Zamach w Ankarze. Zginęło 37 osób

Świat
Zamach w Ankarze. Zginęło 37 osób
PAP/EPA/STR

W zamachu terrorystycznym, do którego doszło w niedzielę w centrum Ankary zginęło 37 osób - podały w poniedziałek tureckie władze. W odpowiedzi na atak tureckie lotnictwo zaczęło bombardować cele Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) w północnym Iraku.

Turecki minister zdrowia Mehmet Muezzinoglu poinformował, że liczba ofiar wzrosła po tym, jak w szpitalu zmarły trzy osoby. Wciąż hospitalizowanych jest 71 osób; wśród nich 15 jest w stanie poważnym. Rannych w zamachu zostało ponad 120 osób.

 

Tymczasem tureckie samoloty zbombardowały w poniedziałek rano obozy w północnym Iraku należące do zdelegalizowanej w Turcji PKK. Jak sprecyzowano, jedenaście samolotów przeprowadziło ataki na 18 niedawno zidentyfikowanych celów PKK, w tym magazyny z amunicją i kryjówki. Cele zostały zniszczone - podała turecka armia w komunikacie.

 

Wprowadzona godzina policyjna

 

Ponadto tureckie władze zdecydowały o wprowadzeniu w poniedziałek w nocy godziny policyjnej w mieście Sirnak na zamieszkanym głównie przez Kurdów południowym wschodzie kraju w celu przeprowadzenia operacji przeciwko działającym w tym regionie kurdyjskim bojownikom - poinformowały lokalne władze.

 

Godzina policyjna zacznie obowiązywać w poniedziałek o godzinie 23 czasu lokalnego (22 w Polsce) i będzie obowiązywać całą dobę.

 

Atak bombowy w stolicy turcji

 

Do niedzielnego aktu terroru doszło przy placu Kizilay, który jest jednym z głównym węzłów komunikacyjnych tureckiej stolicy, w pobliżu parku Guven. Zdaniem przedstawiciela tureckich sił bezpieczeństwa, po eksplozji słychać było odgłosy strzelaniny. Świadkowie opowiadali, że dym, unoszący się nad miejscem wybuchu, widać było z odległości około 2,5 km.

 

W pobliżu miejsca zamachu mieszczą się sąd i siedziby resortów sprawiedliwości oraz spraw wewnętrznych. Gdy doszło do wybuchu, przed godz. 19 czasu lokalnego (przed godz. 18 w Polsce), teren ten był pełen ludzi. Według dziennika "Hurriyet", po wybuchu prewencyjnie ewakuowano plac Kizilay, gdyż władze obawiały się drugiego ataku.

 

Nikt nie przyznał się do ataku

 

Dotychczas nikt nie przyznał się do ataku. Tureckie władze twierdzą, że wstępne ustalenia wskazują właśnie na PKK lub powiązaną z nią grupę jako na sprawców. Według przedstawicieli tureckich sił bezpieczeństwa, jednym z zamachowców była Kurdyjka, członkini PKK. Urodzona w 1992 roku kobieta z miasta Kars w północno-wschodniej Turcji miała wstąpić w szeregi PKK w 2013 roku.

 

O ataku w Ankarze reporterzy Polsat News rozmawiali z doktorem Piotrem Ślusarczykiem z serwisu euroislam.pl oraz orientalistą profesorem Piotrem Balcerowiczem.

 

 

 

Na zdjęciach umieszczanych przez świadków zdarzenia w portalach społecznościowych widać doszczętnie zniszczone samochody i autobusy.

 

 

Eksplozja nastąpiła niecały miesiąc po zamachu z użyciem samochodu pułapki, w którym śmierć poniosło 29 osób. 17 lutego w pobliżu siedziby dowództwa wojskowego, parlamentu i budynków rządowych w Ankarze zaatakowano konwój pojazdów wojskowych. Do zamachu przyznała się organizacja Sokoły Wolności Kurdystanu (TAK), powiązana z zakazaną w Turcji Partią Pracujących Kurdystanu (PKK).

 

Cztery ataki od połowy 2015 roku

 

Od czerwca 2015 roku dżihadystyczne Państwo Islamskie przeprowadziło co najmniej cztery zamachy bombowe w Turcji, m.in. w Ankarze i Stambule. Lokalne ugrupowania dżihadystyczne i lewicowi radykałowie także w przeszłości dokonywali zamachów w kraju.

 

Turcja, członek NATO, staje w obliczu licznych zagrożeń dla swego bezpieczeństwa. Kraj należy do dowodzonej przez USA koalicji zwalczającej IS w Syrii i Iraku. Walczy też na własnym terenie, w jego części południowo-wschodniej, z bojownikami PKK. W lipcu ubiegłego roku załamały się rozmowy i zerwany został rozejm między bojownikami PKK a tureckimi siłami bezpieczeństwa.

 

PAP, Reuters

jak/luq/am/wjk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie