Europejskie media o wyniku referendum w Holandii: podwójny policzek dla UE

Wynik referendum, w którym Holendrzy opowiedzieli się przeciwko umowie stowarzyszeniowej UE-Ukraina należy traktować nie tylko jako "nie" dla zbliżenia z Kijowem, ale także jako wyraz dezaprobaty dla samej Unii - pisze w czwartek komentator "Financial Timesa". "Fakt, że Holendrzy tak zdecydowanie odrzucili właśnie tę umowę, ma symboliczne znaczenie - komentuje "Der Spiegel".
Ze wstępnych wyników środowego referendum wynika, że przeciwko umowie głosowało 61 proc. wyborców
Wynik referendum w Holandii jest "podwójnym policzkiem" dla Unii Europejskiej będąc równocześnie sukcesem prezydenta Rosji Władimira Putina oraz zwolenników szybkiego rozpadu Wspólnoty - pisze "Der Spiegel" na swojej stronie internetowej.
Według tygodnika "orgia egoizmu" w Europie Wschodniej była jednym z powodów.
Przedmiotem referendum w Holandii była "nie jakaś tam zwykła umowa o wolnym handlu, lecz traktat, który doprowadził do wybuchu ludowego powstania na Ukrainie w listopadzie 2013 roku", a następnie do obalenia prezydenta Wiktora Janukowycza, aneksji Krymu przez Rosję i rosyjskiej interwencji we wschodniej Ukrainie - pisze brukselski korespondent "Spiegla" Markus Becker.
"Fakt, że Holendrzy tak zdecydowanie odrzucili właśnie tę umowę, ma symboliczne znaczenie" - czytamy w artykule.
Negatywny wynik referendum "jest nie tylko zwycięstwem prezydenta Rosji Władimira Putina, lecz także sukcesem wszystkich tych, którzy życzą sobie jak najszybszego rozpadu UE" - pisze Becker.
Chociaż referendum nie jest wiążące, to rząd Holandii nie może zignorować jego wyniku bez narażenia się na zarzut, że nic go nie obchodzi wola narodu - czytamy w komentarzu.
Dla UE wynik głosowania jest "podwójnym policzkiem"; nie wiemy tylko, "czy skutkiem będzie podbite oko czy też złamana szczęka" - pisze Becker.
Wynik referendum jest dowodem na to, że EU stała się w Holandii - należącej jeszcze kilka lat temu do krajów najbardziej przyjaznych Unii - "skrajnie niepopularna". Z niskiej frekwencji wynika, że 70 proc. mieszkańców w tak ważnej sprawie nie wykazało zainteresowania udziałem bądź uznało, że ich głos nie ma znaczenia - czytamy w "Spieglu".
Zagłosowali nogami
Publicysta londyńskiego dziennika Tony Barber zauważa,że frekwencja wyniosła 32 proc., co jak na warunki holenderskie jest wynikiem bardzo słabym. Zdaniem komentatora pozostanie w domu wielu obywateli Holandii było świadomym wyborem.
Barber uważa, że wynik referendum pokazuje "stopień społecznego niezadowolenia z jakości demokracji i odpowiedzialności w UE". Publicysta "FT" podkreśla, że "niezadowolenie z UE zakorzeniło się w jednym z sześciu państw założycielskich (Wspólnoty)". Wskazuje, że podobne nastroje zaczynają panować we Francji i we Włoszech.
Komentator argumentuje, że na środowe referendum należy spojrzeć także pod kątem czerwcowego głosowania w Wielkiej Brytanii. Barber ocenia, że "holenderskie głosowanie jest przypomnieniem dla wszystkich, którzy spoglądają na brytyjskie referendum zaplanowane na 23 czerwca, w którym obywatele wypowiedzą się na temat pozostania lub opuszczenia UE". Jego zdaniem wyniki w Holandii pokazują, że "bezpośrednia demokracja z natury jest nieprzewidywalna".
"Tak samo jak wielu Holendrów nie podjęło decyzji (nie wzięło udziału w referendum ) w sprawie umowy UE z Ukrainą, tak może się okazać, że liczni Brytyjczycy pójdą do urn w czerwcu wypowiadając się na temat rządu Davida Camerona, albo w sprawie wielu innych kwestii, a nie tylko na temat samej brytyjskiej przyszłości w UE" - podkreśla Barber prognozując, że w przeciwieństwie do Holandii "frekwencja w Wielkiej Brytanii będzie na pewno dużo wyższa".
Odnosząc się do samej istoty holenderskiego referendum Barber ocenia, że ilustruje ono nastroje wśród eurosceptyków, którzy przeciwstawiają się dalszemu rozszerzaniu Wspólnoty.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze