Śląsk: dwulatka zakatowana przez konkubenta matki

W sobotę wieczorem w Piekarach Śląskich do niespełna 2-letniej Julii wezwano pogotowie. Dziecka nie udało się uratować. Lekarz wezwał policję. Według informacji funkcjonariuszy, w mieszkaniu była wówczas 24-letnia matka dziewczynki, jej 32-letni konkubent oraz 5-letnia siostra zmarłej. Badanie stanu trzeźwości mężczyzny wykazało dwa promile alkoholu. Dziś postawiono mu zarzuty.
Jak powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Joanna Smorczewska, w poniedziałek została wykonana sekcja zwłok dziewczynki. Wykazała ona liczne obrażenia w okolicy głowy i szyi dziecka, w tym liczne sińce, złamanie kości czołowej, nosa, krwiak podtwardówkowy i obrzęk mózgu, co było powodem śmierci dziewczynki.
- Ustalono, że sińce i obrażenia w większości powstały do 24 godzin przed śmiercią dziewczynki. Przyczyną zgonu był uraz czaszkowo-mózgowy. W opinii biegłych nie był to uraz przypadkowy - wskazała.
"Upadała, bo uczyła się chodzić"
Gliwicka prokuratura postawiła konkubentowi matki zmarłej dziewczynki Łukaszowi Z. dwa zarzuty. Jak podała Smorczewska, pierwszy dotyczy spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziewczynki poprzez jej bicie w głowę i szyję, co spowodowało liczne obrażenia, w tym złamanie kości czołowej, nosa, krwiak podtwardówkowy i obrzęk mózgu, a w konsekwencji śmierć. Drugi zarzut dotyczy fizycznego i psychicznego znęcania się nad matką zmarłej Marią B.
Smorczewska dodała, że prokuratura skierowała także wniosek do sądu o areszt wobec Łukasza Z. Jak podała rzeczniczka, on sam nie przyznał się do winy, a składając wyjaśnienia, tłumaczył, że dziewczynka sama upadała i przewracała się, ponieważ uczyła się chodzić. Matka dziewczynki po przesłuchaniu została zwolniona.
Łukaszowi Z. grozi do 12 lat pozbawienia wolności - podała rzeczniczka. Postępowanie jest w toku.
PAP
