Przeszedł 1,5 tys. km, by zamieszkać w Poznaniu. "Dla pokoju i ludzkości"
Każdy zasługuje na przygodę życia - takie hasło przyświecało Gordonowi Wilsonowi, który pokonał 1,5 tys. km z Leeds w Wielkiej Brytanii do Poznania. W trakcie wyprawy zbierał datki na pomoc ofiarom katastrof.
Gordon Wilson, nauczyciel matematyki i zapalony cyrkowiec, wyruszył z Leeds na początku września. Razem z żoną, po latach spędzonych w Wielkiej Brytanii, postanowili przeprowadzić się do Poznania. Jak podkreślali, to właśnie w stolicy Wielkopolski poznali się, zakochali w sobie i tu chcą spędzić swoją przyszłość.
Żona Gordona - Ela - do Poznania przyleciała samolotem, on postanowił wyruszyć w swoją "przygodę życia". Zdecydował, że promem przedostanie się do Rotterdamu i dalej będzie szedł przez Holandię i Niemcy, a granicę Polski przekroczy w Słubicach.
Gordon nazwał swoją wyprawę "Marszem dla pokoju i ludzkości". W trakcie podróży zbierał pieniądze, które zostaną teraz przekazane fundacji Lions International na pomoc humanitarną dla ofiar kataklizmów.
"Poznań to fantastyczne miasto"
Żonglującego Brytyjczyka powitał w poniedziałek na dziedzińcu urzędu miasta prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. - Witamy w naszym mieście i bardzo się cieszymy, że jest pan już teraz nowym mieszkańcem naszego miasta - powiedział Jaśkowiak, a po uroczystym powitaniu nowego poznaniaka, zaprosił Gordona na filiżankę herbaty z mlekiem.
Gordon powiedział dziennikarzom, że już pierwszego dnia w Poznaniu spotkał się z niezwykle miłym przyjęciem przez sąsiadów. - Poznań to fantastyczne miasto i rozwija się naprawdę bardzo szybko. Mieszkałem już tu pięć lat temu, ale to, co widać teraz, to już zupełnie inne miasto - z wieloma nowymi inwestycjami, nowymi biznesami - mówił.
"Miasto miłości"
Dodał, że trasa była wyczerpująca, ale w końcu ma trochę czasu na odpoczynek. - Kiedy szedłem, miałem cały czas ustawiony sygnał GPS, więc nie tylko żona, ale i inni ludzie mogli mnie kontrolować, czy nie zbaczam z drogi - zaznaczył z uśmiechem.
Żona Gordona powiedziała, że niezwykle się cieszy, że ma już męża obok siebie i że udało mu się bezpiecznie pokonać tę trasę. - Nie wiem, czy Poznań można nazwać „miastem miłości” i raczej nie porównywałabym go z Paryżem, ale chyba tak. Gordon sprawił, że Poznań stał się miastem miłości, idąc do mnie te 1500 km - mówiła.
"Boję się, że z małego spaceru wrócimy trzy dni później"
Jak dodała, kilkakrotnie zdarzało się jednak, że dzwoniła do niego i namawiała, że go "podwiezie samochodem", jednak mąż za każdym razem odmawiał.
- Teraz, jak już go mam przy sobie, jest już tylko jedna rzecz, której się boję - jeśli Gordon powie: chodź, idziemy na mały spacer - to wrócimy trzy dni później - powiedziała.
Dodała, że plany na najbliższe dni to przede wszystkim odpoczynek, "a później normalne, wspólne życie - już w Poznaniu" - zaznaczyła.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze