Ruszył proces wrocławskiego lekarza obwinionego ws. pomyłki przy in vitro
Okręgowy Sąd Lekarski we Wrocławiu rozpoczął w środę proces lekarza obwinionego w sprawie pomyłki przy in vitro, do której doszło przed dwoma laty w klinice w Policach (woj. zachodniopomorskie). Rozprawę utajniono z powodu tajemnicy lekarskiej i dobra pokrzywdzonych.
W 2014 r. wskutek błędu przy zabiegu zapłodnienia in vitro w klinice ginekologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego pacjentka urodziła nie swoje dziecko. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, miało zostać połączone z komórką innej kobiety. Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi.
W środę Okręgowy Sąd Lekarski we Wrocławiu rozpoczął proces Tomasza B., lekarza obwinionego w sprawie tej pomyłki. Pierwszą decyzją sądu było utajnienie całego procesu ze względu na tajemnicę lekarską oraz z potrzeby ochrony prywatności poszkodowanych, którzy złożyli wniosek o wyłączenie jawności postępowania. Na pierwszej rozprawie wyjaśnienia będzie składać obwiniony lekarz Tomasz B. oraz dwóch świadków.
Odmowa poprzednich sądów
Wrocławski sąd jest trzecim sądem lekarskim, do którego skierowano sprawę pomyłki podczas in vitro. Dwa poprzednie nie zajęły się nią.
Na samym początku sprawę miał rozpatrywać Okręgowy Sąd Lekarski w Szczecinie, jednak uznał on, że "może nie zachować bezstronności" i odesłał ją do Naczelnego Sądu Lekarskiego.
Naczelny Sąd Lekarski wyznaczył w październiku ub.r. białostocki sąd lekarski do zbadania sprawy, ale ten odesłał ją z powrotem do naczelnego sądu uznając, że "może być niewystarczająco przygotowany merytorycznie". Ostatecznie w lutym tego roku NSL wyznaczył do zbadania tej sprawy sąd we Wrocławiu.
Błąd organizacyjny
Rzecznik odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie prof. Jacek Różański informował w czerwcu ub.r., że obwiniony lekarz to osoba bezpośrednio odpowiedzialna za nadzór nad laboratorium. Według rzecznika, przewinienie lekarza dotyczyło błędu organizacyjnego.
Jeszcze w kwietniu ub.r. rzecznik doszedł m.in. do wniosku, że procedury stosowane w klinice wspomaganego rozrodu były zbyt ogólne, nie było wyraźnych przepisów dotyczących znakowania probówek z komórkami jajowymi. Także nie było systemu kontroli nad pracą laborantów. Tymczasem w placówkach tego typu na świecie standardem jest wzajemna kontrola laborantów.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Szczecinie, ale jest ono zawieszone do czasu uzyskania opinii biegłych z prywatnego zakładu medycyny sądowej w Łodzi. Prokuratura spodziewa się, że opinia wpłynie w maju.
Jak powiedziała wcześniej rzeczniczka szczecińskiej prokuratury Małgorzata Wojciechowicz, celem opinii jest m.in. uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy błąd w procedurze in vitro wywołał skutek w postaci narażenia matki i dziecka na wystąpienie choroby realnie zagrażającej ich życiu. Wcześniej w tej sprawie prokurator m.in. przesłuchał wszystkich świadków i zabezpieczył dokumentację.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze