Księgarz z Hongkongu, który krytykował Chiny, odrzuca pomoc Brytyjczyków. "Nie porwano mnie"
Posiadający brytyjskie i hongkońskie obywatelstwo księgarz Lee Bo, który zaginął w 2015 roku w Hongkongu i odnalazł się w Chinach, zamierza zrezygnować z brytyjskiego paszportu. Bo to jeden z pięciu hongkońskich księgarzy specjalizujących się w publikacjach krytycznych wobec władz w Pekinie. Wbrew spekulacjom zapewnił on, że nie został porwany sam, nielegalnie przedostał się do Chin.
Lee i czterej jego współpracownicy z wydawnictwa Mighty Current zniknęli w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, co wywołało obawy, że chińskie służby specjalne porwały niektórych z nich. Podczas śledztwa co najmniej jeden z księgarzy został oskarżony o sprzedaż i rozprowadzanie książek krytycznych wobec przywódców Komunistycznej Partii Chin, które są zabronione w Chinach kontynentalnych.
W trwającym 20 minut wywiadzie dla stacji Phoenix Television, który wyemitowano w poniedziałek późnym wieczorem, Lee po raz pierwszy zdał szczegółową relację ze swojego zniknięcia w Hongkongu pod koniec grudnia. Poinformował, że przyjechał do Chin kontynentalnych z własnej woli.
"W Chinach jestem całkowicie bezpieczny"
- Zawsze czułem, że jestem obywatelem Hongkongu, obywatelem Chin. Ponieważ ludzie wykorzystywali moje brytyjskie obywatelstwo, by robić sensację z całej sprawy i jeszcze bardziej ją skomplikować, postanowiłem zrezygnować z brytyjskiego paszportu - powiedział Lee w telewizji nadającej z Hongkongu.
- Dlaczego zachowywałem się w tak tajemniczy sposób? Ponieważ musiałem pomóc w dochodzeniu w Chinach kontynentalnych, co wymagało składania zeznań przeciwko pewnym osobom - dodał.
Lee tłumaczył, że bał się odwetu ze strony tych, przeciwko którym zeznawał. - Wykorzystałem nielegalne sposoby, by się tu przedostać i nie używałem mojego chińskiego pozwolenia na przekroczenie granicy - powiedział. - W Chinach jestem całkowicie bezpieczny. Moje stosunki z funkcjonariuszami organów ścigania są bardzo dobre. Bardzo dobrze mnie traktują - zapewniał.
Brytyjczycy podtrzymują ofertę pomocy
Mimo wszystko brytyjski rząd poinformował, że udzieli Lee pomocy - podało BBC po najnowszych wypowiedziach księgarza. Wcześniej szef brytyjskiego MSZ Philip Hammond podkreślał, że Lee został "wbrew własnej woli wywieziony" z Hongkongu. Mimo licznych próśb przedstawicielom brytyjskiego konsulatu w Hongkongu nie umożliwiono na razie kontaktu z Lee.
Wydawana przez KPCh gazeta "Global Times" napisała w poniedziałek, że zatrzymanie księgarzy, w tym mającego szwedzkie obywatelstwo Gui Minhaia, było związane ze śledztwem w sprawie dystrybucji zakazanych wydawnictw.
Zniknięcie mężczyzn wywołało obawy, czy Pekin zamierza utrzymać półautonomiczny status Hongkongu oraz że chińskie władze stosują nową taktykę, by naruszyć zasadę "jeden kraj, dwa systemy", zgodnie z którą ta była brytyjska kolonia jest rządzona, od kiedy została przyłączona do ChRL w 1997 roku. Mieszkańcy Hongkongu korzystają ze swobód niedostępnych dla ich rodaków z innych części ChRL, w tym wolności słowa i prasy.
Łzy drugiego z księgarzy
W połowie stycznia inny z zaginionych hongkońskich księgarzy - Gui Minhai, udzielił wywiadu telewizyjnego, w którym przekonywał, że do Chin udał się z własnej woli. Gui, który - według b. hongkońskiego deputowanego Alberta Ho - mógł być autorem książki o byłej kochance prezydenta Chin Xi Jinpinga, mówił w telewizji, płacząc, że udał się do Chin, by zgłosić się na policję. Twierdził, że 11 lat temu uciekł przed karą wymierzoną mu w Chinach za popełnione przestępstwo.
Krytycy władz w Pekinie często znikają bez wieści w Chinach kontynentalnych. Później okazuje się, że trafili do aresztu. Jednak według mediów do takich wydarzeń wcześniej nie dochodziło w Hongkongu.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze