Błaszczak: ten, kto okupuje Sejm, ten łamie prawo

Polska
Błaszczak: ten, kto okupuje Sejm, ten łamie prawo
PAP/Jakub Kamiński
Manifestacja poparcia dla posłów opozycji

- To jest urzędnik państwowy, to jest funkcjonariusz publiczny, poseł na Sejm i łamie chociażby art. 231. kodeksu karnego. To są konsekwencje, które powinny być wyciągnięte wobec tych, którzy nie przestrzegają prawa, a posłowie powinni prawa przestrzegać - powiedział we wtorek szef MSWiA Mariusz Błaszczak, odnosząc się do sprawy kryzysu w Sejmie.

Błaszczak dodał, że istnieje wymiar sprawiedliwości, "a więc wymiar sprawiedliwości powinien zająć się tymi, którzy łamią prawo".

 

Pytany o to, czy tą kwestią powinien zajmować się marszałek Sejmu, Błaszczak odpowiedział: "Marszałek Sejmu dba o porządek, o spójną pracę Sejmu, tylko trudno wyegzekwować taką pracę, gdy nie ma woli ze strony opozycji do tego, żeby pracować, oni chcą torpedować pracę Sejmu, oni uderzają w rząd, oni starali się nie dopuścić do tego, żeby został uchwalony budżet. Dlaczego? Dlatego, że oni czują się poszkodowani wyrokiem, jaki wydał naród w wyborach".

 

Jak "liberum veto"

 

W sprawie możliwości reasumpcji głosowania nad budżetem Błaszczak powiedział, że "nie ma podstaw do tego", by ją przeprowadzać. Byłby to według niego precedens, który "potem by przyniósł bardzo negatywne konsekwencje", bo możliwe byłoby podważenie wszystkiego.

 

- Jeżeli chodzi o Senat, to procedura jest rzeczywiście nieskończona, budżet został przyjęty przez Sejm, trafia do Senatu, Senat będzie się zajmował budżetem i jeżeli senatorowie dojdą do wniosku, że trzeba drobne zmiany przeprowadzić w budżecie, to takie zmiany mogą być przeprowadzane, wtedy trafią one ponownie do Sejmu - powiedział minister, który był gościem TVP Info.

 

- Jest 460 posłów, większość tworzy koalicję rządową, to jest rząd Prawa i Sprawiedliwości, i mniejszość mówi: "nie", tak jak w XVII w., "liberum veto", mniejszość mówiła "nie, nie pozwalam" i koniec - mówił Błaszczak.

 

- Sejm jest jeden, miejsce, w który odbywają się posiedzenia Sejmu, też jest jedno, budżet został przyjęty przez parlament, jest większość, jest kworum, było kworum tego posiedzenia mimo prób zablokowania działalności Sejmu - dodał minister, odnosząc się do zarzutów opozycji.

 

Błaszczak powiedział, że protestujący posłowie "niepoważnie traktują swoich wyborców i siebie".

 

"Granica śmieszności została przekroczona"

 

- Wczorajsza kompromitacja Ryszarda Petru jest dowodem tego, że ta granica śmieszności już dawno została przekroczona - dodał minister, odnosząc się do wyjazdu lidera Nowoczesnej Ryszarda Petru do Portugalii w czasie trwania protestu posłów PO i Nowoczesnej w sali plenarnej Sejmu.

 

Według ministra na czele opozycji stoją ludzie, którzy "nie mają niczego konkretnego do zaproponowania obywatelom". - Oni mówią "nie, nie" i tylko starają się za wszelką cenę uzyskać możliwość władzy, obalić rząd - skomentował.

 

Minister zaznaczył, że obecny rząd inaczej dzieli "owoce wzrostu gospodarczego". - Pieniądze popłynęły do tych grup społecznych, które dotychczas były źle traktowane przez rząd koalicji PO-PSL - powiedział.

 

W sprawie wniosku Nowoczesnej o samorozwiązanie Sejmu Błaszczak powiedział, że żeby wniosek został przyjęty, potrzebna jest większość. - My zostaliśmy obdarzeni mandatem społecznym w wyborach, my mamy program, realizujemy konsekwentnie ten program (...) Trzeba realizować to, do czego zostaliśmy zobowiązani - powiedział minister.

 

"Łamanie prawa" przez opozycję

 

W podobnym tonie wypowiadał się we wtorek na antenie  RMF FM wicepremier Piotr Gliński z PiS. - To jest łamanie prawa - mówił.

 

- Oni (opozycja - red.) prowokowali od roku najróżniejsze burdy, awantury i pewnie chcieli, żebyśmy my byli sprowokowani do jakichś rozwiązań bardziej stanowczych. Nic z tego - podkreślił.

 

Dodał też, że na sali sejmowej miało miejsce stosowanie siły fizycznej. Dziennikarz RMF dopytywał, jaką siłę fizyczną stosowali posłowie opozycji, jeśli tylko weszli na podium. - Uniemożliwili marszałkowi - drugiej osobie w państwie, to jest naprawdę skandal, to jest łamanie prawa - dostęp do stołu prezydialnego, do fotela marszałka. Także, gdy wychodziliśmy z sali, jeden z posłów tam podskakiwał, komentował, agresywnie do nas się odzywał. I widzieliśmy, co się działo z posłem Suskim. Tego typu agresja bezpośrednia - wiadomo, że o to chodziło opozycji - mówił.

 

"To bardzo groźne dla demokracji"

 

Dziennikarz pytał także, czy był to "pełzający zamach stanu". - W jakimś sensie tak, bo to było połączone z demonstracjami i z blokowaniem Sejmu, czyli użyciem siły fizycznej do tego, żeby wymuszać na kimś takie czy inne zachowanie - zauważył Gliński.

 

- Były także wezwania - przecież ta odezwa, którą podpisali liderzy opozycji, mówiła wyraźnie, żeby przedstawiciele m.in. resortów siłowych wypowiadali posłuszeństwo państwu. To już jest wezwanie do anarchii, a anarchia jest wstępem do siłowych rozwiązań w demokracji. To są - wbrew temu, co się wydawało - z jednej strony dość kabaretowe występy, z drugiej strony jest to bardzo groźne dla demokracji - dodał.

 

Czy Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru chcieli dokonać zamachu stanu? - pytał jeszcze dziennikarz RMF. - Myślę, że oni od dawna chcieli. Przecież mówili o tym wprost, że chcą doprowadzić do zmiany władzy w Polsce. I jakim cudem mieliby to zrobić w inny sposób, niż siłowy - odpowiedział Gliński.

 

PAP

pam/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie