"Mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby mój syn taki był" - Mazurek o Misiewiczu

Polska
"Mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby mój syn taki był" - Mazurek o Misiewiczu
Polsat News

- Patrzę na Bartka Misiewicza i myślę sobie: mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby to mój syn taki był - powiedziała w czwartek rano rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości Beata Mazurek, która była gościem Radia Zet. - Ja go bardzo lubię, natomiast biorąc pod uwagę to, pod jakim ostrzałem jest, to na pewno weźmie to pod uwagę i zastanowi się następnym razem, czy iść do jakiegoś klubu czy nie - dodała.

-  Raz to mówię z troską, a raz z dumą, bo Bartkowi Misiewiczowi nie mogę odmówić tego, że ma wiedzę, bo ma olbrzymią wiedzę - powiedziała Mazurek, odnosząc się do swoich "macierzyńskich" rozmyślań o rzeczniku Ministerstwa Obrony Narodowej. - Bardzo mi się podobają jego konferencje prasowe, kiedy przychodzi do Sejmu i strzela informacjami jak z rękawa. I dziennikarze wtedy nie wiedzą, co powiedzieć, a ja jestem szczęśliwa - chwaliła rzecznika MON rzeczniczka PiS.

 

Co pamięta Misiewicz

 

Dopytywana przez Konrada Piaseckiego o to, czy Misiewicz powinien bardziej ostrożnie dysponować swoim czasem wolnym, nie jeździć do McDonald’sa na sygnale świetlnym, nie obiecywać na imprezie wszystkim szefowania Obronie Terytorialnej, odpowiedziała, że rzecznik MON zaprzeczył tym doniesieniom.

 

- Może nie wszystko pamięta - zasugerował Piasecki.

 

- Nie wiem - przyznała. - Ale wiem, jako matka, że młodość swoje prawa ma.

 

- Ale czy on nie nadużywa tych praw? - dopytywał dziennikarz.

 

- Myślę, że to jest kwestia oceny. Dla jednych pewnie nie, dla drugich pewnie tak - stwierdziła Mazurek.

 

Przyznała jednak, że Misiewicz "na pewno powinien się zastanowić, czy w tym momencie warto iść do takiego czy innego miejsca".

 

Sejmowa kotara jak krem i dezodorant

 

Mazurek została także zapytana o kotarę, która pojawiła się w Sejmie i odgrodziła tzw. korytarz marszałkowski.

 

Rzecznik PiS poinformowała jednak, że kotara pełni jedynie funkcje estetyczne i porównała ją do kremu w przypadku kobiet i dezodorantu u mężczyzn.

 

Według dziennika "Fakt", około godz. 23 w ubiegły czwartek rzecznik MON, będący służbowo w Białymstoku, podjechał do klubu oddalonego od jego hotelu o 350 metrów luksusową limuzyną. Towarzyszyć mu mieli ubrany na sportowo funkcjonariusz Żandarmerii Wojskowej i mężczyzna, którego przedstawiał jako człowieka ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. Z przytaczanych przez dziennik relacji osób bawiących się na imprezie wynika, że Misiewicz miał proponować pracę w ministerstwie osobom, które rozpoznały go w klubie, a także miał prosić didżeja, by ze sceny ogłosił, że w klubie bawi się rzecznik resortu obrony. Według gazety miał też nagabywać studentki i powiedzieć, że choć ma narzeczoną, to "kocha wszystkie kobiety".

 

Niebieski kogut na czerwone światło

 

Z kolei portal expresselblag.pl przypomniał, że w zeszłym roku Misiewicz miał pojechać służbową limuzyną do restauracji McDonald's w Elblągu.

 

Kierowca miał według tego portalu włączyć sygnalizator oznaczający uprzywilejowanie, gdy na skrzyżowaniu zapaliło się czerwone światło.

 

polsatnews.pl, Radio Zet

pam/hlk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie