Gorąca końcówka kampanii w USA: podpalona siedziba GOP i zarzuty o "ustawienie" wyborów

Świat
Gorąca końcówka kampanii w USA: podpalona siedziba GOP i zarzuty o "ustawienie" wyborów
PAP/EPA/ERIK S. LESSER
W niektórych stanach rozpoczęło się "wczesne"głosowanie

Sztaby wyborcze kandydatów na prezydenta, Hillary Clinton i Donalda Trumpa, potępiły podpalenie siedziby lokalnych władz Partii Republikańskiej w Karolinie Płn. - kolejny incydent potwierdzający szczególnie gorącą atmosferę tegorocznej kampanii prezydenckiej.

Pożar w siedzibie GOP w Hillsborough w hrabstwie Orange nie spowodował ofiar w ludziach, gdyż koktajl Mołotowa wrzucono tam w niedzielę we wczesnych godzinach rannych, kiedy w biurze nikogo nie było. Spłonęła część sprzętów, sprawcy wybili szyby w oknie, a na zewnętrznej ścianie budynku wymalowali swastykę i napis: "Nazistowscy Republikanie, wynoście się z miasta".

 

Dyrektor wykonawczy stanowego oddziału GOP, Dallas Woodhouse, nazwał atak "politycznym terroryzmem". - Normalnie pracownicy są w tym biurze non stop, całą dobę, więc to cud, że nikt nie zginął - oświadczył.

 

Donald Trump zareagował ostro. "Polityczne zwierzęta reprezentujące Hillary Clinton i Demokratów w Karolinie Północnej wrzuciły bombę zapalającą do naszego biura w hrabstwie Orange, ponieważ wygrywamy" - napisał na Twitterze.

 

 

Sondaże wskazują, że jest przeciwnie - w wyścigu prezydenckim zdecydowanie prowadzi obecnie Hillary Clinton.

 

Kandydatka Demokratów odcięła się od sprawców podpalenia. "Ten atak jest przerażający i nie do przyjęcia. Cieszę się, że nikt nie ucierpiał" - napisała na Twitterze Clinton, gdy dowiedziała się o incydencie.

 

 

Podobnie zareagował demokratyczny kandydat na gubernatora w Karolinie Północnej Roy Cooper, który razem z urzędującym republikańskim gubernatorem Patem McCrorym wydał wspólne oświadczenie potępiające sprawców. Obaj nazwali w nim podpalenie "aktem przemocy zagrażającym demokracji" i podkreślili, że winni "muszą być aresztowani i ukarani".

 

Przemoc lub wezwania do przemocy zdarzają się po obu stronach w tegorocznej kampanii prezydenckiej w USA. Podczas wiecu Trumpa w stanie Ohio kilka dni temu jego zwolennik Don Bowman powiedział, że "jeśli Hillary dojdzie władzy", jest gotowy "zrobić rewolucję" i "usunąć ją".

 

W sierpniu sam Trump powiedział na jednym z wieców, że "ludzie od drugiej poprawki do konstytucji (prawo do posiadania broni palnej -red) może zajmą się Hillary Clinton”. Wielu zrozumiało to jako zawoalowane wezwanie do morderstwa.

 

Atmosferę kampanii podgrzewają wypowiedzi kandydata GOP, w których sugeruje on, że wybory będą sfałszowane. "Oczywiście, że oszustwa wyborcze na dużą skalę dokonywane są teraz i będą dokonywane w dniu wyborów. Dlaczego przywódcy republikańscy temu przeczą? To takie naiwne!” - napisał Trump w poniedziałek na Twitterze.

 

 

 

W niektórych stanach głosowanie się już rozpoczęło, pocztą lub elektronicznie.

 

W niedzielę w wywiadzie telewizyjnym kandydat GOP na wiceprezydenta Mike Pence powiedział, że on i Trump "absolutnie" uznają wynik wyborów. Podkreślił jednak, że media - jego zdaniem - są stronnicze i w relacjach z kampanii faworyzują Clinton.

 

Według sondażu Politico i Morning Consult, 41 procent Amerykanów zgadza się z zarzutami Trumpa, że wybory są "ustawione” na jego niekorzyść. Wśród zarejestrowanych Republikanów prawie 75 procent podziela taką opinię.

 

PAP

az/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie