"Moja podwładna tłumaczyła, że zapomniała o aktach Amber Gold". Prok. Syguła na przesłuchaniu komisji śledczej

Polska
"Moja podwładna tłumaczyła, że zapomniała o aktach Amber Gold". Prok. Syguła na przesłuchaniu komisji śledczej
PAP/Tomasz Gzell

Od czterech lat zastanawiam się, dlaczego akta sprawy Amber Gold przez trzy miesiące leżały w moim wydziale w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku - mówiła prok. Małgorzata Syguła. Dodała, że jej podwładna Hanna Borkowska tłumaczyła, że po prostu "zapomniała" o tych aktach.

Syguła, która jako druga zeznawała we wtorek przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold, jest zastępcą Prokuratora Okręgowego w Gdańsku. W okresie, który obejmują prace komisji, była naczelnikiem wydziału postępowania przygotowawczego PO w Gdańsku.

 

Była też bezpośrednią przełożoną prok. Hanny Borkowskiej z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, nadzorującej prace Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. Prokuratura ta zajmowała się sprawą Amber Gold po tym, jak pod koniec 2009 r. KNF złożyła zawiadomienie, że spółka ta prowadzi działalność bankową bez zezwolenia.

 

Sprawa przydzielona podwładnej

 

Pytana przez poseł Joannę Kopcińską (PiS), Syguła opisała swój pierwszy kontakt ze sprawą Amber Gold. Stało się to wtedy, gdy do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku wpłynęło pismo szefa KNF Andrzeja Jakubiaka z listopada 2011. - Była na nim adnotacja szefa Prokuratury Okręgowej, że prosi mnie o rozmowę - relacjonowała.

 

Prokurator okręgowy Dariusz Różycki podjął wtedy decyzję, mówiła, żeby sprawę zbadać. - Zarejestrowałem sprawę i przydzieliłam ją pani Borkowskiej i na tym mój kontakt ze sprawą się skończył - powiedziała.

 

Dodała, że Borkowskiej zleciła zbadanie sprawy i zrelacjonowanie efektów prokuratorowi okręgowemu lub jego zastępcy, żeby odpowiedzieć na pismo szefa KNF.

 

Bez zapoznania się z załącznikiem do pisma

 

Właśnie o pismo Prokuratury Okręgowej w Gdańsku do Prokuratury Apelacyjnej ze stycznia 2012 pytał Sygułę poseł Jarosław Krajewski (PiS). W piśmie tym przyznano, że zawieszenie postępowania ws. Amber Gold w prokuraturze rejonowej było niezasadne, oraz że prokuratura we Wrzeszczu została o tym poinformowana; było też stwierdzenie, że po podjęciu postępowania zostanie ono objęte nadzorem przez prokuraturę okręgową.

 

Jednak, jak zwracał uwagę Krajewski, pismo prokuratury okręgowej w sprawie wznowienia postępowania trafiło do prokuratury rejonowej dopiero w kwietniu 2012 r., a wznowione wówczas postępowanie nie było objęte nadzorem. Pod pismem tym podpisał się prokurator okręgowy Dariusz Różycki, natomiast pod pismem przewodnim - Syguła.

 

Poseł PiS pytał m.in. o to, dlaczego pod pismem podpisała się Syguła oraz czy miała świadomość tego, że w załączniku do niego wskazano nieprawdę. - Z jakiegoś powodu pisma nie podpisał prokurator okręgowy. Nie wiem, może zawierało błędy, może kazano coś uzupełnić. Już potem prokurator (Hanna Borkowska - red.) nie uznała za konieczne, żeby tego typu "przekazówkę" (...) podpisał - wskazała, tłumacząc dlaczego znajduje się pod nim jej podpis.

 

"Rutynowa informacja"

 

Syguła dodała też, że wówczas nie zapoznawała się z treścią załącznika do pisma, pod którym podpisał się Różycki. Podała, że zrobiła to dopiero w momencie, gdy wybuchł "boom medialny". - Gdy u nas na trawnikach, wszędzie byli dziennikarze; to był chyba sierpień 2012 r. - wskazała. - Nie czuję się odpowiedzialna za wprowadzenie w błąd jednostek nadrzędnych - podkreśliła.

 

- Podpisując pismo przewodnie, z mojego punktu widzenia przekazywałam rutynową informację, która z punktu widzenia merytorycznego nie ma żadnego znaczenia. Z punktu widzenia obiegu dokumentów informowałam, że to nie ta jednostka (prokuratura okręgowa - PAP) prowadzi to postępowanie. To jest wszystko - dodała.

 

Zeznała też, że kolejny kontakt ze sprawą miała wtedy, gdy "zadzwoniła pani prok. Majstrowicz, że w wydziale (w Prokuraturze Okręgowej - red.) są akta zawieszonego postępowania". Był to, jak dodała, koniec marca lub początek kwietnia 2012 r. Wtedy, jak mówiła, zwróciła się do prokurator Borkowskiej z pytaniem: "Hanka, masz taką sprawę?". Ta jej odpowiedziała: "Już ją wysłałam" (z powrotem do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz - red.).

 

"Prokurator Borkowska powiedziała mi, że zapomniała"

 

Członkowie komisji dochodzili, dlaczego akta sprawy Amber Gold leżały w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku od 5 stycznia do 4 kwietnia 2012 roku, choć już w styczniu powinny były być zwrócone Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.

 

Pytana, jakie są powody, dla których przez trzy miesiące akta te były przechowywane w PO, Syguła przyznała, że prokurator Borkowska poinformowała ją, że po prostu zapomniała o tych aktach. Stało się to jednak już po konferencji prasowej prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w sprawie Amber Gold z sierpnia 2012 roku.

 

- Gdy wybuchła afera, po tej słynnej konferencji prasowej prokuratora generalnego, prokurator Borkowska powiedziała mi, że zapomniała - relacjonowała Syguła. Dodała, że "była to nieprzyjemna rozmowa". - Byłam tak zdenerwowana, że to mi się po prostu nie mieściło w głowie - mówiła świadek. - Bo to się stało w moim wydziale - dodała.

 

Posłanka Andżelika Możdżanowska (PSL) dopytywała, czy takie sytuacje często się zdarzały. - Sytuacje, gdy udziela się odpowiedzi (na pytanie Prokuratury Apelacyjnej - red.), a pozostawia akta, się nie zdarzały - odpowiedziała.

 

"Przeciążona pracą"

 

- Sądzę, że to przeciążenie pracą - mówiła, pytana o przyczyny zachowania prokurator Borkowskiej. - Zastanawiam się nad tym od 4 lat i nie wiem. To osobista klęska dla mnie jako naczelnika. Czułam się osobiście tym dotknięta, było mi z tym źle, bo identyfikowałam się z tym wydziałem - dodała. Przyznała też, że prokurator Borkowska "po niezbyt miłej wymianie zdań powiedziała, że przeprasza".

 

Pytana przez Krzysztofa Brejzę (PO) Syguła zaznaczyła jednocześnie, że "nie widziała potrzeby", by sporządzać notatkę służbową z rozmowy z Borkowską.

 

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) dopytywał: "Słowo przepraszam zamykało sprawę, wystarczyło, rozwiązały to panie prokurator na poziomie interakcji osobistych i to kończyło sprawę?". - Panie pośle, ja nie wiem, czy mi to "przepraszam" do tej pory wystarczy - odpowiedziała świadek.

 

Jednocześnie poseł Nowoczesnej pytał, dlaczego o słowach Borkowskiej skierowanych do Syguły komisja śledcza dowiedziała się dopiero we wtorek, a nie było o tym fakcie mowy w zeznaniach złożonych przez Sygułę w charakterze świadka przed prokuratorskim rzecznikiem dyscyplinarnym. - To wynika z kontekstu pytań, gdyby pan poseł Jarosław Krajewski nie zaczął mnie w tej kwestii pytać, to nie sądzę, żebym o tym powiedziała (...) jeżeli rzecznik odpowiedzialności dyscyplinarnej by mnie o to zapytał, to bym na pewno powiedziała - zaznaczyła Syguła.

 

- Nie zapytano mnie (podczas postępowania dyscyplinarnego - red.) o to, jak się zachowała prok. Borkowska po konferencji prasowej prokuratora generalnego, w związku z tym o czym ja miałam mówić - zeznała Syguła. Zembaczyński zaś skomentował: - Czy to pytanie nie zostało celowo zadane, nigdy się nie dowiemy?.

 

Stanisław Pięta (PiS) ocenił zaś, że kwestia ta "wydaje się miała istotne znaczenie w postępowaniu dyscyplinarnym, którym objęta była prok. Borkowska". - Nie wiem, nie widzę tutaj istotnego znaczenia - odpowiedziała Syguła.

 

PAP

mr/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie