Bronisław Komorowski: decydenci zwiększają ryzyko, bo zachęcają do odstępowania od procedur

Polska
Bronisław Komorowski: decydenci zwiększają ryzyko, bo zachęcają do odstępowania od procedur
Polsat News

- Dla bezpieczeństwa decydujące znaczenie ma to, czy same VIP-y nie tworzą klimatu przyzwolenia na odstępowanie od reguł - powiedział w programie "Prezydenci i premierzy" Bronisław Komorowski. Leszek Miller dodał, że pracujący dla najważniejszych osób w państwie nie powinni "ulegać dysponentom politycznym, bo w ten sposób ratują ich życie".

Goście Doroty Gawryluk, były prezydent Bronisław Komorowski oraz byli premierzy - Leszek Miller i Waldemar Pawlak rozmawiali o bezpieczeństwie najważniejszych osób w państwie, w kontekście incydentu z limuzyną prezydenta Andrzeja Dudy.

 

Komentując piątkowy incydent na autostradzie A4, stwierdził: - Obóz prezydenta, gdybym ja jechał tym samochodem, pewnie mówiłby, że to dowód na słabość państwa albo czyjeś niecne zamysły. Myślę, że nawalił jakiś materiał, ta opona. Wyjaśni to komisja wewnętrzna w Biurze Ochrony Rządu.

 

Komorowski: opanować chęć chojrakowania

 

Zdaniem byłego prezydenta duże znaczenie ma element zaufania między decydentem, VIP-em, a zespołem, z którym współpracuje. - Ale decydujące znaczenie ma to, czy taki VIP potrafi opanować różnego rodzaju skłonności, które są w każdym facecie, do chojrakowania. Żołnierze, funkcjonariusze świetnie wyczuwają, czy ktoś lubi jechać bardzo szybko na sygnałach, czy mówi, że raczej należy uważać, czy lubi lecieć śmigłowcem nad samą ziemią, czy będzie latał wysoko, bo takie są przepisy - mówił Bronisław Komorowski.

 

Jak podkreślał, "dla bezpieczeństwa decydujące znaczenie ma to, czy same VIP-y nie tworzą klimatu przyzwolenia na odstępowanie od reguł, formuł przewidzianych w przepisach w BOR, w siłach zbrojnych". - Bardzo często to decydenci polityczni zwiększają ryzyko, poprzez zachęcanie do odstąpienia od procedur - dodał Bronisław Komorowski.

 

Zdaniem Leszka Millera w przypadku ludzi, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie nie powinno być mowy o uleganiu dysponentom. Osoby te, zdaniem premiera, nie ulegając, ratując rządzącym życie.

 

Pawlak: kompetentni ludzie minimalizują ryzyko

 

Były premier Waldemar Pawlak zauważył, że trzeba z uznaniem odnieść się do kompetencji kierowcy. Jego zdaniem w Biurze Ochrony Rządu "powinni być dobierani do takich zadań ludzie o najwyższych kompetencjach". - Technika i urządzenia zawodzą także u osób najważniejszych w państwie. Ważne, by w otoczeniu takich osób byli ludzie kompetentni, wtedy ryzyko można zminimalizować - powiedział Pawlak.

 

Zwrócił uwagę na to, że jeśli nie dojdzie do tragedii, nie odnotowuje się zasług ludzi, którzy im zapobiegli. - Oficerowie Biura Ochrony Rządu za umiarkowane pieniądze narażają życie zapewniając bezpieczeństwo najważniejszym osobom w państwie - zauważył Pawlak.

 

Miller: ledwo uszliśmy z życiem

 

Leszek Miller przyznał, że podziela pogląd, iż takie wypadki nie powinny mieć miejsca. - Ale wiele lat temu, kiedy mój helikopter roztrzaskał się pod Piasecznem też uważałem, że coś takiego  nie powinno mieć miejsca, a zdarzyło się. I ja i moje koleżanki i koledzy ledwo uszliśmy z życiem - powiedział wspominając wydarzenia z 4 grudnia 2003 roku, kiedy to wojskowy śmigłowiec Mi-8 z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie uległ awarii pod Piasecznem. Premier doznał złamania dwóch kręgów piersiowych. Na pokładzie śmigłowca było 15 osób: czterech członków załogi i 11 pasażerów. Nikt nie zginął. Choć dopatrzono się wielu nieprawidłowości w przygotowaniu lotu, były premier uważa, że pilot uratował życie pasażerom Mi-8.

 

- Uważaliśmy, że pan pułkownik Miłosz uratował nam życie, w trudnych warunkach dokonał manewru autorotacji, osłabił uderzenie. Uważaliśmy, że jesteśmy zobowiązani złożyć mu serdeczne podziękowania i broniliśmy go przez 8 lat, bo tyle trwał proces pułkownika Miłosza. Dopiero Izba Wojskowa Sądu Najwyższego definitywnie go ułaskawiła - przypomniał Leszek Miller.

 

Atak jajkami i kamieniami

 

Odpowiadając na pytanie o odpowiedzialność za incydenty, w których niebezpieczeństwo grozi najważniejszym osobom w państwie, przypomniał także historię z maja 1997 roku i swoich doświadczeń jako ministra spraw wewnętrznych. - Para prezydencka, Aleksander Kwaśniewski i jego żona, na Champs Élysées  jajkami i kamieniami zostali zaatakowani przez bojówkę przybyłą z Polski. Uznałem, że to nie może się rozejść po kościach i zdymisjonowałem całe kierownictwo BOR. Według mnie było niedopuszczalne, że poza granicami Polski prezydent jest atakowany przez polskich obywateli - stwierdził Leszek Miller.

 

Wracając do wypadku prezydenta Andrzeja Dudy zaznaczył, że jeżeli by się okazało, że popełniono ewidentne błędy, że samochód nie był przystosowany do przewozu najważniejszych osobistości, konsekwencje wobec odpowiedzialnych za to powinny być wyciągnięte.

 

Polsat News

jak/hlk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie