Pierwszy statek wpłynął do poszerzonego Kanału Panamskiego
Chiński kontenerowiec Cosco Shipping Panama wpłynął w niedzielę do poszerzonego Kanału Panamskiego, tym samym dokonując jego inauguracji po dziewięciu latach budowy, która zdecydowanie zwiększy wydajność handlową połączenia między Pacyfikiem a Atlantykiem.
Uroczystość odbyła się ponad wiek od otwarcia Kanału Panamskiego w 1914 roku, które zrewolucjonizowało handel między Wschodem a Zachodem. Obecnych było wiele zagranicznych osobistości, a także tysiące Panamczyków powiewających chorągiewkami.
- To szlak jednoczący świat - powiedział prezydent Panamy Juan Carlos Varela.
W liczącym 80 km kanale wybudowane dwie nowe śluzy: Agua Clara po stronie atlantyckiej i Cocoli na Pacyfiku. Całość oddano do użytku z opóźnieniem 20 miesięcy. Inwestycja kosztowała 5,45 mld dolarów.
"Potrojenie zysków dla Panamy"
Statek Cosco Shipping Panama został wybrany losowo; ma on 48 metrów szerokości i 300 metrów długości. Nowy kanał będą mogły pokonywać jednostki nawet większe, do 366 metrów długości i zabierające do 14 tys. kontenerów. To oznacza potrojenie wydajności kanału i potrojenie zysków dla Panamy, która zawdzięcza mu 40-45 proc. swojego PKB.
Przez Kanał Panamski przechodzi ok. 6 proc. światowego handlu. Głównymi klientami są Stany Zjednoczone i Chiny. Od 1914 roku przepłynęło nim ponad milion statków. Szacuje się, że dzięki jego poszerzeniu najbardziej wzrośnie handel między wschodnim wybrzeżem USA a krajami Azji.
Odwrócenie uwagi od "Panama Papers"
Władze Panamy liczą, że otwarcie poszerzonego kanału odwróci uwagę opinii publicznej od afery wokół działalności panamskiej kancelarii prawnej Mossack Fonseca, która pomagała znanym i bogatym ukrywać swoje dochody.
- Pokazujemy światu prawdziwą twarz Panamy. To powinno mieć pozytywny efekt dla wizerunku kraju - powiedział AFP administrator kanału Jorge Quijano, który przypomniał, że kanał zaliczany jest do siedmiu cudów współczesnego świata.
PAP/EPA/OSCAR RIVERA
PAP/EPA/ALEJANDRO BOLIVAR
PAP/EPA/ALEJANDRO BOLIVAR
PAP/EPA/JEFFERY ARGUED
PAP/EPA/ALEJANDRO BOLIVAR
PAP
Czytaj więcej
Komentarze