Prywatny pogrzeb Prince’a. Nie wiadomo, gdzie trafią prochy gwiazdora
Zmarły w wieku 57 lat znany piosenkarz, gwiazda muzyki pop Prince, został w sobotę skremowany. Prywatna uroczystość pogrzebowa odbyła się w jego posiadłości Paisley Park, w Chanhassen w stanie Minnesota - poinformowała jego agentka Anna Meacham.
W uroczystości uczestniczyła rodzina artysty, jego przyjaciele i zaprzyjaźnieni muzycy, m. in. jego siostra Tyka Nelson, była współpracowniczka Sheila E., były członek jego zespołu gitarzysta Larry Graham i modelka Damaris Lewis.
Nie ujawniono co stanie się z prochami zmarłego piosenkarza.
"Prince był dla nas inspiracją"
Przed posiadłością Prince'a, w której mieści się również studio nagraniowe, zebrały się setki jego fanów aby oddać mu ostatni hołd. "Prince uczynił z nas wszystkich lepszych muzyków i był dla nas najważniejszą inspiracją duchową" - powiedział Graham zgromadzonym.
Piosenkarz został znaleziony martwy w ub. czwartek Paisley Park. W piątek przeprowadzono sekcję jego zwłok, ale przyczyny śmierci nie ujawniono. Policja poinformowała jedynie, że na jego ciele nie znaleziono żadnych śladów urazu i nic nie wskazuje na to, że popełnił on samobójstwo. Według władz ustalenie przyczyny zgonu może potrwać nawet kilka tygodni.
#Prince secretly cremated after being released to his family, friends gather for memorial https://t.co/7XIWR3koNm pic.twitter.com/fAz3gJO1Ef
— Noah Fairbanks (@NoahFairbanks) 24 kwietnia 2016
Prince (Prince Rogers Nelson) był innowacyjnym piosenkarzem, kompozytorem, autorem tekstów. Grał na gitarze, instrumentach klawiszowych i perkusyjnych. W swej muzyce łączył jazz, funk, rhytm and blues i disco. Do jego największych przebojów należą: "Purple Rain", "Kiss", "Raspberry Beret", "Little Red Corvette", "Let's Go Crazy" i "When Doves Cry". Sławę zdobył jeszcze w latach 70.; przez dziesięciolecia był jedną z najbardziej nowatorskich i ekscentrycznych postaci na amerykańskiej scenie pop. Siedmiokrotnie zdobył nagrodę Grammy; w 2004 roku został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.
PAP
Czytaj więcej