"NATO akcentuje, że agresja na jeden z krajów angażuje innych członków Sojuszu"
- NATO pokonało różnice zdań członków Sojuszu ws. wzmocnienia wschodniej flanki - ocenił ustalenia pierwszego dnia szczytu w Warszawie gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Jego zdaniem międzynarodowy batalion stacjonujący w Polsce to duże wzmocnienie. - Choć tych 1000 żołnierzy to zaledwie 1 procent naszej armii, to liczy się obecność międzynarodowa - zaznaczył.
- Chodzi o to, by pokazać, że agresja na jeden z krajów Sojuszu jednocześnie angażuje innych członków NATO, By uwypuklić, że kraje brzegowe NATO nie są osamotnione - powiedział gość Joanny Wrześniewskiej-Siegier.
Podkreślił, że bardzo ważne jest bezpieczeństwo krajów bałtyckich. - Są one dużo bardziej niż Polska narażone na ryzyko konfliktu, np. tego poniżej progu wojny, czyli tego, co Rosja praktykuje na Ukrainie - wskazał.
Na wschodzie bez zmian
Generał spodziewa się, że reakcja Moskwy na ustalenia szczytu będzie rutynowa.
- Rosja od lat ogłasza, że coś jej się nie podoba, że musi adekwatnie reagować na wszystko, co robi NATO. Zapewne będą przypominali, że wzdłuż swojej zachodniej granicy będą rozmieszczali kolejne wojskowe dywizje i iskandery, przypominać, że mają broń atomową - prognozował w programie "Wydarzenia 22:00".
Przywódcy państw NATO zdecydowali w piątek, że wzmocnią wschodnią flankę Sojuszu rozmieszczając na niej cztery wielonarodowe bataliony liczące po ok. 1000 żołnierzy. Jeden z nich będzie stacjonował w Polsce, pozostałe na Łotwie, Litwie i w Estonii. Państwem ramowym w Polsce, czyli dowodzącym i wystawiającym najwięcej żołnierzy w batalionie, będą Stany Zjednoczone.
Żołnierze zostaną rozlokowani w przyszłym roku. Nie wiadomo jeszcze, gdzie dokładnie będą stacjonować.
Polsat News
Czytaj więcej