"Nasza odpowiedź na świat w stanie wojny: przyjaźń i braterstwo". Papież podczas czuwania modlitewnego

Polska
"Nasza odpowiedź na świat w stanie wojny: przyjaźń i braterstwo". Papież podczas czuwania modlitewnego
PAP/Jacek Turczyk
Franciszek

- Dla nas zgromadzonych tu i pochodzących z różnych stron świata, cierpienie i wojna nie są już czymś anonimowym, mają imię i konkretne oblicze - mówił papież Franciszek podczas czuwania modlitewnego z młodzieżą w Brzegach po wysłuchaniu świadectwa m.in. młodej Syryjki.

Podczas czuwania w Brzegach papież poprosił o wspólną modlitwę i przywołanie w niej wysłuchanych świadectw trojga młodych ludzi: Syryjki, Polki i Paragwajczyka.

 

Jak mówił, są "sytuacje, które mogą wydawać się nam odległe, aż do chwili, kiedy w jakiś sposób ich nie dotkniemy; istnieją rzeczywistości, których nie rozumiemy, ponieważ widzimy je tylko przez jakiś ekran telefonu komórkowego lub komputera".

 

- Ale kiedy nawiązujemy kontakt z życiem, z tymi konkretnymi istnieniami, które nie są już zapośredniczone przez ekrany, wówczas dzieje się z nami coś mocnego, odczuwamy zaproszenie do zaangażowania: "Dość zapomnianych miast", jak powiedziała Rand; już nigdy więcej nie może się zdarzyć, aby bracia byli "otoczeni śmiercią i zabójstwami", czując, że nikt im nie pomoże - powiedział papież.

 

Po przyjeździe do Brzegów, papież w towarzystwie młodych osób - reprezentantów wszystkich kontynentów - przeszedł przez Bramę Miłosierdzia. Wcześniej nieoczekiwanie odwiedził usytuowany opodal domu Arcybiskupów Krakowskich klasztor Franciszkanów.

 

- Utożsamiajmy się z tymi, dla których "rodzina jest pojęciem nieistniejącym, a dom jedynie miejscem do spania i jedzenia", lub z tymi, którzy żyją w strachu, przekonani, że ich błędy i grzechy definitywnie ich wykluczyły. Postawmy w Bożej obecności także wasze "wojny", nasze "wojny", zmagania, walki, które każdy niesie ze sobą, w swoim sercu - powiedział.

 

Franciszek poprosił wszystkich zebranych na czuwaniu o chwycenie się za ręce i wspólną modlitwę w ciszy. Młodzi wierni przez minutę w skupieniu modlili się.

 

"Lęk prowadzi do zamknięcia"

 

Papież mówił też, że młodzi ludzie, którzy przedstawili swoje świadectwa, podzielili się tym samym doświadczeniem, jakie było udziałem uczniów Jezusa w dniu Pięćdziesiątnicy przed zstąpieniem Ducha Świętego, czyli doświadczeniem "lęku prowadzącego do jedynego miejsca: do zamknięcia".

 

- A kiedy strach ukrywa się w zamknięciu, to zawsze idzie w parze ze swoim "bliźniakiem", paraliżem; poczucie, że jest się sparaliżowanym - mówił papież.

 

Jak podkreślił "jednym z najgorszych nieszczęść, jakie mogą się przydarzyć w życiu, jest poczucie, że w tym świecie, w naszych miastach, w naszych wspólnotach nie ma już przestrzeni, by wzrastać, marzyć, tworzyć, aby dostrzegać perspektywy, a ostatecznie, aby żyć". Paraliż - mówił papież - "sprawia, że tracimy smak cieszenia się życiem, przyjaźnią, smak wspólnych marzeń, podążania razem z innymi".

 

"Kanapa-szczęście jest cichym paraliżem"

 

- Jest w życiu inny, jeszcze bardziej niebezpieczny paraliż, często trudny do rozpoznania, którego uznanie sporo nas kosztuje. Lubię nazywać go paraliżem rodzącym się wówczas, gdy mylimy szczęście z kanapą - mówił Franciszek.

 

- Sądzimy, że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie. Kanapa - jak te, które są teraz, nowoczesne, łącznie z masażami usypiającymi - które gwarantują godziny spokoju, żeby nas przenieść w świat gier wideo i spędzania wielu godzin przed komputerem - wyliczał zwracając się do młodych ludzi zgromadzonych na Campus Misericordie.

 

- Kanapa na wszelkie typy bólu i strachu. Kanapa sprawiająca, że zostajemy zamknięci w domu, nie trudząc się ani też nie martwiąc. "Kanapa-szczęście" jest prawdopodobnie cichym paraliżem, który może nas zniszczyć bardziej, a najbardziej młodych - mówił Franciszek, a zgromadzeni zareagowali brawami

 

"Dla wielu łatwiej jest mieć młodych otumanionych"

 

- A dlaczego, jak to, Ojcze jest możliwe? Bo po trochu, nie zdając sobie z tego sprawy, stajemy się ospali, ogłupiali, otumanieni. Przedwczoraj rozmawiałem o młodych, którzy przechodzą na emeryturę w wieku 20 lat. Dzisiaj mówię o młodych uśpionych, ogłupionych i otumanionych, podczas gdy inni - może bardziej żywi, ale nie lepsi - decydują o naszej przyszłości - oświadczył Franciszek.

 

- Z pewnością dla wielu łatwiej i korzystniej jest mieć młodych ludzi ogłupiałych i otumanionych, mylących szczęście z kanapą; dla wielu okazuje się to wygodniejsze, niż posiadanie młodych bystrych, pragnących odpowiedzieć na marzenie Boga i na wszystkie aspiracje serca - zauważył.

 

Papież pytał młodych, czy chcą być ospali, otumanieni, ogłupiali. Zgromadzeni odpowiedzieli: "Nie!". - Chcecie być wolni, chcecie być przytomni, chcecie walczyć o swoją przyszłość? - pytał, a młodzi odpowiadali tłumnie: "Tak!".

 

"Przyszliśmy na świat, aby pozostawić ślad"

 

- Kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby "wegetować", aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad - mówił do zgromadzonej na Campus Misericordiae w Brzegach młodzieży papież Franciszek.

 

- To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność - podkreślił Franciszek.

 

- Właśnie tutaj mamy do czynienia z wielkim paraliżem, kiedy zaczynamy myśleć, że szczęście jest synonimem wygody, że być szczęśliwym to iść przez życie w uśpieniu albo narkotycznym odurzeniu, że jedynym sposobem, aby być szczęśliwym jest trwanie jakby w otępieniu - mówił do młodych papież.

 

- To pewne, że narkotyki szkodzą, ale jest wiele innych narkotyków społecznie akceptowanych, które w ostateczności czynią nas bardzo, a przynajmniej bardziej zniewolonymi. Jedne i drugie ogałacają nas z naszego największego dobra: z wolności - zauważył.

 

"Trzeba zmienić kanapę na parę butów"

 

- Jezus jest Panem ryzyka, tego wychodzenia zawsze "poza". Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody. Aby pójść za Jezusem, trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich wam się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałeś - powiedział papież do młodych ludzi zgromadzonych na Campus Misericordiae.

 

- Po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do zarażania radością, tą radością, która rodzi się z miłości Boga, radością, która pozostawia w twoim sercu każdy gest, każdą postawę miłosierdzia - mówił Franciszek.

 

Jak dodał, trzeba "pójść na ulice, naśladując >>szaleństwo<< naszego Boga, który uczy nas spotykania Go w głodnym, spragnionym, nagim, chorym, w przyjacielu, który źle skończył, w więźniu, w uchodźcy i w imigrancie, w człowieku bliskim, który jestsamotny".

 

- Pójść drogami naszego Boga, który zaprasza nas, abyśmy byli aktorami politycznymi, ludźmi myślącymi, animatorami społecznymi. Pobudza nas do myślenia o gospodarce bardziej solidarnej. We wszystkich środowiskach, w jakich jesteście, miłość Boga zachęca nas do niesienia Dobrej Nowiny, czyniąc ze swojego życia dar dla Niego i dla innych - mówił papież.

 

"Wojna i cierpienie nie są już czymś anonimowym"

 

Papież mówił, że zgromadzeni na modlitewnym czuwaniu w trakcie Światowych Dni Młodzieży pochodzą z różnych kontynentów, krajów, języków, kultur i narodów.

 

Przyjechali - podkreślił - z krajów, "które być może spierają się z powodu różnych konfliktów, a nawet wręcz są w stanie wojny", a także z państw, które są wolne od konfliktów wojennych, gdzie "wiele rzeczy bolesnych, które dzieją się na świecie, to tylko jakaś część wiadomości i artykułów prasowych.

 

- Ale jesteśmy świadomi pewnej rzeczywistości: dla nas tu i teraz, pochodzących z różnych części świata, cierpienie, wojna, którą przeżywa wielu ludzi młodych, nie są już czymś anonimowym, nie są już jakąś informacją prasową, ale mają imię, konkretne oblicze, historię, bliskość. Dziś wojna w Syrii jest bólem i cierpieniem wielu osób, wielu ludzi młodych, jak dzielna Rand, która jest tu między nami i prosi nas o modlitwę za swoją ukochaną ojczyznę - powiedział Franciszek.

 

"Nic nie usprawiedliwia utraty krwi brata"

 

Franciszek zachęcał młodych do wspólnej modlitwy "z powodu cierpienia tak wielu ofiar wojny". - Abyśmy raz na zawsze mogli zrozumieć, że nic nie usprawiedliwia utraty krwi brata, że nic nie jest bardziej cennego od osoby stojącej obok nas - powiedział papież.

 

Franciszek, który wcześniej nawiązywał do świadectwa danego przez Rand, młodą Syryjkę, podziękował też za świadectwa dwojga innych młodych ludzi Polki Natalii i pochodzącego z Paragwaju Miguela. - Bo i wy podzieliliście się z nami swoimi bitwami, swoimi wojnami wewnętrznymi. Przedstawiliście nam swoje zmagania, i co uczyniliście, aby je przezwyciężyć. Jesteście żywym znakiem tego, co miłosierdzie chce w nas dokonać - powiedział papież.

 

Teraz - mówił Franciszek - "nie zabierzemy się do wykrzykiwania przeciw komuś, nie zabierzemy się do kłótni, nie chcemy niszczyć". - Nie chcemy pokonać nienawiści większą nienawiścią, przemocy większą przemocą, pokonać terroru większym terrorem. A nasza odpowiedź na ten świat w stanie wojny ma imię: nazywa się przyjaźnią, nazywa się braterstwem, nazywa się komunią, nazywa się rodziną - powiedział papież.

 

"Bóg przychodzi otworzyć wszystko, co cię zamyka"

 

- Jest to tajemnica, do której doświadczenia jesteśmy powołani wszyscy. Bóg czegoś od ciebie oczekuje, Bóg czegoś od ciebie chce, Bóg czeka na ciebie. Bóg przychodzi, aby złamać nasze zamknięcia; przychodzi, aby otworzyć drzwi naszego życia, naszych wizji, naszych spojrzeń - podkreślił papież.

 

- Bóg przychodzi, aby otworzyć wszystko, co ciebie zamyka. Zaprasza cię, abyś marzył, chce ci pokazać, że świat, w którym jesteś, może być inny - dodał.

 

- Jeśli nie dasz z siebie tego, co w tobie najlepsze, świat nie będzie inny - podkreślił Franciszek. Ponownie zwrócił uwagę, że czas, który teraz przeżywamy, "nie potrzebuje młodych kanapowych". - "Młodzi kanapowi" - powtórzył papież po polsku, co wierni przyjęli śmiechem i oklaskami. Wskazał, że obecnie potrzebni są młodzi ludzie "w butach, najlepiej w butach wyczynowych".

 

Ten czas - dodał - "akceptuje na boisku tylko graczy czołowych, nie ma tam miejsca dla rezerwowych".

 

"Historia wymaga od nas, byśmy bronili naszej godności"

 

- Dzisiejszy świat chce od was, byście byli aktywnymi bohaterami historii, bo życie jest piękne zawsze wtedy, kiedy chcemy je przeżywać; zawsze wtedy, gdy chcemy pozostawić ślad - powiedział.

 

- Historia wymaga dziś od nas, byśmy bronili naszej godności i nie pozwalali, aby inni decydowali o naszej przyszłości. Nie, to my mamy o tym decydować, wy wybieracie waszą przyszłość - podkreślił.

 

- Pan, jak w dniu Pięćdziesiątnicy, chce dokonać jednego z największych cudów, jakiego możemy doświadczyć: sprawić, aby twoje ręce, moje ręce, nasze ręce przekształciły się w znaki pojednania, komunii, tworzenia, kreacji. Pragnie On twoich rąk, aby kontynuować budowanie dzisiejszego świata. Chce go budować z tobą - mówił Franciszek. - A ty jak odpowiesz? Co odpowiesz ty? Tak czy nie? - pytał papież, któremu odpowiedziały gromkie okrzyki młodych zgromadzonych w Brzegach.

 

Jak dodał, ktoś może powiedzieć: "Ojcze, ale mam swoje wielkie ograniczenia, jestem grzesznikiem, co mogę zrobić?".

 

- Kiedy Pan nas wzywa, nie myśli o tym, kim jesteśmy, kim byliśmy, co zrobiliśmy lub czego nie zrobiliśmy. Wręcz przeciwnie: w chwili, kiedy nas wzywa, patrzy na wszystko, co moglibyśmy zrobić, na tę całą miłość, jaką jesteśmy w stanie rozsiewać. On zawsze stawia na przyszłość, na jutro. Jezus kieruje cię ku nowym horyzontom, nigdy ku muzeum - podkreślił Franciszek.

 

- Dlatego, przyjaciele, dzisiaj Jezus zaprasza cię, wzywa cię, byś zostawił swój ślad w życiu, ślad, który naznaczyłby twoją historię i historię tak wielu - dodał.

 

"My, dorośli, potrzebujemy was, byście nauczyli nas życia w różnorodności"

 

- Współczesne życie mówi nam, że bardzo łatwo skupić uwagę na tym, co nas dzieli, na tym, co nas rozłącza jednych od drugich. Chcieliby, byśmy uwierzyli, że zamknąć się w sobie, to najlepszy sposób, by uchronić się od tego, co wyrządza nam zło - mówił papież do młodzieży w Brzegach.

 

- Dzisiaj my, dorośli, potrzebujemy was, byście nas nauczyli życia w różnorodności, tak jak dzisiaj, w dialogu, w dzieleniu się, w wielokulturowości nie jako zagrożeniu, lecz jako szansie na przyszłość: miejcie odwagę nauczyć nas, że łatwiej jest budować mosty niż wznosić mury. Mamy potrzebę tego się uczyć - apelował do młodych Franciszek.

 

"Kto nie ryzykuje, nie zwycięża"

 

- A wszyscy razem prosimy, abyście od nas żądali kroczenia drogami braterstwa, abyście to wy byli naszymi oskarżycielami, jeśli my wybierzemy budowanie murów, drogę wrogości, wojny. Budować mosty: czy wiecie, który z mostów trzeba budować jako pierwszy? Most, który możemy postawić tu i teraz: uścisk dłoni, podać sobie ręce - podkreślił papież zachęcając zgromadzonych do podania sobie rąk. Na to wezwanie młodzi zareagowali łapiąc się za ręce.

 

- To wspaniały ludzki most. Zawsze istnieje ryzyko, by powstrzymać rękę, ale trzeba ryzykować. Kto nie ryzykuje, nie zwycięża - mówił Franciszek. Podziękował za ten gest, a tłum odpowiedział oklaskami.

 

- Oby tego budowania uczyli się wielcy ludzie tego świata, ale nie dla zdjęcia, ale by wciąż budować coraz wspanialsze mosty. Oby ten ludzki most był zaczynem wielu innych; niech on będzie trwałym śladem - życzył papież dodając: "dzisiaj Jezus, który jest drogą (...) wzywa ciebie do pozostawienia swojego śladu w historii".

 

- On, który jest życiem, zachęca ciebie do zostawienia śladu, który wypełni życiem twoją historię, a także dzieje wielu innych ludzi. On, który jest prawdą, zaprasza ciebie do porzucenia dróg separacji, podziału, bezsensu. Pójdziesz? Chcę widzieć teraz twoje dłonie - wzywał papież, a młodzi wznieśli ręce.

 

- Niech Bóg błogosławi wasze marzenia - zakończył Franciszek.

 

Najpierw wszyscy pokłonili się przed bramą, a potem, wszyscy uśmiechnięci, przeszli przez Bramę Miłosierdzia trzymając się za ręce.

 

Wśród młodych pielgrzymów były trzy kobiety i trzech mężczyzn. Papież zaprosił ich następnie do papamobile i z każdym rozmawiał. Gdy przechodzili przez bramę rozbrzmiewał hymn ŚDM "Błogosławieni miłosierni". Następnie śpiewano "Abba Ojcze". 

 

Czuwanie modlitewne rozpoczęło się od inscenizacji w wykonaniu Teatru Tańca Mira-Art., który łączy balet z powietrzną akrobatyką, tworząc nad głowami widzów taneczne widowisko. Jego twórcy odwołali się do  problemów, jakie mają młodzi ludzie i do fragmentu modlitwy Światowych Dni Młodzieży: "Naucz nieść wiarę wątpiącym, nadzieję zrezygnowanym, miłość oziębłym, przebaczenie winnym i radość smutnym".

 

W Brzegach wśród pielgrzymów pojawił się prezydent Andrzej Duda. Kancelaria prezydenta zamieściła na Twitterze kilka zdjęć, na których Duda pozuje do zdjęć z zebranymi na Campus Misericordiae.

 

 

 

Czuwanie odbędzie się hasłem "Nasi przewodnicy w drodze do Jezusa - patroni ŚDM".

 

Młodzież: nadzieja kościoła

 

- Młodzi są nadzieją Kościoła i świata trzeciego tysiąclecia. To oni przejmą odpowiedzialność za losy swoich narodów, wspólnot i rodzin. To oni będą głosić Ewangelię pokoju nowym językiem, z nową wrażliwością, z nową nadzieją. Przygotuje ich do tego również to wszystko, co już przeżyli i co przeżywają podczas Światowego Dnia Młodzieży 2016 w Polsce i w Krakowie - powiedział metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz, witając w Franciszka w Campusie Misericordiae.

 

Dziwisz dodał, że w Brzegach zebrała się rzesza młodych ludzi ze wszystkich kontynentów i narodów. - Na co dzień mówią różnymi językami, ale w tych dniach rozmawiają ze sobą jednym językiem. To język wiary, braterstwa i miłości. Ci młodzi czekają również na Twoje słowo, wypowiedziane językiem miłości - mówił.

 

Papież ucałował relikwie polskich misjonarzy


Tuż przed godz. 18, przed wyjazdem do Brzegów, papież przeszedł z domu arcybiskupów krakowskich do pobliskiej bazyliki ojców franciszkanów. Był to niezapowiedziany punkt wizyty Franciszka.

 

W bazylice papież wszedł do Kaplicy Męki Pańskiej i ucałował relikwiarz z relikwiami błogosławionych ojców Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka, zamordowanych w sierpniu 1991 r. w Peru przez terrorystów z komunistycznego "Świetlistego Szklaku".

 

Jak poinformował rzecznik franciszkanów o. Jan Maria Szewek, w spotkaniu tym uczestniczyły dwie siostry ojca Tomaszka - Urszula i Maria oraz dwóch braci o.  Strzałkowskiego - Bogdan i Andrzej.

 

- Bardzo nam zależało; zabiegaliśmy o tę wizytę. Ojciec święty sam podjął decyzję i powiedział w swoim otoczeniu mniej więcej takie słowa: "Byli to ludzie głębokiej modlitwy i dlatego przyjdę się pomodlić przy ich relikwiach". Bardzo się z tego powodu ucieszyliśmy - powiedział o. Szewek.

 

Dodał, że Franciszek odmówił specjalną "modlitwę o pokój i ochronę przed terroryzmem".

 

Spotkanie o charakterze prywatnym i modlitewnym

 

Oprócz tego papież pobłogosławił różańce z relikwiami. O. Szewek wyjaśnił, że w złączach różańców znajdują się kawałeczki ubrań, w których franciszkańscy męczennicy chodzili za życia. Franciszek podszedł też do gablot, w których przechowywane są zakrwawione koszule - w nich zginęli misjonarze. Potem przez chwilę rozmawiał z o. Jarosławem Wysoczańskim, który był ich zakonnym przełożonym.

 

- Bardzo zależało papieżowi, żeby to spotkanie miało charakter prywatny i modlitewny - dodał o. Szewek. Jak mówił, na początku franciszkanie zaśpiewali po łacinie pieśń "Gdzie jest miłosierdzie i miłość tam jest Bóg", a na pożegnanie modlitwę Ave Maria.

 

Zabici strzałami w tył głowy

 

O. Zbigniew Strzałkowski rozpoczął posługę kapłańską w Pariacoto w 1989 r. Kiedy podczas przygotowań do wyjazdu w rozmowach na temat sytuacji politycznej w Peru wspominano, że robi się tam niebezpiecznie, o. Zbigniew odpowiadał: "Gdy się jedzie na misje, trzeba być gotowym na wszystko". O. Michał Tomaszek dołączył do misji w Peru kilka miesięcy później, w lipcu 1989 r.

 

Zginęli 9 sierpnia 1991 r. z rąk terrorystów z ugrupowania Sendero Luminoso ("Świetlisty Szlak") zabici strzałami w tył głowy. O. Strzałkowski miał 33 lata, o. Tomaszek 31.

 

Zdjęcia dzięki uprzejmości TVP S.A.

 

PAP

pr/prz/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie