"W gdańskim wymiarze sprawiedliwości takie określenie nie funkcjonuje". Sędzia przed komisją na pytanie o "Carycę"
- Nie wiem czy ktoś stał za Marcinem P., nic o tym nie wiem (...). Nikt nie stał za Marcinem P. w gdańskim wymiarze sprawiedliwości. Jestem prezesem sądu apelacyjnego i mogę wypowiadać się na temat wymiaru sprawiedliwości - zeznała prezes gdańskiego sądu apelacyjnego Anna Skupna w środę przed sejmową komisją śledczą ws. Amber Gold.
Podczas przesłuchania Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał świadka m.in. o kwestie postępowań lustracyjnych zespołu kuratorów przy Sądzie Rejonowym w Malborku oraz Sądzie Rejonowym Gdańsk-Południe, o które wystąpiło Ministerstwo Sprawiedliwości do SA. "Jakie były rzeczywiste powody słabości wymiaru sprawiedliwości w apelacji gdańskiej ws. Amber Gold?" - pytał polityk Nowoczesnej.
Skupna wskazała, że ich powodem był źle zorganizowany obieg informacji oraz czynnik ludzki. - Te wszystkie okoliczności, które prowadziły do tego, by wyjaśnić tę sprawę w ramach wymiaru sprawiedliwości, te błędy do których doszło, nie doprowadziły do takich informacji, że były to umyślne błędy - dowodziła.
Zembaczyński, dopytując o przyczyny zaniedbań w gdańskich sądach, dociekał, czy za szefem Amber Gold Marcinem P. ktoś stał, czy "był on uprzywilejowany" przez tamtejszy wymiar sprawiedliwości. - Nic nie wiem o tym, aby był on taką uprzywilejowaną osobą - odpowiedziała Skupna.
Podczas przesłuchania Skupna odniosła się też do decyzji resortu sprawiedliwości z września 2012 r., by wizytatorzy poznańskiego sądu przeprowadzili lustrację sprawy Amber Gold prowadzonej w Gdańsku. W jej ocenie taką lustrację mogła przeprowadzić również apelacja gdańska, ale MS chodziło o to, by lustracja była przeprowadzona w sposób "maksymalnie obiektywny".
"Szkoda, że nie wiedzieliśmy"
- Czy w sprawie zaniechań i opóźnień jakie działy się w badaniu sprawy Amber Gold, pani, jako najważniejsza osoba w gdańskim sądownictwie, podejmowała jakieś działania? - zapytał Skupną Marek Suski (PiS) na początku przesłuchania.
Skupna odpowiedziała, że po ujawnieniu afery "przeprowadzono w sposób bardzo intensywny czynności nadzorcze, było bardzo wiele lustracji, bardzo wiele działań naprawczych, była również wizytacja z Sądu Okręgowego w Poznaniu, zlecona przez ministra".
Suski wskazał, że było to w roku 2012. - Ale afera zaczęła się od 2009 r. - zaznaczył.
- Tak, tylko, że my nie wiedzieliśmy o tej aferze (...) nie było żadnych sygnałów, ani z lustracji, ani z wizytacji, ani z jakichś pism, czy z innych okoliczności, które wskazywałyby, że dojdzie do takiej afery - powiedziała Skupna. Jak dodała, "szkoda, że nie wiedzieliśmy".
"Nie chodziłam na mecze Lechii"
Poseł zapytał też świadek, "w związku z czym" nazywają ją w Gdańsku "Carycą" albo "Baronową". - Należałoby zapytać autorów pewnego artykułu, bo w gdańskim wymiarze sprawiedliwości takie określenie nie funkcjonuje. (...) Jestem prezesem, Anną Skupną - odpowiedziała świadek.
Suski zapytał też, czy z obowiązku reprezentowania sądu - jaki spoczywa na prezesie - wynikał też "obowiązek bywania na trybunie zespołu piłkarskiego". - To nie był obowiązek służbowy, to była moja wizyta prywatna (...) nie byłam na meczu po to, żeby spotkać się z politykami. Byłam po to, by w Gdańsku, gdy wybudowano piękny stadion, zobaczyć ten stadion, zobaczyć mecz. Nie wiem, czy tam byli politycy. Ja nie chodziłam na mecze Lechii - powiedziała Skupna.
Już podczas wcześniejszych posiedzeń komisji posłowie pytali innych świadków - byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego oraz b. szefa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Dariusza Różyckiego - o obecność w loży VIP stadionu na meczach Lechii Gdańsk.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze