sąd będzie się starał, aby proces toczył się "szybko - jeśli takiego określenia można używać do sprawy, która ma 500 tomów akt".

 

"Prokuratura nie przedstawiła dowodów, że Wąsacz działał na szkodę państwa"

 

Przed rozpoczęciem procesu sąd nie uwzględnił wniosku obrony o umorzenie sprawy.

 

Jak wywodzili obrońcy b. ministra, w akcie oskarżenia prokuratura dokonała nieprawidłowej kwalifikacji zarzucanego czynu oraz nie wykazała "znamion działania oskarżonego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej". Ponadto - według obrony - prokuratura nie przedstawiła dowodów, że ich klient działał na szkodę państwa, a dalsza inicjatywa dowodowa - po kilkunastu latach od zdarzeń, których dotyczy proces - nie przyniesie efektu.

 

- Sąd nie jest związany ani zarzutem, ani kwalifikacją czynu, musi badać sprawę szerzej - wskazała jednak sędzia Pilśnik informując o oddaleniu wniosku. Dodała, że odniesienie się do argumentów obrony wymaga wartościowania dowodów, a tego można dokonać dopiero po przeprowadzeniu procesu.

 

Zarzuty 7 lat temu

 

W 2010 roku ówczesna Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku oskarżyła Wąsacza o niedopełnienie w 1999 roku - w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej - obowiązków ochrony interesów Skarbu Państwa przy prywatyzacji PZU. Zdaniem śledczych, Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu.

 

Wąsacz m.in. miał odstąpić "od negocjacji równoległych z drugim oferentem", nie podjąć działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadzić do wyboru w procesie prywatyzacji oferty, która "nie była najkorzystniejsza" oraz do przyjęcia umowy sprzedaży niekorzystnej dla Skarbu Państwa.

 

W środowych wyjaśnieniach przed sądem Wąsacz wskazał, że w wyniku negocjacji zaoferowana cena za akcje wzrosła o 15 proc. Dodał też, że podstawową wadą negocjacji równoległych jest to, iż "może dochodzić do działań korupcyjnych", zaś drugi z oferentów nigdy nie zadeklarował takiej ceny, jaką udało się ostatecznie uzyskać od Eureko.

 

Sprawa raz odesłana przez sąd

 

W 2006 r. policja na zlecenie prokuratury zatrzymała Wąsacza w gdańskim śledztwie, bo miała informacje o jego możliwej ucieczce za granicę, gdyż wcześniej kupił walizki (wybierał się na wakacje). Sąd nie zgodził się wtedy na jego aresztowanie. Potem uznał zatrzymanie b. ministra za bezzasadne, bo wystarczyło wysłać Wąsaczowi wezwanie do stawienia się w prokuraturze. Wąsacz uznał całą sprawę za "polityczną".

 

W lutym 2012 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował o zwrocie gdańskiej prokuraturze aktu oskarżenia przeciwko Wąsaczowi. SA uznał, że materiał zgromadzony przez prokuraturę ma "rażące braki" i został "zachwaszczony". SA wymienił m.in. nieprzetłumaczenie na język polski 11,7 tys. stron akt; brak poświadczeń za zgodność kilkuset dokumentów i brak analizy 1800 stron billingów.  - Prokurator ma zdecydować, czy te wszystkie materiały w ogóle są przydatne; a może to są śmieci, które trzeba wyrzucić z akt sprawy? - mówił wówczas sędzia SA Jerzy Leder.

 

Akt oskarżenia ponownie trafił do sądu w grudniu 2013 r. Jak wówczas informowała prokuratura akta zostały uzupełnione i uporządkowane, m.in.: dodano brakujące tłumaczenia dokumentów sporządzonych w językach obcych, dołączono analizy zestawień połączeń telefonicznych i zestawień transakcji bankowych.

 

PAP, polsatnews.pl

 

ptw/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie