"Newsweek": policja weszła do domów ekspertów, którzy badali katastrofę smoleńską
Policja weszła do mieszkań biegłych badających katastrofę TU-154, Andrzeja Artymowicza i płk. Roberta Latkowskiego, którzy zidentyfikowali gen. Andrzeja Błasika na nagraniu z tupolewa - informuje "Newsweek". Podczas przesłuchań, według informacji tygodnika, pytano ich, kto konkretnie rozpoznał głos dowódcy Sił Powietrznych.
"Newsweek" poinformował, że czynności zostały przeprowadzone na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie prowadzącej dochodzenie w sprawie przecieku ekspertyzy analizującej zapis rozmów z kokpitu tupolewa. Radio RMF FM ujawniło ją 7 kwietnia 2015 r.
Tygodnik podaje, że płk. Robert Latkowski i Andrzej Artymowicz zostali wezwani do prokuratury pod koniec listopada. Po przesłuchaniu ekseprci smoleńscy wrócili do domów w asyście policji. Później funkcjonariusze zajęli jeszcze ich komputery.
"Wystraszeni"
- Wszystko odbyło się po bożemu. Eksperci wydali rzeczy dobrowolnie - powiedział "Newsweekowi" rzecznik Prokuratury Regionalnej w Katowicach Włodzimierz Krzywicki.
Osoba mająca znać przebieg wizyty poinfomowała tygodnik, że eksperci byli "wystraszeni". - Pytano ich o to, kto zidentyfikował głos gen. Błasika. Przesłuchanie jednego z biegłych trwało ok. pięciu godzin - stwierdziła ta osoba w rozmowie z "Newsweekiem". Dodała, że dociekano także kto zidentyfikował głos gen. Błasika.
Sprawa obecności gen. Błasika
Stenogram, którego współautorami są m.in. płk Robert Latkowski i Andrzej Artymowicz, wskazuje, że gen. Andrzej Błasik był w kabinie pilotów. Dowódca według ekspertów wypowiedział następujące kwestie: "Faktem jest, że my musimy to robić do skutku" (przy tej wypowiedzi umieszczono znak zapytania), "Po-my-sły!" i "zmieścisz się śmiało". DSP miał - według biegłych - w ostatniej fazie lotu podawać wysokość, na jakiej znajduje się samolot - o godzinie 8:40:24 - "230 metrów" oraz 8:40:42 - "100 metrów".
Newsweek
Czytaj więcej
Komentarze