Misiewicz - reaktywacja. Były rzecznik znów pracuje w MON
Bartłomiej Misiewicz zajmuje się w Gabinecie Politycznym Ministerstwa Obrony "analizą dezinformacji medialnych, wymierzonych w bezpieczeństwo państwa” - poinformował na twitterze resort. Od 19 września Misiewicz był zawieszony we wszystkich funkcjach w MON.
Radio ZET podało, że Misiewicz nie tylko pojawia się w siedzibie MON na ul. Klonowej, ale też prowadzi odprawy służbowe, m.in. na temat szkolenia Obrony Terytorialnej.
Informujemy, że @MisiewiczB zajmuje się w Gabinecie Politycznym MON analizą dezinformacji medialnych, wymierzonych w bezpieczeństwo państwa.
— Ministerstwo Obrony (@MON_GOV_PL) 20 października 2016
19 września Misiewicz - ówczesny szef gabinetu politycznego oraz rzecznik MON - poprosił ministra Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w MON; zapowiedział też, że wytoczy proces "Newsweekowi" za "nieprawdziwy i szkalujący artykuł". Według tego tygodnika, Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu".
Jeszcze tego samego dnia szef MON przychylił się do stanowiska Misiewicza i zawiesił go w czynnościach.
- Pan Misiewicz zwrócił się z prośbą w związku z kampanią wymierzoną w jego dobre imię i w niego osobiście, obawiając się, że to może także utrudnić funkcjonowanie ministerstwa obrony, z prośbą o zawieszenie w czynnościach. Uważam, że to jest z punktu widzenia funkcjonowania słuszne stanowisko do czasu, gdy zostaną przedstawione dowody i oczekuję teraz od tych, którzy prowadzą tę kampanię, że poza pomówieniami przedstawią także dowody. A do tego czasu przychylam się do stanowiska pana Misiewicza i zawieszam go w czynnościach - mówił szef MON.
Resort dodawał, że jako zawieszony w obowiązkach Misiewicz nie pobiera wynagrodzenia.
"Misiewicze kontratakują" - opozycja chce wyjaśnień
Politycy PO domagają się wyjaśnień od szefa MON Antoniego Macierewicza i premier Beaty Szydło w związku z doniesieniami o powrocie Bartłomieja Misiewicza.
„Misiewicze” kontratakują - stwierdził rzecznik PO Jan Grabiec. Jego zdaniem, "być może cała operacja ukrycia Bartłomieja Misiewicza była jedynie operacją obliczoną na skutek PR-owski". - Dziennikarze sugerują nawet, że Bartłomiej Misiewicz jest częstym gościem w MON. Pytanie w jaki charakterze odwiedza to ministerstwo - dodał Grabiec.
Mówił też, że niedawno w wywiadach prasowych krytycznie m.in. na temat powołania Misiewicza do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej wypowiadał się prezes PiS Jarosław Kaczyński.
- Jeszcze kilka dni temu minister obrony narodowej Antoni Macierewicz podkreślał w jednym z wywiadów, że jakkolwiek on osobiście nie ma zastrzeżeń do swojego współpracownika, to uważa, że nie powinien powracać do pełnienia funkcji publicznych dopóki nie uzupełni swojego wykształcenia, zgodnie z wymogami dotyczącymi stanowisk państwowych - mówił rzecznik PO.
Grabiec dodał, że w tej sprawie oczekuje "jasnego stanowiska" nie tylko od Macierewicza, ale też premier Beaty Szydło i prezesa Kaczyńskiego.
Cezary Tomczyk (PO) przypomniał, że w sprawie Misiewicza toczy się postępowanie prokuratorskie. - Nic w tej sprawie nie zostało wyjaśnione, postępowanie nie zostało zamknięte, a mimo wszystko ten skompromitowany człowiek, który stał się symbolem rządów PiS, znowu wraca - mówił poseł Platformy.
Według niego, zasadne są w związku z tym pytania dotyczące choćby tajemnicy państwowej. - Jak ktoś skompromitowany, odsunięty, zawieszony może brać czynny udział w prowadzeniu polityki MON? - pytał Tomczyk.
W radzie nadzorczej PGZ bez spełnienia wymogów
Na początku września 26-letni Misiewicz został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która podlega MON; krótko po ujawnieniu tej informacji media podały, że zrezygnował on z członkostwa w radzie nadzorczej innej spółki - Energa Ostrołęka.
Niebawem po tym zrezygnował także z zasiadania w RN PGZ. Stało się to po publikacjach mówiących, że Misiewicz nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych i nie ma także ukończonych studiów wyższych. Publikacje zaowocowały doniesieniem do prokuratury wysłanym przez PO.
Trwa postępowanie sprawdzające po tym zawiadomieniu. Postępowanie takie poprzedza decyzję, czy wszcząć śledztwo w danej sprawie, czy odmówić tego. Decyzja powinna zapaść w 30 dni od wpłynięcia zawiadomienia. Śledczy mają wystąpić do PGZ o odpowiednie materiały nt. Misiewicza.
Macierewicz: to atak na mnie
W niedawnym wywiadzie dla tygodnika "wSieci" Macierewicz oceniał, że w całej sprawie chodzi nie o Misiewicza, lecz o atak na niego. "W tym wypadku postanowiłem, że zarzuty wobec pana Misiewicza muszą zostać zweryfikowane. Jak dotąd poza pomówieniami nie przedstawiono żadnych dowodów, że postawione mu przez jedno z pism zarzuty dotyczące rzekomego korumpowania radnych w Bełchatowie są czymkolwiek poparte. Inne okazały się również wyłącznie insynuacjami" - mówił dodając, że z tej przyczyny uważa, iż "blokowanie jego (Misiewicza – red.) powrotu do pracy byłoby niewłaściwe".
- Oczywiście musi jak najszybciej dokończyć studia - dodał szef MON.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla portalu onet.pl "bardzo dobrze" ocenił Macierewicza jako szefa MON. "Jest energiczny, zdecydowany i nie ma takich oporów we wprowadzaniu zmian (...). Oczywiście, były wpadki takie jak ten nieszczęsny Misiewicz. To się nie powinno było zdarzyć. Choć Misiewicz, mimo braków w wykształceniu, miał naprawdę sporo zasług - powiedział Kaczyński. Zarazem przyznał on, że nie powinno było się zmieniać statutu PGZ specjalnie dla Misiewicza.
PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej